[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy rano będziesz sięstamtąd zbierał, przyjeżdżaj prosto do Angel Bay.Zanim mam czas zaprotestować, Brand mówi: Nie żyje Tony, barman z The Hill. Jak to? pytam. Co się stało?Brand wzdycha. To długa historia.I z udziałem Jacey.Z trudem przełykam ślinę. Co się stało? powtarzam. Wróciła do tego małego skurwiela Jareda.Nie znam szczegółów, ale gdy Tony do niejjechał, żeby przemówić jej do rozumu, Jared zepchnął go z drogi.Zginął na miejscu. Czy Jacey nic się nie stało? pytam. Była tam? Wszystko z nią w porządku.I tak, była tam.Pojechała z Jaredem, żeby załagodzićsytuację, ale nie mogła go powstrzymać.Jest w szoku, ale wyjdzie z tego. A Jared? mój głos nie zdradza żadnych emocji. W więzieniu. A Maddy?Głos Branda jest teraz cichszy: Kompletnie się załamała.Nie chce nawet rozmawiać z Jacey.Ten facet był dla niej jakojciec, więc bardzo to przeżywa.Też była na miejscu wypadku.Musisz wracać do domu, Gabe.Maddy cię potrzebuje.I Jacey. Będę jutro.Powiedz Jacey, że przyjeżdżam. A Maddy? Nic jej nie mów. Ale& Nie ma żadnych ale przerywam mu. Będę tam, Brand.Po prostu przekaż to Jacey.Kończę rozmowę i gapię się w ścianę.To musiało dobić Madison.Bardzo kochała Tony ego.Tak często musiała radzić sobie zestratą włączając w to stratę mnie a teraz jeszcze to.Chciałbym zebrać swoje klamoty, jechać prosto do Angel Bay, wziąć ją w ramiona iochronić przed wszystkim.Ale przed tym jej nie ochronię.Tony nie żyje, a ja tego nie zmienię.Biorę szybki prysznic, pakuję szpeje i wskakuję do łóżka, odliczając godziny do chwili,kiedy będę mógł się stąd wymeldować i wyruszyć do miejsca, do którego należę. Rozdział 28MADISONCały dzień spędzam w domu Tony ego i Marii.Nie mieli wiele pieniędzy, a to, co mieli, wydali na czesne swojej córki Sophii.TerazMaria zastanawia się, skąd wziąć pieniądze na pogrzeb. Ja zapłacę za pogrzeb mówię, przyglądając się rodzinnym zdjęciom, na których widzętakże siebie.Maria wbija we mnie wzrok, całkowicie oniemiała.Tony od lat był częścią mojego życia.Był rodziną.A to jedyna rzecz, którą mogę teraz dla niego zrobić.Ostatnia rzecz. Chcę to zrobić zapewniam Marię, która aż się rozpłakała z wdzięczności. Był dlamnie jak ojciec.Dla Mili też.Zawsze mogłyśmy na niego liczyć, kiedy go najbardziejpotrzebowałyśmy& Głos mi się łamie, a w gardle czuję gulę.Choć z powodu szoku i smutku trudno mi zebrać myśli, pomagam Marii w podejmowaniudecyzji, bo wiem, że to, co czuję, ona odczuwa sto razy bardziej.A biedna Sophia leży zwiniętaw kłębek na łóżku i nie jest zdolna w ogóle do niczego.Wiem, jak to jest.Człowiek ma wrażenie, że błądzi we mgle.Jednak trzeba podejmować decyzje co do tysiąca rzeczy związanych z pogrzebem.Niewierzę, że znowu się tym zajmuję.Najpierw moi rodzice& a teraz Tony.Na dodatek, właśniekiedy czuję, że to wszystko mnie zaczyna przerastać, dzwoni Jacey. Proszę cię, Maddy błaga płaczliwie. Nie chciałam, żeby to się stało.Też kochałamTony ego.Nie miałam pojęcia, że Jared zrobi coś takiego.Myślałam, że jest inny.Myślałam, żesię zmienił& O mój Boże, po prostu się zamknij! wyskakuję na nią.Wyszłam na werandę, żebyswobodniej rozmawiać. Przez twoją głupotę Tony jest w kostnicy! Nigdy bym nie pomyślała,że potrzebujesz akceptacji aż tak bardzo, żeby się płaszczyć przed taką kanalią jak Jared.Popatrz,do czego doprowadziłaś.To wszystko twoja wina, Jacey.Twoja wina.Kończę połączenie, nie zważając na jej szloch, i odwracam się.Przede mną stoi Maria. To nie wina tej małej mówi łagodnie, a jej ciemne włosy lekko falują na wietrze.Popełniła błąd, ale jest jeszcze bardzo młoda.Winny jest Jared Markson i nikt inny.Tony podjąłdecyzję, że tam pojedzie.To był jego wybór.Nie możesz winić za to Jacey, Madison.Mogę.I to właśnie robię.Jestem taka wkurzona na cały świat, że żadne argumenty do mnie nie docierają.Kiedy wrzucam telefon do torebki, zauważam coś, co mi całkiem umknęło w chaosiewczorajszego dnia.Nieodebrane połączenie od Gabriela.Dzwonił dokładnie wtedy, kiedy rozmawiałam z Jacey.Nie zostawił wiadomości.Dziwne jest, że nic w związku z tym nie czuję.Cała jestem pozbawiona czucia.Mójumysł, moje serce, moje kończyny.Ale to mi pasuje.Bo skoro nic nie czuję, ból nie może nade mną zapanować.Mogę sięzdystansować i robić to, co do mnie należy.Gabriel się w tym momencie nie liczy.Liczy się przebrnięcie przez jutrzejszy pogrzeb. Liczy się przetrwanie tego strasznego smutku.Liczy się wymyślenie, co dalej z moim życiem.Ponieważ kiedy się rozglądam, kiedy patrzę na jezioro, na restaurację, na wszystko, czymjest to miejsce, myślę, że mam tego dość.Mam dość tego wszystkiego. Rozdział 29GABRIELWchodzę do domu dziadków.Jacey rzuca się w moje ramiona z takim impetem, żeprawie mnie przewraca. Dzięki Bogu, że już jesteś! szlocha i chowa twarz na mojej piersi.Po drugiej stronie kuchni jest Brand, opiera się o futrynę i wygląda na zmęczonego.Prawdopodobnie rozmawiał z Jacey całą noc. Cześć wam witam się cicho, odkładając torbę na podłogę. Przykro mi z powoduTony ego, Jacey.Wiem, że byliście blisko.Jej zapłakana twarz unosi się w moją stronę. Kochałam go, Gabe.Wiesz o tym, prawda? Wiesz, że nigdy nie zrobiłabym czegośtakiego specjalnie.Mam ochotę powiedzieć jej, jak zle zrobiła, najpierw okłamując nas, że Jared nie daje jejspokoju, a potem wracając do tej kanalii.Ale widzę, że jest zbyt załamana, żeby jeszcze jądobijać.Jej szczupłe ramiona drżą, kiedy płacze, a Brand ostrzegawczo potrząsa głową. Wiem, Jace mówię zamiast tego. To nie twoja wina.To Jared jest winny.Jedyne, comożemy teraz zrobić, to godnie uczcić pamięć Tony ego. Ale Maddy nawet nie chce ze mną rozmawiać łka Jacey. Uważa, że to moja wina.Ima rację.Gdybym tylko nie wróciła do Jareda! Gdybym was posłuchała! Jutro rano jestnabożeństwo żałobne.Wiem, że Maddy się wkurzy, jeśli na nie pójdę.Ale muszę iść, Gabe.Byłteż moim przyjacielem.Głaszczę ją po plecach, pocieszam i podtrzymuję na duchu najlepiej, jak umiem.Taknaprawdę jestem na nią wkurzony, ale nie chcę, żeby się poczuła jeszcze gorzej.Zrobiła głupiąrzecz, ale to dobra dziewczyna.Muchy by nie skrzywdziła.Odprowadzam ją do jej pokoju i sadzam na łóżku. Musisz odpocząć, Jacey tłumaczę. Masz podkrążone oczy.Wiem, że nie spałaś.Tonie była twoja wina i pójdziesz na to nabożeństwo.Pójdę z tobą, dobrze?Bez słowa kiwa głową i zwija się w kłębek.Otulam ją kocem i wychodzę, zamykając zasobą drzwi.Brand czeka na mnie w kuchni. Nic jej nie będzie mówi, rzucając mi piwo. Nie spała całą noc.Ale nic jej niebędzie.Maddy w końcu się opamięta.Kiedy coś się dzieje tak nagle, zawsze ciężko tozaakceptować.Kiwam głową, wypijam duszkiem piwo, miażdżę w ręce puszkę i kieruje się w stronędrzwi. Dokąd idziesz? woła za mną Brand. Wychodzę odpowiadam, nie zatrzymując się.Zna mnie na tyle dobrze, że zostawiamnie w spokoju, a ja krętą ścieżką schodzę na plażę.Kiedy jestem na brzegu, kucam i wpatruję się w horyzont.Z tego miejsca widać tylkojezioro.Jest ogromne, przy nim czuję się mały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]