[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może nawet cały mój czas do końca tego miesiąca.Season wzniosła w górę szklaneczkę.Słońce zaiskrzyło we­sołymi promykami, które odbiły się od kryształu.- A więc twoje zdrowie - powiedziała do Grangera.Uśmiech, którym go obdarzyła, bardzo wiele mu obiecywał.Morris Hunt, gubernator Kalifornii, przewodniczył tego po­południa piknikowi wydawanemu przez panią Irwin J.Harris na trawnikach jej otoczonego pięknymi starymi dębami ogro­du przy domu w Santa Barbara.Mały zespół rozlokowany na werandzie grał muzykę jazzową z lat dwudziestych, a w ka­peluszach zgromadzonych dam dało się zauważyć w sumie wię­cej kwiatów, niż było ich w klombach.Nieskazitelnie równe trawniki lśniły soczystą zielenią, niedawno zraszane.Udział w pikniku kosztował pięćdziesiąt dolarów od głowy, a cały dochód przeznaczony był na fundusz pomocy dzieciom z pora­żeniem kręgosłupa.Przed dziewięciu laty dziecko Morrisa Hunta zmarło z powodu tego właśnie porażenia.Zaledwie na kilka minut przed spodziewanym wystąpie­niem Morrisa Hunta któryś z jego asystentów z za ambarasowaną miną przebiegł przez trawnik, w zupełnie nie pasują­cym tutaj szarym garniturze, i zaczął coś mu szeptać do ucha.Gubernator zmarszczył czoło i zapytał o coś asystenta.O co - nikt ze zgromadzonych nie usłyszał.W odpowiedzi młody człowiek znów coś szepnął do niego.W końcu Morris Hunt pochylił się do pani domu, jasnowłosej, starszej damy w wielkim, pstrokatym kapeluszu.Było jasne, że za coś ją przepra­sza.W domu, pod pięknym płótnem, namalowanym przez panią Irwin J.Harris osobiście, na błyszczącym stoliku z drewna orzechowego stał telefon.Morris Hunt, szatyn, czterdzie­stopięcioletni mężczyzna o poważnym, dostojnym wyglądzie, uderzająco podobny do Douglasa Fairbanksa juniora, pod­niósł słuchawkę i powiedział:- Morris przy telefonie.Co się stało, Walterze?Walter Oppenheim, przewodniczący Stanowego Komitetu Rolnictwa, telefonował z Sacramento.Z trudem oddychał i był najwyraźniej zdenerwowany.- Morris, mam bardzo niepokojące wiadomości.Wczoraj poleciłem moim ludziom zatelefonować do każdego z liczą­cych się w tym stanie producentów owoców i warzyw, żeby sprawdzić, jak radzą sobie z tą nie znaną chorobą upraw.Wiadomości, jakie otrzymaliśmy, są naprawdę niedobre.Przed dziesięcioma minutami zebraliśmy wszystkie dane i uwierz mi, Morris, wygląda na to, że stracimy osiemdziesiąt procent zaplanowanej na ten rok produkcji, jeśli nie powstrzymamy tego, co atakuje sady i ogrody, i to najpóźniej do końca tygo­dnia.To się rozprzestrzenia naprawdę cholernie szybko! Jed­nego dnia jest jeszcze pole sałaty, a następnego już tylko zgniłe, śmierdzące kłęby.- Walterze, nie mogę uwierzyć w to, co słyszę - powiedział Morris Hunt.- Jeszcze wczoraj wszyscy byli pełni optymi­zmu.Przecież groziła nam strata jednej czwartej plonów, i to przy skrajnie złym obrocie sprawy.Cóż takiego wydarzyło się od wczoraj?- Nikt nie przewidział, że to się rozprzestrzeni tak szybko.Jezu, Morris, w poniedziałek i wtorek tego jeszcze u nas nie było, a teraz jest środa i w tej chwili gnije jedna trzecia naszych warzyw i owoców.- Czy wiemy już, co jest przyczyną nieszczęścia?- Cóż, moi ludzie w Fresno ciągle nad tym pracują.Do niczego konkretnego jeszcze nie doszli.- Kontaktujesz się z Waszyngtonem?- Oczywiście.Telefonowałem ostatnio dziś rano i spróbujęjeszcze raz po południu.Mówią tylko: “zdaje nam się, że już wiemy, co to jest; damy znać, jak już wszystko będzie jasne”.Powtarzają to od środy.Morris Hunt opuścił głowę.- Jesteś pewien, że stracimy aż osiemdziesiąt procent zbio­rów? - zapytał.- Morris, może być jeszcze gorzej.Możemy stracić wszystko!- Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza dla budżetu stanu? Totalne bankructwo.A przecież oprócz tego staniemy wobec problemu ludzi, milionów głodnych ludzi.- Co zamierzasz zrobić? - zapytał Walter niepewnym gło­sem.- Natychmiast wracam do Sacramento.Powiedz Rogerowi, żeby zwołał na piątą nadzwyczajne posiedzenie.I żeby przypilnował, by wszyscy na nie dotarli.Bez żadnych wyjąt­ków.O czwartej na moim biurku ma się znaleźć raport na temat stanowych zapasów żywności.Aktualne dane! Mrożon­ki, susz, konserwy - wszystko, co jest w rękach prywatnych, jak również zapasy wojska.I, na miłość boską, żadnych infor­macji dla dziennikarzy.I w ogóle dla nikogo.Jeśli wyjdzie na jaw, że przygotowujemy się do racjonowania żywności, zapa­nuje anarchia!- W porządku, Morris - powiedział Walter.- Będzie, jak sobie życzysz.Morris odłożył słuchawkę i powrócił do ogrodu.Przeszed­łszy przez cały trawnik, dotarł do pani Irwin J.Harris, stoją­cej akurat u szczytu wielkiego stołu z jedzeniem.- Szanowna pani - powiedział.- Obawiam się, że sta­nąłem wobec bardzo poważnego kryzysu.Niestety, muszę państwa natychmiast opuścić.- Och, nie! - zaprotestowała pani Harris.- Nie zjadł pan nawet swojego pate de foie!Morris popatrzył na swój talerz.Świeżo ucięty plasterek pale pate wyglądał bardzo apetycznie.- Przykro mi, pani Harris - powiedział.- Zupełnie straci­łem apetyt.Karen Fortunoff siedziała na górnym balkonie domu Shear­sona Jonesa w Fall River, popijając szampana i gapiąc się w mały telewizor, który jeden z braci Muldoon dyskretnie postawił przed nią na stole.W całym Kansas panowała nie­znośna gorączka, jednak tu, nad jasnobłękitnymi wodami jeziora Fall River, wiał łagodny, orzeźwiający, przyjemny wietrzyk.Karen miała na sobie jednoczęściowy, jaskrawonie-bieski kostium kąpielowy i luźno narzucony biały płaszcz kąpielowy, który kupiła specjalnie na tę okazję.Jakiś gruby, nachalny facet, trzymając w ręce paczkę tab­letek przeciwko niestrawności, przekonywał ją z ekranu tele­wizora: “Nadkwasota? Przejedzenie? Jest tylko jeden sposób, żeby natychmiast poczuć się lepiej”.Masz rację, stary, pomyślała Karen.Jest tylko jeden spo­sób.Wystarczy pozwolić, aby największa klęska w historii amerykańskiego rolnictwa spustoszyła pola, zarabiając na tym przy okazji furę pieniędzy wpływających na konto fundu­szu przeznaczonego dla nieszczęsnych farmerów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl