[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Geoffrey był wyraznie czymś strapiony.Rzadko się odzywał, i nie uśmiechał.Może się czuł nieswojo z powodu tego pocałunku, a może denerwował przed roz-mową z kuzynem.Zbierał nowo rozdane karty, studiował je, ale myślał chyba o czymś niemają-cym wiele wspólnego z grą; włosy opadały mu na czoło.Tak spędzili kilka godzindo obiadu, które dla Sabriny wlokły się niemiłosiernie.Rhys spędził popołudnie w swoich komnatach na górze, teraz pochylony nadkartką, pisał.Gryzmolił jakieś słowa, by za chwilę je zamazywać.Wyglądał przezokno.Przemierzał pokój.Skreślał kolejne słowo.Znowu podchodził do okna.Ob-serwował, jak słońce chyli się coraz niżej.Obserwowanie topniejącego śniegu byłoby bardziej produktywnym sposobemna spędzenie tego popołudnia.Wreszcie, w napadzie dziecinnej irytacji, cisnął piórem przez pokój.I zarazsię tego zawstydził.To nie była wina pióra, że słowa nie chciały przyjść.Obiad upłynął w weselszym nastroju, ponieważ Mary nakłoniła hrabiego dozaproszenia państwa Colbertów, którzy mieszkali zaledwie dwie godziny drogi odLa Montagne.Raczono się bażantami w sosie cebulowo ziołowym i rozmawiano,a może raczej słuchano, bo mówiła głównie Mary.Po posiłku, jak było do przewidzenia, signora Sophia Licari została poproszo-na o występ, tym razem przez pana Wyndhama.Przechyliła głowę, przysłoniła oczy długimi rzęsami.Uniosła powieki po dłuższej chwili. Nie dzisiaj oświadczyła, jakby jej śpiew był duchem wywoływanym na se-ansie spirytystycznym.Sabrina widziała, że hrabia i pan Wyndham wymienili spojrzenia. A może panna Fairleigh jest muzykalna? Pytanie pochodziło od Sophii Li-cari i Sabrina wyczuła w nim złośliwą nutę. Sabrina gra bardzo dobrze powiedział Geoffrey.Mile zaskoczona, podzię-kowała mu uśmiechem. Och, tak! Sabrino, zagraj coś koniecznie.Moglibyśmy potańczyć! dorzuci-ła Mary.Sądząc z miny Sophii Licari, równie dobrze mogłaby wykrzyknąć: Och, za-razmy się cholerą!" Proszę zagrać, panno Fairleigh odezwał się hrabia. Nuty leżą na fortepia-nie.Może menueta? Z wielką przyjemnością będę obracać strony.Sabrina popatrzyła na niego nieufnie.Wytrzymał spojrzenie bez drgnięciapowieki.Jego entuzjazm wydawał się całkiem szczery.Być może teraz, ten diabełwcielony, zapragnął dla odmiany odkupić swoje winy, służąc pomocą.To wydawa-ło się mało prawdopodobne, ale niezręcznie byłoby odrzucić propozycję gospoda-rza domu. Przyda się jakaś widownia, podziwiająca pani grę, więc niektórzy z nas będąpanią oglądać, podczas gdy reszta będzie tańczyć. Głos Sophii Licari zawszebrzmiał tak, jakby mówiąc, przeciągała się jednocześnie z lubością.Wyśmienicie.Teraz ma być oglądana" przez Sophię Licari. Z przyjemnością zagram dla państwa zgodziła się Sabrina.Kilka krzeseł ustawiono przed fortepianem, a sofy oraz stoliczki przesuniętona bok, by zrobić miejsce do tańca.Mary, Paul, Geoffrey i córki Colbertów, pod-ekscytowani, stali w drugim końcu salonu, czekając na występ.Sabrina podeszła do fortepianu.Instrument, przeogromny, niemal oślepiał po-łyskiem mahoniu i mosiądzu; klawisze, jeśli ją wzrok nie mylił, były z macicy per-łowej.W niczym nie przypominał zdezelowanego, choć nadal dobrze się spisują-cego pianina, z którego korzystała na plebanii.Wydawało się, że katowanie" gożywymi tańcami szkockimi i gigami byłoby profanacją.Jednak każdy instrument,nawet najwspanialszy, służy do tego, by na nim grać.Zasiadła przed klawiaturą, hrabia podszedł i stanął obok, tuż przy jej ramieniu. To jest całkiem przyjemny utwór powiedział, sięgając po nuty, i rozłożyłje tak, by Sabrina mogła widzieć.Stał pochylony na tyle blisko, że czuła krochmaljego białej koszuli i ostrzejszy zapach, może limetę.Na moment ją zaćmiło i niepotrafiła przeczytać ani jednej nutki.Wyprostował się, a ona odetchnęła głęboko, ułożyła palce na klawiaturze i za-częła grać.Barwa była znakomita, klawisze opadały miękko pod palcami i zaraz powra-cały na miejsce, jakby same wygrywały melodię.Po drugiej stronie pokoju Mary, jej mąż, Geoffrey i inni goście ustawili się wszyku do menueta i już podjęli rytm.Sabrina nawet zapomniała, że hrabia stoi zajej plecami, dobrze się bawiła, uśmiechała, obserwując tańczących. Byłoby pani przyjemniej, gdyby otworzyła pani usta rzucił hrabia od nie-chcenia ponad muzyką.Nikt nie proponował, by śpiewała.Całkiem roztropnie zresztą, zdaniem Sabri-ny.Skąd nagle taki pomysł? I dała się ponieść dodał, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Melodii? Była skonsternowana. Pocałunków skorygował obojętnie i przewrócił stronę.Sabrina pomyliła się i dłonie opadły na jakichś pięć złych klawiszy.Kątemoka dostrzegła, że na kilku twarzach pojawił się, przelotnie, grymas niezadowole-nia.Od początku nikt się nie spodziewał, że będzie grać doskonale, i teraz, kiedymiała za sobą pierwsze potknięcie, skończyło się wyczekiwanie na błąd i wszyscytrochę się odprężyli.Dłonie Sabriny poruszały się machinalnie, niezależnie od mózgu skupionegona rosłym mężczyznie, który się nad nią nachylał pod pretekstem służenia pomocą,a z zamiarem wytrącenia jej z równowagi. Obawiam się, że nie rozumiem co ma pan na myśli, lordzie Rawden po-wiedziała to w miarę spokojnie. Przechadzałem się mówił jej półgłosem do ucha po pokojach, ciesząccudownym domem, i nagle kogóż widzę? Mojego kuzyna i pannę Fairleigh.odda-jących się grzesznym rozrywkom.Tyle przeklętych komnat w tym domu, a musiał przechodzić właśnie obok tej. To była prywatna chwila, hrabio. Czuła jak wzbiera w niej gniew. W gościnie u obcych nie ma prawdziwie prywatnych chwil, panno Fairleigh.Nie zwracać uwagi.Może to właśnie jest sposób.Będzie go ignorować i wkońcu on się znudzi brakiem spodziewanej reakcji.Nie będzie odpowiadać na jegozaczepki.Powtarzała sobie w duchu, że musi zachować spokój.Grała dalej. Przypadł pani do smaku? Znowu ten głos. Obiad? Był wyborny, dziękuję odparła lodowatym tonem. Pocałunek.Powinna była wiedzieć.Uświadomiła sobie, że trzy razy pod rząd zagrała ten sam ustęp.Tancerzeokrążali się już trzeci raz poprzewracają się od zawrotu głowy.Odetchnęła głęboko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]