[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uspokoiło się to okropieństwo dopiero pózną jesienią.Jedyną satysfakcjęsprawił pannie Dominice fakt, że przez całe lato nie można było robić owychsuchych konfitur, ulubionego produktu kuzynki Matyldy, rujnacja kuchni bowiemna takie wymyślne sztuki nie pozwalała.Niestety, kuzynka Matylda nie przejęłasię tym wcale.Przejęła się za to Justyna.Zmodernizowaną wówczas kuchnię błędowskiegodworu znała doskonale, z podziwem pomyślała nawet, że ów bojler, niemal naprzełomie wieków zawieszony, przetrzymał dwie wojny i po pięćdziesięciu la-tach jeszcze niezle służył.Instalacje wszelkie również działały i szlag trafił tylkolokalną elektrownię, a i to dopiero podczas drugiej wojny światowej.Natomiasto tajemniczych pracach w bibliotece, widać już było, nie miała szans uzyskaćżadnej wiedzy.Zostały one jednakże przeprowadzone, prababcia odwaliła robotę dyploma-tycznie i podstępnie, i bez wątpienia w chwili wybuchu pierwszej wojny wy-korzystała swoje skrytki.Następnie wyrzekła się pamiętnika i nie napisała jużani słowa.Jedyną możliwość odzyskania cesarskich podarunków mogła stanowićosobista penetracja budowli, a tę właśnie głupia prawnuczka utraciła bezpowrot-nie, z lekkim sercem porzucając nieruchomość razem z tajemnicą.Smętne resztki nadziei leżały jeszcze w diariuszu panny Dominiki, która teżjakoś rzadziej sporządzała notatki.W każdym razie pociągnęła tę pracę pisarskądłużej niż prababcia.7 stycznia roku pańskiego 1909Jak to przez żydów różnych i służbę plotki rozmaite dochodzą! Teraz dopie-ro się dowiaduję, że podobno we Wiedniu i w Paryżu kuzynka Matylda ledwielat temu parę tak się zabawiała, jakby całkiem pamięć o wieku własnym straciła.A toż nie więcej niż sześć lat ode mnie młodsza! Kuzyn Mateusz swoje konie nawyścigi puszczał, co do koni, to nie powiem, ekstraordynaryjnie mu się hodująi zyski ma z tego procederu, a małżonka jego wprost nie wiadomo jakie ekscesawyprawiała.Przypomniała sobie babka dziewiczy wieczór.Zaś gadanie żydow-skie stąd, że podobno klejnotami takimi obwieszona była, że Boże odpuść, zawiśćogólna ją otaczała.Skądże takie precjoza? O diamentach mówiono, rubinach,szafirach, a co do szmaragdów, tom je sama raz na niej widziała nie tak dawnotemu, jak mi tu bal znienacka urządziła po wyścigach warszawskich, całe towa-rzystwo przywożąc.Hrabia Potocki wtenczas ową okropną maszyną przyjechał,co ją zwą automobil, a bez koni jedzie.159Klejnoty kuzynka Matylda ma, to wiem, ale żeby aż takie, żydowskiego gadaniawarte? Czy to przypadkiem nie z owego zgorszenia dawnego, co już go nawetwspominać nie chcę?Zziębłam strasznie wczoraj od leśniczego wracając na piechotę ten ostatni ka-wałek drogi, kiedy to i koń, i sanki w gałęziach pod śniegiem ukrytych ugrzęzły,ale jużem wolała iść sama i pomoc stangretowi wysiać niż tam na mrozie i wichrzenieruchomo czekać.Dwóch ludzi poszło, by konia z pułapki bez szkody wydobyć,i powiodło im się, alem ja ledwie żywa do domu dotarła.I teraz wreszcie zgodzi-łam się, że te fanaberie kuzynki Matyldy może i nie takie złe, bo mi Józia zarazw łazienkowym piecu rozpaliła i w gorącą wodę do wanny weszłam.Rozgrzałamsię w okamgnieniu i widzę, że dobrzem uczyniła, bo dziś nawet i kataru nie mam.A jużem myślała, że choroba pewna.20 majaStraszna rzec: się stała i nie do pojęcia.Ową świecącą bańkę szklanną w gar-derobie kazałam Stasi odkurzyć, bo pyły na niej z daleka wdać było, ona, żena drabinę wejść musiała, Fabiana wezwała do pomocy, i cale szczęście.Ledwościerką dotknęła, huk straszny się rozległ i błysk okropny nastąpił, Stasia z drabi-ny spadła i byłaby się może zabiła, ale Fabian ją złapał, choć sam wystraszony.W całym domu popłoch się zrobił i dopiero Poldzio uspokojenie wprowadził.Mo-krą ścierką, rzekł, takowej bańki nie wolno dotykać, jeśli się świeci, bo gorącabardzo od świecenia się robi, aleć ścierka Stasi ledwo wilgotna była.Wilgotnelepiej pyły i kurze ściąga.A oto wilgotnym też nie, bo to jakby w zimny kryształnagle ukropu nalać, tedy pęknie, a tu całkiem to samo, ale odwrotnie.O krysz-tale rozumiem, to każdy wie, że od nagłego gorąca szkło pęknąć może, ale tu odzimna.Tego rozumieć wcale nie chcę.Dość że Poldzio zrobił co należy i w paręminut ową szkodę naprawił.Może i wygodna to rzecz, ta elektryka, ale okropnieniebezpieczna.26 czerwcaPrzejazdem kuzynka Matylda ledwo dzień jeden zabawiła, z imienin pana Mie-chowskiego wracając, i aż dziw bierze, od suchych konfitur mnie uwolniła.Już niemuszę wszystkiego owocu na kandyzowany przerabiać, teraz jej chętka na ma-rynaty przyszła.To już z dwojga złego marynaty wolę, bo syropu tak nie trzebapilnować, a i ocet od cukru tańszy.Kaczki młode w sitowiu mi się pokryły, cały wieczór kłopotu, powiada Bartek,że od jutra każe staw czyścić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]