[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mądry duchowy przywódca, powiedział sobie Mathias, nie może zapominać o zwykłych ludzkich słabostkach swych poddanych.Wziął się do sporządzania notatki tyczącej planowanego na miesiąc po festynie ogólnoplanetarnego, oczyszczającego postu.Przyszło mu do głowy kilka interesujących pomysłów.Na przykład biczowanie.Oczywiście, tylko ochotnicy.ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY CZWARTYFfillips stała na baczność przed równym szeregiem obdartusów zebranych na wewnętrznym dziedzińcu świątyni.Wyczuwała obecność kamer transmitujących przebieg procesu na całą planetę.Wkoło aż roiło się od czerwonych mundurów kompanów, przed oskarżonymi zaś siedziało dziesięciu sędziów wybranych przez Mathiasa spomiędzy oficerów.Sam prorok zasiadał z boku, na małym onyksowym tronie.Nosił prosty mundur z dwoma ledwie odpowiednimi do rangi, złotymi medalami ukazującymi pochodnię, symbol Sanctusa.Przedstawiono już dowody, w większości zeznania wydobyte z więźniów torturami.Sędziowie rozważyli sprawę i właśnie szykowali się do ogłoszenia werdyktu.Ffillips znała go z góry.Mathias uniósł dłoń.Zapadła martwa cisza.Następca The - odomira pochylił się lekko na tronie.Twarz miał uduchowioną, niemal przyjazną.- Czy pragniecie powiedzieć cokolwiek na swoją obronę? - spytał Ffillips.- W imię sprawiedliwości?Pani major spojrzała chłodno na przywódcę fanatyków, potem na sędziów.- Jej tu nie ma.- Kogo? - spytał Mathias.- Sprawiedliwości - odparła Ffillipis.- A teraz proszę cię, jako towarzysza broni, zakończ tę farsę.Oczekujemy na decyzje.Zanim jednak prorok zdołał się odezwać, krzyknęła:- Ooddział, baaaczność!W jednej chwili banda wynędzniałych żołnierzy znów zmieniła się w prężne wojsko.Wyprostowali się, lęk zniknął z twarzy.Nawet okaleczeni w trakcie tortur jakoś się pozbierali.Niektórzy posłali uśmiech swym oprawcom, ukazując pieńki połamanych zębów.Prorok zawahał się, w końcu spojrzał na sędziów.- Jak jest wasz werdykt? Wszyscy powtórzyli to samo słowo.- Winni.winni.winni.Mathias wstał i skłonił się zacnym mężom.- Bolałem nad tym - rzekł donośnym głosem.- Dowody były przytłaczające, a prawdę znaliśmy jeszcze przed procesem.Jak wszyscy wiecie, me serce jest pełne współczucia.- Kto by w to wątpił - odezwała się Ffillips dość głośno, by kwestia poszła w eter.- Wszelako - ciągnął prorok - muszę ustąpić przed mądrością sędziów.Oni najlepiej zdają sobie sprawę z pragnień Talameina i wyżej są ode mnie.Dziękuję naszemu Ojcu za wsparcie nas radą.- Zerknął na komandosów.- Zatem z wielkim żalem ogłaszam wyrok.- Oddział, w prawo zwrot! - wydała komendę pani major.Żołnierze zereagowali jednocześnie.Dumny gest pogardy wobec małości.Strażnicy odskoczyli na boki, krzycząc i wymachując bronią.- Zssłużyliście na karę śmierci! - wrzasnął Mathias.- Wyrok zostanie wykonany w ciągu pięciu dni.Zanim jednak lud Sanctusa i.- Naprzóód.marsz! - przekrzyczała go Ffillips.Podkomendni ruszyli w idealnym porządku, kierując się ku bramie więzienia.-.i Talamein.- próbował dokończyć zdanie Mathias, ale nagle ujrzał, jak pani major podnosi w górę wyprostowany serdeczny palec prawej dłoni.Gest o wielowiekowej tradycji, to samo znaczący wśród wszystkich humanoidów.- Pierdolę cię! - dodała jeszcze Ffillips na użytek słuchaczy przy radioodbiornikach, głosem tak donośnym, jakby przeprowadzała przegląd połączonych armii świata.Najemnicy zniknęli z pola widzenia.Mathias natychmiast musiał zająć się powstałym nagle zamieszaniem.Wyszczekując strażnikom rozkazy, próbował jednocześnie przekazać do pobliskiej kamery jakieś sensowne wyjaśnienia.Szło mu bardzo źle.Ffillips mogła już być martwa, ale wiedziała, jak odejść.ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIĄTYWielkie kominy pogrzebowe Sanctusa wypluwały kłęby dymu i całe tony popiołu.Gdzieniegdzie pokazywały się płomienie.Towarzyszyły im huki detonacji.Ostatnio machiny pracowały nawet po godzinach, a to za sprawą ambitnej klasy rządzącej, która sprawnie dostosowywała się do nowego stylu panowania.Kolorowe wozy z wolna jechały przez wlewający się do świętego miasta tłum.Kompani w czerwonych mundurkach już nie panowali nad sytuacją.Sprawdzali jedynie niektórych, wyciągając delikwentów na chybił - trafił.Rozpaczliwym machaniem kierowali potoki ludzi w kolejne aleje.Zupełnie nie mieli głowy do wyłapywania malkontentów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]