[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekając, aż system zareaguje na polecenie, podniósł jej prawą dłoń do ust i lekko ucałował.Nie spuszczał oczu z ekranu, gdy teleskop zaczął zmieniać pozycję tak, by przyjąć współrzędne Acrux.— Kiedy znajdziemy dość czasu, będzie można zautomatyzować tę procedurę, ale nie mogę się oprzeć pokusie, by się tym trochę pobawić.Ty miałaś więcej okazji do pracy ze sprawnym teleskopem niż ja.Ułożył sobie jej rękę z powrotem na ramieniu i przyklepał.— Aha, już jesteśmy!Teatralnym gestem wskazał mrugającą rytmicznie Acrux, która pojawiła się na środku monitora.Pochylił się do przodu, gdy kalibracja przesunęła się nieco i potwierdził punkt obserwacji.— Brak zauważalnych aberracji optycznych.Uśmiechnął się do niej; w szarych oczach igrały iskierki, zarażając ją entuzjazmem.Zachowywał się jak chłopiec, zachwycony, że system w Honsiu działa — jakby sam go zbudował.Nie mogła się powstrzymać i zwichrzyła mu czuprynę.Zaśmiał się cicho, zadowolony z tej odruchowej pieszczoty.— A teraz Becrux — powiedział, wpisując współrzędne.Teleskop przesunął się posłusznie.— Genialny pomysł! — zawołał i popatrzył na nią z zachwyconą miną.— Kiedy już przeprowadzimy tyle kalibracji, że potwierdzimy dokładność obserwacji, dajmy sobie spokój z resztą tutejszego katalogu i skupmy się na czymś, co pobudzi naszą wyobraźnię.Na przykład na kulistych skupiskach, o których ostatnio czytałem, albo na spiralnych mgławicach.Albo na czymkolwiek, byle było daleko od Pernu!Wpatrywała się w niego oszołomiona i pełna emocji na samą myśl.Często chciała po prostu wyjść wzrokiem gdzieś dalej, sięgnąć poza ten ciemny kwadrat i zobaczyć chmurzaste kaniony pełne ciemnych dziur, koła o różnych płaszczyznach obrotu, podobne do duchów kręgi planetarnych mgławic i wstęgi gazu rozpalone przez supernowe.Gorąco pragnęła obserwować wieczną i zmienną magię wszechświata.— I zapiszemy obrazy tych, które nam się najbardziej spodobają, dobrze?Odpowiedziała uśmiechem.Ale zanim F’lessan zaczął pracować z teleskopem, ucałował dołeczki na jej policzkach.Noc w Szerokiej Zatoce, 2.9.31Tagetarl miał fatalny dzień; starał się zachowywać jak gdyby nigdy nic wobec uczniów i klientów, chociaż przez cały czas zastanawiał się, jak takie zachowanie powinno wyglądać.Na przykład, w normalny dzień nie parzyłby całych dzbanków klahu przed świtem i nie zmywałby niezliczonych kubków.Teraz jak zwykle zaparzył jeden dzbanek przed otwarciem bram dla uczniów, a potem otworzył podwójne wrota Cechu.Zauważył lekki połysk drewna, ale kiedy głęboko wciągnął powietrze — na co najstarszy uczeń, Marley, przyjrzał mu się ze zdziwieniem — poczuł zapach ryb i tonera, a nie farby.Rozdając uczniom codzienne zadania poczuł, że stopniowo odzyskuje równowagę.Kiedy usłyszał gwizd, musiał się chwilę zastanowić, o co chodzi; wreszcie zobaczył dwóch obszarpańców wtaczających na dziedziniec solidne beczki.— Zgodnie z zamówieniem, Mistrzu Tagutarlu — wycedził starszy z obdartusów, sprawnie ustawiając swoją beczkę w kącie przy drzwiach po prawej.Typowe dla Cabasa, pomyślał drukarz, słysząc swoje przekręcone imię, więc tylko kiwnął głową w odpowiedzi.Drugi łachmyta ustawił swoją beczkę po przeciwnej stronie drzwi.— Tak się należy — powiedział i z tym krótkim zapewnieniem obaj mężczyźni odeszli.— Tak jak ci mówiłem, Marley — Tagetarl postukał w egzemplarz książki, by zwrócić uwagę starszego czeladnika.;Próbował skupić się na codziennych czynnościach, wypisując; zamówienie dla Mistrza Bendarka na papier o nietypowej gramaturze — cóż, z tym można było właściwie poczekać.Sprawdził, jak dziewczęta radzą sobie z szyciem okładek, skontrolował, czy Delart uważa, żeby nie marnować skóry przy przycinaniu i czy Wil starannie obcina ostrym, szerokim nożem tylko kartki, a nie własne palce.Zastanawiał się przez chwilę, czy nie dałoby się odczepić tego noża od maszyny i użyć go przeciwko fanatykom tej nocy, czy też w każdej innej porze, jaką wybiorą, by zaatakować jego Cech.Za każdym razem, gdy przechodził przez dziedziniec, widział, że Ola przelatuje z dachu na okno kuchenne, pilnując Rosheen.Nie powiedział swojej żonie o niczym, bo wyglądała rano na bardzo zadowoloną i prawdopodobnie zapomniała już o złych przeczuciach.Miała poza tym do zrobienia bardzo trudną korektę podręcznika dla Cechu Kowali.Nie rozpoznał bladozłotej Bisty wśród tłumu jaszczurek kręcących się w okolicy, ale Bista była równie przemyślna jak Cabas.Miał wrażenie, że dzikich jaszczurek grzejących się na dachówkach jest tyle samo co zwykle.Ale czy na pewno były dzikie? Nie potrafił tego ocenić, uznał zresztą, że to bez różnicy.Jaszczurki ogniste były zmienne i nieodpowiedzialne.Nie miał ochoty na lunch; denerwował się, że Rosheen będzie się złościć, bo nie powiedział jej o zagrożeniu Cechu.Zwykle mówił jej wszystko.Ale po co miała się martwić przez cały dzień? Powinna się skoncentrować na tym podręczniku; on nie potrafiłby się tym dzisiaj zajmować.Nigdzie nie było widać pomocników Cabasa ani ich pryncypała, choćby w przebraniu.Nie wiedział, czy ma przenieść papier z magazynu do Cechu, jak to zwykle robił pod koniec dnia.Ale czy ktoś wtedy nie zauważy, że odstąpił od codziennej rutyny? Bez przerwy przesuwał ręką po drewnianych drzwiach i framugach, ale nie wyczuwał żadnej różnicy, a tym bardziej substancji, która potrafiłaby się oprzeć płomieniom.Denerwował się, bo w jego biurze nie pojawił się żaden nowy klient, ale odczuwał też z tego powodu pewną ulgę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl