[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wypowiedział to pytającym tonem, jakby pierwszy raz słyszał o tej po­pularnej angielskiej instytucji.Weszliśmy do mojego mieszkanka.Zamknąłem drzwi.- Sądziłem, że British Council przestało się zajmować szukaniem kandydatów.- Naprawdę? Pewnie komitet szkolny uważał, że skoro pan Conchis i tak tu jest, to może sam wybrać nauczyciela.- Wszedł do pokoju i wyjrzał przez okno na ponu­rą starą Charlotte Street.- Wspaniały widok.Wie pan, uwielbiam to miasto.- Wskazałem mu najmniej wysma­rowany fotel.- To.pan Conchis dał panu mój adres.- Jasne.A nie powinien?- Ależ wszystko w porządku.- Przysiadłem na parapecie okna.- Czy mówił panu coś o mnie?Podniósł rękę, jakby pragnąc mnie uspokoić.- Cóż, tak, on.wiem, że.to znaczy ostrzegł mnie, że powinienem się strzec intryg.O ile zrozumiałem, miał pan pecha.- zrezygnował z dalszych tłumaczeń.- Żal panu?Wzruszyłem ramionami: - Grecja jest Grecją.- Założę się, że już zacierają ręce, że wpadł im w łapy prawdziwy żywy Amerykanin.- Bardzo prawdopodobne.- Potrząsnął głową, jakby sama myśl o tym, że ktoś mógłby wciągnąć prawdziwego żywego Amerykanina w jakieś tam lewantyńskie szkolne intrygi, była wręcz śmieszna.Spytałem: - Kiedy widział pan pana Conchisa?- Kiedy tu był.Trzy tygodnie temu.Skontaktowałbym się z panem wcześniej, ale on zgubił adres.Obiecał przy­słać mi z Grecji i dziś rano go dostałem.- Dopiero dziś rano?- Tak.Przyszedł telegram.Też się zdziwiłem.Myślałem, że zapomniał.Czy pan.zna go pan dobrze?- Cóż.parę razy go spotkałem.Nie wiedziałem, że jest w zarządzie szkoły.- Z tego, co mi mówił, oficjalnie nie należy do zarządu.Ale im pomaga.Wspaniale mówi po angielsku, co?-Tak.Przyglądaliśmy się sobie nawzajem.Miał bezpośredni sposób bycia, który jednak robił wrażenie wyuczonego z książek typu Jak zdobyć przyjaciół.Czuło się, że jego ży­cie biegło gładko, nie mniej jego entuzjazm, śmiałość, energia były dość ujmujące I nie dało się ich skwitować zwykłą zawiścią.Przeanalizowałem sytuację.Trudno było przypuścić, iż przypadkiem pojawił się u mnie nazajutrz po moim tele­fonie do Much Hadham; przemawiało to niemal za jego niewinnością.Za to pani de Seitas mogła z mego telefonu wywnioskować, że moje nastawienie uległo zmianie, więc należało to sprawdzić.To, że Briggs wspomniał o telegra­mie, dowodziło nieświadomości ich machinacji i choć wedle tego, co mi mówiono, obiekt eksperymentu był dotychczas dziełem przypadku, mógł zaistnieć jakiś nowy powód, mo­że nawet w wyniku czegoś, co zdarzyło się tego lata, i Conchis zdecydował się osobiście wybrać następnego kró­lika doświadczalnego.Patrząc na naiwnego, pełnego powa­gi Briggsa czułem pewnie to samo, co wobec mnie czuł Mitford: złośliwe rozbawienie, do którego w moim wypadku dołączyła się radość Europejczyka, że prostackiej Ame­ryce znów się dostanie, choć równocześnie, mimo że nigdy bym się do tego Conchisowi ani Lily de Seitas nie przy­znał, naprawdę nie chciałem popsuć Briggsowi oczeku­jących go przeżyć.Musieli się liczyć z tym (jeżeli rzeczywiście Briggs nie był z nimi związany), że mu wszystko opowiem, wiedzieli jednak, że ja zdaję sobie sprawę, ile by mnie to koszto­wało.Oznaczałoby to, że niczego nie zaakceptowałem, zatem nic mi się nie należy.Wiedziałem, że zdecydowali się na duże ryzyko, czułem się rozdarty między pokusą uka­rania ich, a podziwem dla ich odwagi.Znów stałem z bi­czem w ręku, niezdolny do uderzenia.Briggs wyciągnął z teczki notes.- Czy mogę zadać panu parę pytań? Przygotowałem sobie całą listę.Zbieg okoliczności? Zachowywał się zupełnie tak samo jak ja przed paroma dniami w Dinsford House.Patrzył na mnie z wyczekującym uśmiechem.- Proszę.Był przerażająco dokładny.Metody nauczania, pod­ręczniki, ubranie, klimat, możliwości uprawiania sportu, leki, które należy zabrać, co się jada, jak wygląda biblio­teka, co należy w Grecji obejrzeć, jacy są inni nauczycie­le - żądał informacji na temat wszystkich możliwych aspektów życia na Phraxos.Wreszcie podniósł głowę znad obszernych notatek i wypił piwo, które mu nalałem.- Wielkie dzięki.Cudownie.Teraz wiem już wszy­stko.- Z wyjątkiem tego, jak się tam pan będzie czuł.Skinął głową.- Pan Conchis ostrzegał mnie.- Mówi pan po grecku?- Trochę po łacinie, trochę po grecku.- Szybko się pan nauczy.- Już biorę lekcje.- No i brak kobiet.Znów skinął głową.- Przykre.Ale ja jestem zaręczo­ny, więc.- Wyjął portfel, a z niego zdjęcie.Czarnowło­sa dziewczyna uśmiechała się do mnie nieco wymuszonym uśmiechem.Miała za małe usta, wydało mi się, że w ich wyrazie widzę ślad rodzących się ambicji.Oddałem zdjęcie.- Wygląda na Angielkę.- Jest Walijką.Studiuje tu, w Londynie.- Ach tak.- Od razu pomyślałem, że na przyszłe lato będzie mogła przyjechać na Phraxos.Jeżeli mnie przedtem nie wy­walą.- Rozmawiał pan o tym z panem Conchisem?- Tak.Bardzo się miło zachował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl