[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mykeńczyk aż wczepił ciasno palce w ramię Inteba.Tam, gdzie latem wyrósł jeden kamień, teraz stały dwa.Dwie fantastyczne kolumny wyrastały z głębi ziemi i mierzyły wysoko w niebo.Stały tak blisko, że prawie stykały się podstawami, ale pochylone boki oddalały się ku wierzchołkom.Mocarne, potężne i majestatyczne.- Tak - powiedział Ason chrapliwie i dotknął krawędzi czerwonej blizny, wielkiej szramy na szyi.Chciałby powiedzieć o wiele, wiele więcej, jednak gardło bolało go wciąż przy każdym słowie.Znacznie słabiej niż kiedyś, ale i tamten ból tkwił ciągle gdzieś w pamięci.Był też zmęczony.Inteb pomógł mu usiąść powoli na skrzyni.Mykeńczyk oparł się plecami o ścianę.Cieszył się ciepłem jesiennego słońca.- Zrobiliśmy więcej, niż możesz ujrzeć - powiedział Inteb wskazując na wierzchołki kamieni.- Gdy przypatrzysz się szczytom, to zauważysz, że zostały obrobione.Stary Dursan siedział tak długo na rusztowaniu, aż zaczął narzekać, że nie ma już sił tkwić tam niczym ptak na gałęzi.Ale tylko on mógł mi pomóc.Zrównał i skrócił nieco oba kamienie, zaś na środku każdego szczytu zostawił wypustkę; tak samo, jak w drewnianych ogrodzeniach.Ason zamrugał i spojrzał raz jeszcze.Pośrodku wierzchołków widniały wycięte w kamieniu bolce.- Poprzeczny kamień jest już prawie gotowy, pracują nad nim tam pod murem.Wyrównaliśmy go jeszcze przed transportem i teraz trzeba tylko wyrobić wgłębienia na bolce.Kazałem zrobić formę z wikliny.Musiałbyś słyszeć, jak tutejsze baby wrzeszczały, gdy powiedziałem im, że mają wejść na górę i zrobić plecionki dokładnie według wzoru, pilnując jeszcze odległości między kamieniami.Pracują zielonymi kamieniami i niedługo skończą.Będzie pasować.- A jakie czary.uniosą go w powietrze?- To istotna kwestia.- Inteb złożył dłonie przed sobą i przeszedł się po balkonie.- W Egipcie nie byłoby kłopotu.Czego jak czego, ale piasku jest w mojej ojczyźnie pod dostatkiem.Można nagarnąć go dość, aby zrobić nasyp i wciągnąć po nim kamień.Tutaj jest to niewykonalne.Ta kredowa skała jest twarda prawie tak samo jak granit i budowa samej pochylni trwałaby z rok.Można też inaczej, ale do tego potrzeba dużo drewna, prawie całego lasu.- Albo kłód z całego grodziska?Inteb obrócił się powoli i spojrzał na ściany.- Tak, drewno jest.Ale, jeśli weźmiemy je w całości, to gdzie będzie mieszkać twój lud?- Zbudują sobie w pobliżu nowe domy, tak jak starsi wojownicy, gdy się żenią.Żaden problem.Ale zanim rozbierzesz moje grodzisko do szczętu, powiedz, po co te belki?- Nazywamy to podnoszeniem i stosujemy wewnątrz grobowców i budynków, aby ustawiać posągi na miejscach.Podważa się blok, ale zamiast rolek wpycha się pod niego solidną platformę z drewna.- Pokazał dłonią, jak to przebiega.- Potem znów podważamy i dodajemy następną platformę w poprzek.Tak.- Położył poprzecznie drugą dłoń na pierwszej.- To ciężka robota i czasem trzeba ułożyć wiele platform.Gdy blok znajdzie się już na pożądanej wysokości, przepycha się go na miejsce.Ale, jak sam widzisz, to wymaga olbrzymich ilości drewna.- Będziesz je miał.Jeśli będzie trzeba, rozwalimy całe grodzisko.Potem będę miał mój własny wodzowski łuk, moją bramę i zaproszę na zebranie wodzów wszystkich szczepów.Będę już dość silny, by z nimi rozmawiać, a kamienie przemówią same za siebie.Nawet głośniej niż ja.- Oblicze spoważniało mu nagle.- A co z Atlantydami? Są jakieś wiadomości?- Od Albich nic.Trzymają się z daleka od tamtej okolicy, bo Atlantydzi wielu z nich wymordowali.Niektórzy mówią, że to twoja wina.- Słyszałem już od Naikeri.Powiedziała też, że to nieważne.- Zapewne nie, ale jesteśmy odcięci od źródeł informacji.Wojownicy, którzy podeszli pod budynek kopalni i podrażnili załogę kamieniami, przekazali, że zewnętrzny mur jest teraz chyba nawet wyższy i wzmocniony drewnianą palisadą.- Fortyfikują się.Wiedzą, że przez coś takiego Yerni nie przejdą.- W przypływie złości uderzył pięścią o ścianę.- Gdybym nie był ranny, poszedłbym do kopalni, zaskoczył ich i wykończył wszystkich.- Nikt nie wyruszy bez ciebie, ale nie zapominaj, że tamtych Atlantydów wybiliśmy do ostatniego.Ścigano ich potem po lesie.Starczyło głów dla każdego wojownika, dość było mieczy i pancerzy.To było twoje zwycięstwo, Asonie i oni tu dobrze o tym wiedzą.Pójdą za tobą wszędzie, gdzie ich poprowadzisz.- A poprowadzę, poprowadzę.Ciało mi się wzmocni, a wtedy zbiorę wszystkich Yernich, zjednoczę ich.Czy mój łuk będzie gotów na święto Samhain, kiedy to zjeżdżają kupcy?- Będzie.Nawet, gdybyśmy znów musieli pracować na zmiany, przy świetle pochodni.- No to trzeba wysłać umyślnych.Zebranie wszystkich Yernich ze wszystkich szczepów odbędzie się tutaj.Przed kamieniami.To będzie początek dzieła.Przybędą?- Czekają tylko na twoje słowo.- No to niech je usłyszą.6.Z zarośli dobiegł groźny odgłos kryjącej się tam dzikiej świni.Cały krąg mężów ugiął kolana, wszyscy napięli mięśnie i nastawili włócznie.Dzik mógł wyskoczyć na nich w każdej chwili, szybki, czarny i przysadzisty.Najgroźniejszy mieszkaniec lasów.Jednym ciosem kłów potrafił rozpruć człowiekowi brzuch czy rozwalić głowę.Wypędzili go właśnie na otwarty teren, gdzie chwilowo schronił się w wielkiej kępie krzaków.- Jest ranny - powiedział czujny jak wszyscy Aias, który dzierżył swój młot miast włóczni.- Powierzchownie - odparł zadyszany Ason.Było to krótkie polowanie, ale jego pierwsze od czasu choroby.Gardło bolało go jeszcze przy każdym oddechu, ale już się tym nie przejmował.Z każdym dniem wracały mu siły i tylko to jedno było ważne.- Dzik, dzik! - krzyknął ktoś z drugiej strony kępy.Rozległy się wrzaski i pofukiwania i niczym czarna błyskawica zwierzę wypadło z zarośli na myśliwych.Kluczyło, by uniknąć ukłucia włócznią, ryło ostrymi kopytami ziemię, aż w końcu nastawiło szable do ataku i runęło na Asona.Ten zdążył jedynie odskoczyć.Poczuł, jak szorstka szczecina drapie mu skórę i usłyszał ostry krzyk Aiasa, który zabiegał bestii drogę.Dzik był szybki, ale nie dorównywał bokserowi.Młot zatoczył krótki łuk i uderzył zwierzę w bark.Trzasnęło, dzik padł na grzbiet, zamachał nogami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]