[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vincenti był głodny po długim locie z Włoch, więc zamówiłposiłek do pokoju dla siebie i dla swojego gościa.- Przekaż Ormandowi - powiedział do kelnera - że niepodoba mi się to, że musiałem czekać na te trzy daniaprawie pół godziny, zwłaszcza że uprzedzałem o swoimprzybyciu.A najlepiej poproś, żeby przyszedł tutaj, jakskończymy jeść, i wtedy sam mu to powiem.Kelner skinął głową i wyszedł z pokoju. Arthur Benoit, który siedział naprzeciwko Vincentiego,rozłożył serwetę na kolanach.- Dlaczego jesteś dla niego taki surowy?- To twój hotel.Dlaczego ty go nie ochrzaniłeś?- Bo nie jestem zdenerwowany.Przygotowali posiłek takszybko, jak się dało.Vincentiego to nie obchodziło.Sytuacja nie wyglądaładobrze i był poirytowany.O Conner pojechał sprawdzić, czywszystko gotowe, a on postanowił zjeść, odpocząć izałatwić parę interesów podczas tego póznego posiłku.Benoit chwycił za widelec.- Przypuszczam, że nie zaprosiłeś mnie tutaj tylko zewzględu na przyjemność przebywania w moim towarzystwie.Przejdzmy od razu do rzeczy, Enrico.Czego chcesz?Vincenti zaczął jeść.- Potrzebuję pieniędzy, Arthurze.Czy raczej PhilogenPharmaceutique potrzebuje pieniędzy.Benoit odłożył widelec i łyknął wina.- Powiedz, ile potrzebujesz, zanim zacznie mnie bolećżołądek.- Miliard euro.Może półtora. - Tylko tyle?Vincenti uśmiechnął się, słysząc sarkazm.Benoit zbiłmajątek na bankach i wciąż kontrolował wiele z nich wEuropie i Azji.Od dawna był miliarderem i członkiem LigiWeneckiej.Działalność hotelarską traktował jako hobby.Ostatnio zbudował Intercontinental w Samarkandzie, byobsługiwać napływ członków Ligi oraz innychprzyzwyczajonych do luksusu gości.Sam równieżprzeprowadził się do Federacji, jako jeden z pierwszychczłonków Ligi.Już kilkakrotnie zapewnił finansowanieniezwykle dynamicznego rozwoju PhilogenPharmaceutique.- Zakładam, że chcesz pożyczkę poniżejmiędzynarodowych stawek.- Oczywiście.- Vincenti wsunął pełen widelecnadziewanego bażanta do ust, rozkoszując się jegowyrazistym smakiem.- Jak bardzo poniżej?Vincenti usłyszał sceptycyzm w głosie Benoit.- Dwa punkty procentowe.- Może ja ci po prostu dam te pieniądze?- Arthurze, pożyczyłem od ciebie miliony, spłaciłem je w terminie do ostatniego centa, z odsetkami.Więc owszem,oczekuję specjalnego traktowania.- O ile się orientuję, masz teraz w moich bankach kilkakredytów I to sporych.- Wszystkie są spłacane na bieżąco.Po minie Benoit Vincenti wiedział, że tamten jest tegoświadomy.- Jaką będę miał korzyść z takiego układu?Wreszcie zaczynali się dogadywać.- Ile masz udziałów w Philogen?- Sto tysięcy.Kupiłem, jak mi to zarekomendowałeś.Vincenti nabił na widelec kolejny kęs parującego mięsa.- Sprawdzałeś wczorajsze notowania?- Nigdy się tym nie zajmuję.- Sześćdziesiąt jeden, dwadzieścia pięć za akcję, poszływ górę o pięćdziesiąt procent.To naprawdę dobrainwestycja.W zeszłym tygodniu sam kupiłem prawie pięćsettysięcy nowych udziałów.- Vincenti umoczył bażanta wnadzieniu z wędzonej mozzarelli.- Oczywiście w tajemnicy.Wyraz twarzy Benoit wskazywał na to, że zrozumiał sugestię.- Szykuje się coś większego?Kolega Vincentiego z Ligi był być może amatorem w branżyhotelarskiej, ale bardzo lubił zarabiać duże pieniądze.Vincenti potrząsnął więc głową i stwierdził:- Arthurze, nie wolno mi ujawniać wewnętrznych informacji.Wstyd mi, że w ogóle zapytałeś.Benoit uśmiechnął się na tę przyganę.- Tutaj nie ma takich zakazów.Pamiętaj, to my tworzymy tuprawo.Więc powiedz mi, jakie masz plany.- Nic z tego - odparł Vincenti i wstał od stołu, czekając, czychciwość jak zwykle pokona zdrowy rozsądek.- Na kiedy potrzebujesz tego miliarda czy półtora?Vincenti miał pełne usta, więc wypił łyk wina.- Najpózniej za dwa miesiące.Benoit zdawał się rozważać jego prośbę.- A na jak długo chcesz je pożyczyć? Zakładając,oczywiście, że to w ogóle będzie możliwe.- Dwa lata. - Miliard dolarów, z odsetkami, do spłaty za dwa lata?Vincenti nie odpowiedział.Tylko przeżuwał, pozwalająckoledze ochłonąć.- Jak już wspomniałem, twoja firma ma spore długi.Komisje w moich bankach nie będą zbyt przychylnienastawione.Vincenti powiedział w końcu to, co jego kolega chciałusłyszeć.- Zastąpisz mnie w Radzie Dziesięciu.Na twarzy Benoit pojawił się wyraz zaskoczenia.- A skąd możesz to wiedzieć? Przecież do Radyczłonkowie wybierani są losowo.- Powinieneś wiedzieć, Arthurze, że nic nie dzieje sięprzypadkiem.Mój czas już się kończy.Twoja dwuletniakadencja wkrótce się rozpocznie.Vincenti wiedział, że Benoit rozpaczliwie pragnie zostaćczłonkiem Rady.A on potrzebował tam przyjaciół.Przyjaciół, którzy byli mu coś winni.Czterej z pięciuczłonków, których kadencje się nie kończyły, byli już jegoprzyjaciółmi.A teraz właśnie zdobywał kolejnego.- Okay - powiedział Benoit.- Ale potrzebuję kilku dni, żebyrozłożyć ryzyko na kilka moich banków. Vincenti uśmiechnął się i wrócił do posiłku.- Proszę bardzo.Tylko nie zapomnij zadzwonić do swegomaklera. czterdzieści pięćZowastina spojrzała na swój zegarek marki Louis Vuitton,który otrzymała w prezencie od szwedzkiego ministra sprawzagranicznych podczas wizyty państwowej kilka lat temu.Tobył czarujący mężczyzna, który wręcz z nią flirtował.Odwzajemniała wtedy uprzejmości, choć tak naprawdę niebyło w nim nic inspirującego.Tak samo jak w nuncjuszupapieskim, Colinie Michenerze, który sprawiał wrażenie, żecieszy go wprawianie jej w irytację.Przez ostatnie kilkachwil spacerowała z monsignore wzdłuż nawy bazyliki.Przypuszczała, że czekają, aż przygotowania przy ołtarzuzostaną ukończone.- Dlaczego pracuje pan dla papieża? - zapytała.- Był pansekretarzem poprzedniego papieża, a teraz jest pan tylkonuncjuszem.- Ojciec Zwięty lubi angażować mnie do specjalnychzadań.- Takich jak moja sprawa?Skinął głową.- Pani przypadek jest wyjątkowy.- A niby czemu? - Jest pani głową państwa.To chyba zrozumiałe.Niezły jest, podobnie jak ten szwedzki dyplomata zfrancuskim zegarkiem.Szybki w myślach i słowach, leczunikający udzielania odpowiedzi.Zowastina wskazała najedną z masywnych marmurowych kolumn, którą na doleopasywała kamienna ławka.Była ona jednak oddzielonasznurami tak, że nikt nie mógł z niej skorzystać.- Co to za ciemne ślady? - Zauważyła je na wszystkichkolumnach.- Sam o to kiedyś zapytałem - odpowiedział Michener.-Setki lat wierni siedzieli na ławkach i opierali głowy omarmur.Brud i tłuszcz z włosów wsiąkały w kamień.Proszęwyobrazić sobie, ile głów trzeba było, żeby pozostawiły takiślad.Zowastina zazdrościła Zachodowi takich historycznychniuansów.Niestety, jej ojczyznę prześladowali najezdzcy, zktórych każdy starał się zniszczyć ślady przeszłości.Najpierw Persowie, potem Grecy, Mongołowie, Turcy, a wkońcu ci najgorsi, Rosjanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl