[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kogoś, kto zpewnych względów także nigdy nie zwróci się do milicji.Mógłto być Stelmaszczyk, podobnie oskubany jak Kownacki.I- Zelka wypuścisz po dwóch dobach, ani minuty wcześniej -podkreśla pułkownik.- Próbować wydłubać z niego, kto go nasłał i za co lałoszusta.- Nie powie.- Zdaniem szefa, Mundzio wie, że nic mu niegrozi, delikwent nigdzie się nie poskarży.Jasne.Dlatego Villefort nie przeczył Mundziowym po-mówieniom o perwersyjne skłonności, odpowiadała mu takainterpretacja wydarzenia.Dwuznacznym milczeniem pomagałswemu oprawcy w grze z nami.Z drugiej strony przy naszejpomocy chciał odzyskać portfel, na szczęście dopiero pózniejznalezliśmy jego dokumenty.Symulował wstrząs mózgu, aby wykręcić się od wyjaśnień.Nawszelki wypadek zaciągnął nas do siebie, demonstrując przedobsługą hotelową zażyłe układy z milicją.Czy nasze pojawieniesię na szosie uznał za przypadek? Odżałował dokumenty,pieniądze i nawiał.Wstępne badanie paszportu rzekomego Francuza nieujawniło naruszenia suchej pieczęci na fotografii, wytrawianiadanych lub przerabiania poszczególnych rubryk.Stwierdzononatomiast sfałszowanie wizy oraz stempli i wpisów służbygranicznej.- Komu i gdzie skradziono paszport? - zastanawia się szef;zaś my z Bejem jesteśmy pewni, że ta fotografia przedstawiaczłowieka znanego nam jako Gerard de Villefort.Te samegęste, ciemne włosy, modne okulary w stalowej oprawie, oczy,owal twarzy.- Czy książę pan okazał jakiś dowod Kownackiemu?- Nie.Kownacki nie żądał.Natomiast pełnomocnik prawnyksięcia legitymował się dowodem osobistym i legitymacjązespołu adwokackiego.Pewno ukradzionymi lubsfałszowanymi.- Kto był zameldowany w hotelu?- Obywatel Zamoyski, lat sześćdziesiąt osiem, przybyłyz Krakowa.Po skardze Kownackiego wyjaśniono, że żadenZamoyski nigdy nie mieszkał pod krakowskim adresemodnotowanym w meldunku warszawskiego hotelu.Różnica wieku między księciem a Villefortem jest bardzoduża.To mogą być dwie różne osoby - zauważa Bej.Pułkownik obiecuje wyjaśnić sprawę paszportu za po-średnictwem Interpolu, nam każe zająć się kartoteką ro-dzimych oszustów.Jego zdaniem paszport skradziony lubpodrobiony we Francji trafił do rąk tubylca.W tej konkurencjimamy świetne tradycje.Szturmowe wejście w dochodzenie i zdawałoby się obiecującespostrzeżenia pozostają jak kamień rzucony w wodę.Rozeszłysię kręgi i.trzeba wrócić do milicyjnego abecadła, to znaczynajpierw zgromadzić wszystkie możliwe wiadomości o zabitymczłowieku, odpowiedzieć na pytanie: kim był Stelmaszczyk, zkim się przyjaznił, czy mial wrogów, z kim prowadził interesy ijakie to były interesy.Młócę jego terminarz, wysłuchuję jego klientów, odpowiadająna pytania chętnie i wyczerpująco tylko nic nie wnoszą dosprawy.Przewijają się dostawcy deficytowych materiałów bu-dowlanych - klepki, wykładziny podłogowej, terakoty, kleju odparkietów mozaikowych i lepiku do zwykłych.Ci nieodpowiadają ani chętnie, ani wyczerpująco.Ryję się wśród papierów firmy: oferty z dawno prze-brzmiałych przetargów, nieaktualne faktury, odcinkiubezpieczeń pracowniczych.Trafiam na rachunek spółdzielnistomatologicznej.Dowiaduję się z niego o wykonaniu idopasowaniu dwóch pełnych protez szczękowych dla MelaniiKazimierczak. Kto to jest Melania Kazimierczak? - telefonuję do IwonyBiedroniówny. Kazimierczak? - chwila zastanowienia.- Ach, to takaemerytka.Przychodziła do sprzątania u szefa - Iwona niemówi inaczej o Stelmaszczyku, tylko szef.- Odprawił ją chybagdzieś przed rokiem.Iwona nie zna powodów zwolnienia.Adres Melanii? Zpewnością mieszka na Ząbkowskiej, ale numer? Nie pamięta.Wyglądu domu też nie potrafi określić, nigdy tam nie była.Wpisuję emerytkę na listę moich rozmówców, może miećinteresujące spostrzeżenia, zwłaszcza jeśli to osoba wścibska ijeśli szef ją o d p r a w i ł - jak podkreśliła Biedroniówna.Proszę dzielnicowego, aby odszukał właściwy dom i zebrałopinię o Melanii Kazimierczak.Sierżant odnajduje ją bez wielkiego trudu.Dowiaduję się, żejest to kobieta gołębiego serca, zdominowana całkowicie przezenergiczną i wyszczekaną siostrę, z którą mieszka; ta siostra toemerytowana dozorczyni Obie t r u d n i j się produkcją pyzówsprzedawanych na bazarze Różyckiego.Sierżant z gorliwości, czy też opacznie tłumacząc mojesugestie, czepia się tych nieszczęsnych ziemniaczanych klusek,bo gdy odwiedza mieszkanie sióstr, właśnie fabrykacja jest wpełnym tokuNa płycie bulgocą ogromne sagany, siostra Melanii nabiera zwanienki kartoflaną masę i ze zręcznością żonglera kulga ją wdłoniach, a nadawszy kształt kulki, robi wgłębienie p a l c e m ! iciska na wrzątek.Zaś Melania wyławia ugotowane kluskikopyścią wielką jak przetak i rozkłada w aluminiowe miseczki.Następnie polewa je tłuszczem ze skwarkami z osmolonejrynienki.- Na bazar zagaja sierżant, ogarniając sokolim okiemrównież przepastne wiklinowe kosze, pryzmę widelców isokowyżymałkę Malina , jedyny element mechanizacjiwspierający tę rękodzielniczą wytwórczość.- Sześćdziesiąt obiadów domowych wolno mi wydać, alemiejsca dla stołowników nie mamy! -replikuje energicznasiostra Melanii, przytomnie wspierając się stosownymzarządzeniem; a miejsca rzeczywiście brak, bo siostrymieszkają w tak zwanej pojedynce.-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]