[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie umiała być wdzięczna za okruchy, jakie raczył jejrzucić.Myśl, rozkazała sobie.Myśl!Opierając brodę na dłoniach, zabrała się do dzieła.Parę minut pózniej na jej ustachpojawił się uśmiech.Có\, myślała, to powinno wystarczyć.W zupełności.6Rory, czy po\yczałeś moje plany?.Główny majster spojrzał znad kubka porannej herbaty i pokręcił rudą głową.- Nie, wie pan, \e nigdy nie biorę pańskich rysunków bez pytania.Darragh w zdenerwowaniu przeczesał włosy palcami.- Tak, ale myślałem.Szukałem wszędzie i nie mogę ich znalezć.- Hm.to się kupy nie trzyma, co? Odło\ył je pan tam, gdzie zwykle?- Tak, pozwijałem je wczoraj wieczorem i poło\yłem w tym samym miejscu.Tozupełnie nie ma sensu.Mo\e któryś cieśla postanowił je przejrzeć dziś rano i zapomniałpowiedzieć.- Nie, widziałem wszystkich cieśli i \aden nie miał planów.- Rory łyknął herbatę, poczym odstawił kubek na pobliski stos drewna.- Pójdę, popytam ludzi.Na pewno się znajdą.Jednak pół godziny pózniej planów nadal nie odnaleziono.Złote, promienne słońcewspięło się wysoko na niebo i Darragh, bez spoglądania na zegar, wiedział, \e są ju\spóznieni.Pomimo to, podniósł wieczko srebrnego zegarka kieszonkowego i skrzywił się,zerknąwszy na wskazówki.Przekleństwo.Gdzie one mogły się podziać?Jeśli nie rozpoczną pracy zaraz, stracą całe przedpołudnie.Na nieszczęście większośćludzi potrzebowała jego wskazówek, a on nie mógł im ich udzielić, nie mając planów.Pozatym zaczęli pózniej w związku z umową z lady Jeannette.Wyobraził ją sobie śpiącą gdzieś w domu.Nie mogłaby chyba zabrać planów? Nie, toby było zupełnie niemądre, stwierdził, odsuwając tę myśl na bok.Za dziesięć dziewiąta ka\de wyjaśnienie wydawało mu się mo\liwe.Plany nadal sięnie odnalazły.Zwykły spokój zaczął go zawodzić.Naraz na placu budowy pojawiła się młodasłu\ąca.Przystanęła, \eby porozmawiać z jednym z jego ludzi i oboje spojrzeli w stronęDarragha.Ruszyła ku niemu, ściskając w dłoni kartkę papieru.Kiedy stanęła przed O'Brienem, w jej brązowych oczach błysnął strach.- Przepraszam, panie.Czy pan nazywa się O'Brien? - Tak.- Milady prosiła, \ebym to panu przekazała.Wpatrywał się w kartkę dłu\szą chwilę, zanim wziął ją do ręki.Rozło\ył papier izaczął czytać.Szanowny Panie O'Brien!Jeśli Pan to czyta, musi być koło dziewiątej.Przypuszczam, \e do tej pory zorientowałsię Pan, \e brakuje mu pewnych dokumentów.Jeśli zgodzi się Pan, \eby Pańscy robotnicyzaczynali pracę codziennie o tej porze, począwszy od jutra, natychmiast zwrócę zgubę.Z powa\aniem Lady Jeannette Brantford.Przez sekundę Darragh stał oniemiały.śyła nabrzmiała mu na skroni, zmiął kartkę wręku.Z satysfakcją słuchał skrzypienia papieru, gdy zgniatał go w kulkę.Pokojówka otworzyła szeroko oczy.Zdobyła się jednak na odwagę i powiedziała:- Milady kazała mi czekać na odpowiedz.Przeniósł wzrok na dziewczynę.- Dostanie swoją odpowiedz.Miał ochotę udzielić jej tej odpowiedzi sam.Wpadnie do pokoju lady Jeannette,gdziekolwiek się znajdował, wyrwie ją ze słodkiego snu i pokrzyczy przez minutę czy dwie.A potem wyjdzie z planami w kieszeni.Przypuszczał jednak, \e Merriweatherowie moglibynie być zachwyceni takim zachowaniem.Zatem musiał wystarczyć list.Podszedł do stołu, na którym teraz powinny le\eć rozło\one jego plany.Zaciskajączęby, znalazł pióro, papier i atrament.Zastanawiał się chwilę nad treścią listu.W końcuzaczął pisać.Wysuszywszy atrament piaskiem, zło\ył kartkę i wrócił do małej słu\ącej o łagodnychoczach.Podał jej list.- Dla twojej pani.Uśmiechnęła się blado, dygnęła grzecznie, po czym odwróciła się i ruszyła w stronędomu.- O co chodzi? - zapytał majster, podchodząc do Darragha.- Nic takiego, to tylko drobna zwłoka - odparł Darragh.- Wezmę konia i pojadę dodomu.Mam tam zapasowe plany, nie takie szczegółowe, ale powinny wystarczyć.Wmiędzyczasie powiedz ludziom, \eby wcześniej zrobili sobie przerwę obiadową i byli gotowido pracy, kiedy wrócę.- Oczywiście.Jeannette wyciągnęła się w pościeli i powoli otworzyła oczy, kiedy Betsy zaczęłaodsuwać zasłonki, wpuszczając do sypialni poranne słońce.- Hm - mruknęła, ziewając.- Która godzina?- Dziesięć po dziewiątej, milady.- Naprawdę? - Otrząsnęła się ze snu i usiadła na łó\ku.- Dałaś mu mój list?- Tak, milady.- I co? Przekazał odpowiedz?Betsy kiwnęła głową i podniosła z toaletki zło\oną kartkę papieru.Jeannette wyciągnęła rękę.- Dziękuję, Betsy.- Do usług.Przystojny z niego mę\czyzna, jeśli wolno mi zauwa\yć.- Hm.jeśli lubi się ten typ.Doprawdy, nie przyglądałam mu się - skłamała Jeannette.Bawiąc się listem, przesunęła kciukiem po jego powierzchni, ale nie próbowała go otworzyć.- Betsy, myślę, \e napiję się herbaty i zjem tosty tutaj, w moim pokoju.- Oczywiście, milady.Zaraz przyniosę.Jeannette poczekała, a\ słu\ąca zamknie za sobą drzwi i dopiero wtedy rozpostarłakartkę.Lady Jeannette!Mam nadzieję, \e nacieszyłaś się porannym wypoczynkiem.Muszę prosić, abyśzwróciła moją własność.Jeśli zrobisz to natychmiast, nie wspomnimy więcej o tej sprawie.Jeśli plany nie znajdą się do wieczora, obiecuję, \e będziesz zaczynać dzień naprawdęwcześnie.Sługa uni\ony O'BrienZwierzę, pomyślała, gniotąc kartkę w dłoni.Próbuje ją zastraszyć.Có\, to mu się nieuda.A jeśli się uda?Zagryzła wargi, myśląc o długim, grubym rulonie planów architektonicznych, któryschowała za szafą.Czy powinna je oddać?Zamknęła oczy, wsłuchując się w cudowną ciszę za oknami.Jak mogłaby się tegowyrzec? Chocia\, kiedy się nad tym chwilę zastanawiała, rozumiała, \e to w najlepszymwypadku czasowe rozwiązanie.Był wyraznie rozgniewany.Co mógł jednak zrobić bez planów? Poza tym, robotnicy na pewno są zadowoleni zwolnego dnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]