[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatecznie stwierdziłem, \e mam ochotę zbadać przód budynku, by odnalezć toozdobne czarne szkło.Zakończyliśmy zbieranie informacji o 14:38 stwierdzeniem, \e budynek maprawdopodobnie cztery piętra.Cała parapsychologiczna część eksperymentu trwała dokładnieosiemnaście minut.Czekając na powrót zespołu zewnętrznego, Russ i ja rozmawialiśmy o eksperymencie zdalnegopostrzegania.Przyznawałem (bardziej sobie ni\ jemu), \e rzeczywiście zaskoczyła mnie prostotametody stosowanej w badaniach parapsychicznych.Na nieszczęście, spodziewałem się ujrzeć o wielewięcej dziwnych, a nawet dziwacznych zachowań, a skończyło się na lotach.własnej wyobrazni!Russell wyjaśnił, \e badane przez nich postrzeganie zdalne jest po prostu jeszcze jedną normalnąmo\liwością ludzkości, chocia\ ostatnio prawdopodobnie nie tak często wykorzystywaną, jak whistorii.Kiedy teraz wspominam to pierwsze doświadczenie, uświadamiam sobie, \e po wstępnejczęści eksperymentu odczuwałem jakby dumę czy uniesienie.Czułem się dobrze, poniewa\ mojepierwsze spotkanie ze zjawiskami parapsychicznymi przebiegło tak łagodnie jak marzenie senne.Anawet więcej   wiedziałem", \e to tylko sen, a wszystkie strachy i obawy zagro\enia mego systemuprzekonań były bezpodstawne.Spędziliśmy czas na spokojnej rozmowie o pogodzie i jedzeniu, gdy\były to dwa neutralne tematy.Ed May i Hal Puthoff wrócili do laboratorium z powa\nymi minami.Gdy wsiadaliśmy do samochodupolecono mi nie rozmawiać o miejscu docelowym.Byłem pewny, \e zatrzymają się po drodze przedjakimś McDonaldem i jego znakiem firmowym  wielkim M z dwóch łuków albo mo\e przed boiskiemdo baseballu i poczułem się bardzo głupio.Jechaliśmy prawie dwadzieścia minut, powtarzając dokładnie trasę, którą przebył zespół zewnętrzny w drodze do celu.W końcu wjechaliśmy na terenkampusu Stanford University, a ja poczułem ulgę, gdy zauwa\yłem wielką wie\ę i budynki w styluhiszpańskim.Nie byłem przygotowany na wizytę w Stanford Art Museum (Rys.2.).Rys.2.Fotografia Stanford Art Museum.(Reprodukcja za zgodą doktora Edwina C.Maya)Nikt nie powiedział ani słowa, kiedy Russ wyciągnął kserokopie moich rysunków i podał je nam.Bardzo trudno jest opisać stopień podniecenia, kiedy nagle widzi się przed oczymaurzeczywistnione obrazy z wyobrazni.Nigdy wcześniej nie byłem w tym muzeum, ale wiedziałem, \ejest to budynek, którego ka\dy szczegół z takim mozołem stworzyłem we własnym umyśle.Miałemochotę wymierzyć sobie kopniaka za to, \e nie zwróciłem uwagi na wszystkie detale, które terazpotokiem wypełniały mój umysł  pamiętałem, \e widziałem je podczas sesji, ale nie udało mi się ichani narysować, ani opisać.Natychmiast moją uwagę zwróciły kształty przypominające sztangę w zwieńczeniach kolumn wczęści z łukami.Rozejrzałem się dookoła i szybko znalazłem inne kształty, które tak wyraznie odbiłysię w mej wyobrazni.Okalające wejście niskie drzewa o zwisających gałęziach, mały stojak na roweryz przodu po prawej, teraz tylko z czerwonym rowerem.Było tak\e czarne szkło za ozdobną kratą, polewej stronie budynku  w patio mieścił się ogród rzezb Rodina, liczne okrągłe pojemniki z wysokimidrzewami.Odnalazłem nawet naprzemienny biało-czarny efekt cienia między kolumnami podwejściem zwieńczonym hakiem; okrągłe gazony  wszystko, co sobie wyobraziłem.Wielkiepotwierdzenie, jakie prze\yłem stojąc przed tym budynkiem, było dla mnie prawdziwym wstrząsem.Dla mnie i dla moich przekonań.W głowie mi wirowało, ale nic nie mówiłem, kiedy wsiadaliśmy dosamochodu i wracaliśmy do laboratorium.Zanim wyjechałem Hal przekonał mnie, \e powinienem uczestniczyć w pełnej serii sześciueksperymentów.Wyjaśnił, \e potrzeba sześciu doświadczeń, aby określić, w jakim stopniu mo\nawykluczyć przypadek.Przypadek, pomyślałem szybko.To chyba się stało.Bez względu napodobieństwo, najwyrazniej przypadkiem opisałem to miejsce tak dokładnie.Los sprawił, \e trafiłemjedną na milion mo\liwość.Kiedy opuściłem laboratorium, czułem się o wiele lepiej.Wiedziałem, \ewe wszystkie zdarzenia wpisany jest element szczęścia czy przypadku.Myślałem intensywnie nadotwartą raną w mojej filozofii \ycia, ujęciu rzeczywistości.Doznały prawdziwego wstrząsu, ale jak na razie  mogłem sobie z tym poradzić.Gdzieś głęboko jednak kryła się myśl, \e są to tylko tymczasoweopatrunki.Najlepsze miało dopiero nadejść. ROZDZIAA 5: PIERWSZE WICZENIAW początkowym okresie, osądzanie wyników doświadczeń związanych ze zdalnym postrzeganiembyło bardzo proste.Stało się bardziej skomplikowane, kiedy krytycy  nie mogąc zaatakować samegoprocesu  postanowili zająć się metodą oceniania.Moje stanowisko w tej kwestii zawsze było jasne.W końcowym rozrachunku nie ma znaczenia, coosoby oceniające myślą o doświadczeniu.Kiedy pracuję nad ustaleniem miejsca docelowego, mamświadomość swych odczuć.Gdy tworzę ró\ne zapisy dotyczące miejsca docelowego, to pamiętam, cow danej chwili myślałem; kiedy odwiedzam te miejsca pózniej, widzę te fragmenty ka\dego celu, którewyglądają podobnie i te ró\niące się od mego wyobra\enia.Skorelowanie moich spostrze\eńodnoszących się do celu i uwa\nej obserwacji po przybyciu na miejsce jest dla mnie zadaniemcałkiem prostym.Nale\y jednak pamiętać, \e dla naukowca równie wa\na jest ocena zawarta w procedurze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl