[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie na tym polegało zło, że Wojtczak i Masłocha mieli ambicje, a Romanikowa była po prostu głupia, choć była docentem.Całą sprawę spaprał ten docencik i jego dziewuchy.Trochę spermy, odrobina niedbalstwa i beztroski - od tego zaczyna się wszystko walić, nawet największy i najmądrzej przemyślany gmach.Wycięli brzezinę i dwudziestoletnie sosny, które kiedyś posadzono na Wilczym Rogu, ogołocono teren z najmniejszego drzewka i krzaka, dziesiątki razy przeorano ziemię, stalerzowano ją, zabronowano, oblano środkami chwastobójczymi.Aż przyszło suche, wietrzne lato i choć Masłocha radził Romanikowej, żeby półwysep obsiać szlachetną trawą i w ten sposób zatrzymać erozję gleby, wiatr rozniósł próchnicę po jeziorze, wyjrzały łysiny szarego piasku.Romanikowa postawiła jednak na swoim.Na plantacjach, jakie oglądali za granicą, nic nie rosło między rzędami drzew nasiennych, od wczesnej wiosny aż do późnej jesieni między sadzonkami jeździły kultywatory i wyrywały każde źdźbło trawy, każdy chwaścik.Przed tygodniem Masłocha rozkazał Kuleszy, aby na co większe łysiny piasku nawiózł trochę torfu i przykrył goliznę - jutro miała przyjechać jakaś komisja z Romanikowa na czele.A za tydzień zacznie się sadzenie drzew przemyślnie szczepionych.I znowu ta mapa zasadnicza, przysłana za późno i niedbale zrobiona.“Jakaś pinda, jakiś gówniarz ją wykreślał - myślał Masłocha.- Nieważne mu było bagienko, kupa kamieni, stary cmentarzyk.Czego ich uczą, tych skurwysynów".Zapalił papierosa, rozsiadł się za swoim biurkiem, krzyknął przez drzwi do sekretarki, żeby mu przysłała Wojtczaka.Stary zjawił się natychmiast i jak zwykle coś seplenił (że też nie stać go było na wprawienie zębów).Zaczął od plotki, że od Kuleszy uciekła żona i młody inżynier pije wódkę już trzeci dzień.Masłocha nie chciał tego słuchać i rzucił mu rulon mapy półwyspu.- Jedź na plantację i sprawdź, czy wszystko jest zgodne z mapą - rozkazał.- Na miejscu są jeszcze sprzęt i ludzie.Jutro przyjeżdża komisja.- Już jadę - oświadczył posłusznie Wojtczak i po chwili pod oknem zawarczał jego terenowy samochód.A Masłosze zrobiło się żal Wilczego Rogu.Na krótką chwilę ocknęło się w nim coś człowieczego.Wspominał, że było to najpiękniejsze miejsce nad jeziorem, porośnięty brzeziną półwysep z piaszczystą ostrogą, po której przelewały się fale.Lubił się tam kąpać w upalne dni, potem siadywał w cieniu czterech klonów obrastających po rogach mały cmentarz z nieczytelnymi napisami na kamiennych nagrobkach.Od ilu lat już tam nie jeździł? No nie, jeździł tam ostatnio wiele razy.Koło piaszczystej ostrogi wbito pal z napisem “Zakaz dobijania i biwakowania", półwysep ogrodzono wysoką siatką.Dziesiątków milionów złotych trzeba było przecież jakoś strzec.Wojtczak całą drogę - dwadzieścia kilometrów przez lasy - seplenił kierowcy o Kuleszy, który trzeci dzień chla wódkę z powodu ucieczki żony.“Kulwa.Kulwa" - powtarzał, a kierowca potakująco kiwał głową.Przed laty stary dog pogróżkami lub obietnicą przyznania lepszej deputatowej działki zmuszał do współżycia ze sobą co młodsze żony robotników leśnych, gajowych, a nawet leśników.Naciął się na starego Kondradta, któremu zaczął podmacywać młodą żonę.Kondradt wziął strzelbę, złożył się i Wojtczak uciekł z jego domu gubiąc po drodze czapkę.Ale z Kondradtem nie było żartów, podobno spowodował śmiertelny wypadek kochanka swojej żony i nikt nie mógł Wojtczakowi zaręczyć, że naprawdę nie strzeli.Od czasu tej ucieczki Wojtczak nienawidził Kondradta, ale stary leśniczy był ulubieńcem Masłochy - dlaczego, nie wiadomo.Co tydzień nadleśniczy zajeżdżał do Kondradta, pozwalał się częstować kolacją i słuchał, co tamten opowiada mu o lesie, o zmarłym leśniczym Izajaszu Rzepie, o Horście Sobocie.Lubił Kondradta prawdopodobnie za jego przedziwną moc - co by stary leśnik zasadził w lesie, choćby i zwykły patyk, natychmiast przyjmowało się i zieleniło.W całym nadleśnictwie, a może i okręgu leśnictwo Kondradta miało najmniej wypadów na uprawach.Kierowca, który wiózł Wojtczaka, słuchał jego seplenienia i jak zwykle potakiwał albo narzekał na swoją pracę, na swoją żonę, na swoje nieudane życie.Wojtczak takich lubił, takich popierał, choć wyśmiewał się z nich za plecami.Życzliwie mówił na przykład o Tarchońskim, gdyż widział, jak tamten dostał po gębie od żony.Źle mówił o Kuleszy, bo wziął sobie za żonę hożą dziewkę od Horsta Soboty.Teraz niby to gniewnie seplenił na Kuleszę, że tamten chla od trzech dni i nie pilnuje plantacji, lecz w gruncie rzeczy czuł w sobie jakieś ciepło na myśl, że ta dziewczyna uciekła od tego młodzika, i nie miał zamiaru robić notatki służbowej z powodu pijaństwa Kuleszy.I nie pomyślał o tym, gdy wjechał przez szeroko otwartą bramę w siatce ogradzającej Wilczy Róg i od gajowego Wzdręgi dowiedział się, że Kulesza na plantacji nie pokazywał się od przedwczoraj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]