[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spostrzegłszy to, chłopiec stłumił jęk.Dostrzegł też Lorrę, która stała na schodach i machała do niego ręką, i jej córkę, Silvinę, biegnącą przez dziedziniec.Dziewczynka zatrzymała się i z godnością przemaszerowała obok smoka.— Mama….mówi… że trzeba… go… ugoś…cić.— wydyszała, zachwycona bliskością smoka i jeźdźca.— To mój przyjaciel z Weyru Benden, F’lon, który został spiżowym jeźdźcem.— Rob odważył się poklepać F’lona po ramieniu, by pokazać, jak poufałe łączą ich stosunki.— A to SiMna, której mama robi najlepsze ciasteczka na świecie!— No cóż — F’lon z zadowoleniem zatarł ręce — żaden smoczy jeździec nie odmówi takiemu zaproszeniu! — Przerwał i spojrzał na Simanitha.— Smok poczeka na mnie na wzgórzach.Dziś jest bardzo słonecznie.Smok wyskoczył w niebo dopiero, gdy jego jeździec i Robinton doszli do schodów, ale i tak jego potężne skrzydła obsypały ich żwirem i piaskiem.— Czy jazda na smoku jest tak wspaniała, jak myślałeś? — spytał nieśmiało Robinton, gdy wchodzili do cechu.F’lon uśmiechnął się i wziął głęboki wdech.— Nie masz pojęcia, jakie to uczucie — poklepał przyjaciela po plecach.— Będę cię woził, gdzie tylko zechcesz, stary.Ciągle śpiewasz?— Barytonem — odparł Rob z pewnym zadowoleniem.— A ty? Choć to teraz nie ma znaczenia, gdy zostałeś jeźdźcem.— Ależ ma znaczenie — zapewnił go F’lon z wielkim naciskiem, chcąc, by brzmiało to przekonująco.— Smoki lubią muzykę.Ja też jestem barytonem.— Zaśpiewał zstępującą gamę i Robinton ocenił profesjonalnie, że ma lekki, lecz przyjemny głos.— Masz rację, to baryton.Szkoda, że ja też nie zostałem jeźdźcem.F’lon posmutniał, słysząc nutkę żalu w głosie przyjaciela.— Było tak mało wylęgów, że mnóstwo młodzieży z Weyrów czekało na swoją kolej, by stanąć w Wylęgarni.S’loner zdecydował, że nie będzie Poszukiwania.Czasem tak to jest — F’lon uśmiechnął się z autentycznym żalem.— Byłbyś dobrym jeźdźcem — powiedział i przerwał, a jego spojrzenie na chwilę stało się puste.Będę z tobą rozmawiać, Robintonie, jeśli zechcesz — odezwał się głos w myślach Robintona, podobny z barwy i intonacji do głosu F’lona.Podwójne zaskoczenie — że smok w ogóle się odezwał, i że miał głos tak podobny do jeźdźca — sprawiło, że Robinton aż się potknął na schodach.Jeździec podtrzymał go z uśmiechem.— Może to marna namiastka, Rob, ale nie potrafię nic innego dla ciebie zrobić — powiedział F’lon.— Simanith ma taki sam głos jak ty — z trudem wykrztusił Robinton.— Naprawdę ? — F’lon zamyślił się na chwilę.— Nie zauważyłem.W końcu słyszymy je tylko w myślach, a nie głośno.Wszystko jedno, możesz do niego mówić, kiedy zechcesz.— Dziękuję, chętnie.Kiedy tylko będę miał coś odpowiedniego do powiedzenia.— Na pewno będziesz miał — odparł F’lon dobitnie.Silvina czekała przed małą jadalnią, do której ich grzecznie wprowadziła.Robinton przedstawił przyjaciela Lorze.Kobieta nie była aż tak zemocjonowana jak jej córka, ale widać było, że z przyjemnością gości młodego jeźdźca.— Posłałam po twoją mamę, Rob, bo zdaje mi się, że wymieniała Fallonera — o, przepraszam, F’lona — jako jednego ze swoich uczniów — powiedziała.Godzinę gawędzili serdecznie z Merelan.Zniknęły wszystkie ciastka i większość herbatników, a F’lon obiecał, że chętnie powozi Merelan po całym Pemie, jeśli ona tego zapragnie.Potem śpiewaczka musiała wyjść na lekcję, ale odprowadziła chłopców do drzwi, zapewniając, że przyjmuje propozycję F’lona.— To znaczy, jeśli ci na to pozwolą — dodała, obrzucając młodego jeźdźca figlarnym spojrzeniem.— Ach, nie mam wiele do roboty.Nawet przelot tutaj — oświadczył, okrągłym gestem wskazując dziedziniec Cechu Harfiarzy — można określić jako pracę.Musimy wiedzieć, jak się dostać do każdego miejsca na Pemie, więc właściwie te odwiedziny nie są wykroczeniem.Mogę tu przylatywać tak często, jak będę chciał.Robinton doszedł do wniosku, że F’lon stał się jeszcze bardziej pewny siebie niż przedtem, i wymienił znaczące spojrzenie z matką.— Wezwij mnie przez wieżę bębnów, jeśli będę potrzebny — powiedział F’lon, po przyjacielsku poboksował Robintona i skoczył na wyciągniętą łapę Simanitha, a stamtąd prosto na smoczą szyję.— Jeździec w każdym calu, co? — mruknęła Merelan do syna, gdy pomachali już na pożegnanie F’lonowi i Simanithowi.— Uroczy chłopak.— Kiedyś twierdziłaś, że to mały szatan, mamo — przypomniał jej złośliwie Robinton.— Skrócona forma imienia bynajmniej nie odmieniła jego natury, kochanie, a nawet można powiedzieć, że przyczyniła się do pogłębienia problemu — ucięła.— Ale podobało mi się, że dotrzymał obietnicy, którą ci kiedyś dał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl