[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy tak? - wyszeptałem bez tchu.- Tak.Ale po cóż w takim razie żyć w ciągłym lęku i ciągle się dręczyć? - ciągnęła dalej wykazując ku memu zdziwieniu coraz większą samodzielność myśli.A otwierając przede mną drzwi dodała:- Ci, co się nie chcą ugiąć, powinni umieć stworzyć sobie szczęście.Odwróciłem się ode drzwi:- A czy jest coś, co się temu przeciwstawia? - spytałem.- Pewno, że jest.Bonjour Monsieur.Część czwartaI- Taka urocza pani o rękach białych jak śnieg, w popielatej, jedwabnej sukni.Spoglądała na mnie przez śmieszne szkiełka osadzone na długiej rączce.Głos ma dziwnie łagodny, jak jaka święta.Nigdy w życiu czegoś podobnego nie widziałam.Strasznie mnie onieśmielała.Głos wypowiadający te słowa był głosem Teresy, ja zaś spoglądałem na nią leżąc jeszcze w łóżku otoczonym ciężkimi firankami z brązowego jedwabiu, które w fantastycznych fałdach spływały od sufitu do podłogi.Blask słonecznego dnia był tak przyćmiony przez zamknięte żaluzje, że w pokoju panował przeźroczysty półmrok.Na tym tle postać Teresy wydawała się płaska, (pozbawiona szczegółów, jakby wycięta z czarnej tektury.Postać ta przesunęła się do okna; usłyszałem trzask i krótki zgrzyt, po czym fala światła uderzyła dotkliwie w moje obolałe oczy.Co prawda, cała ubiegła noc była dla mnie «obrzydliwością spustoszenia».Po dłuższym szamotaniu się z myślami - o ile można nazwać myśleniem przeszywającą świadomość, że ta kobieta istnieje - usnąłem widocznie, ale tylko po to, by rozpocząć szamotanie się z bezsensownym, przerażającym snem, w którym doznawałem wrażenia, że jestem w okowach.Uczucie bezsilności we wszystkich członkach nie opuściło mnie nawet po przebudzeniu się.Leżałem spokojnie, boleśnie porażony przez odradzającą się świadomość bytu i niezdolny do poruszenia ręką ani nogą.Zastanawiałem się, dlaczego nie jestem na morzu, jak długo spałem, od jak dawna Teresa stoi tak nade mną? Słowa jej dopiero teraz zaczęły przenikać do mego mózgu, w którym kłębiło się jak w czyśćcu od beznadziejnych pragnień i pytań bez odpowiedzi.Teresa co rano wnosiła mi tacę z kawą i miała zwyczaj rozpoczynania rozmowy zaraz po wejściu do pokoju.To była jej metoda budzenia mnie.Odzyskiwanie świadomości łączyło się dla mnie zwykle z usłyszeniem jakiejś bogobojnej maksymy, zachwalaniem pociech duchowych, jakich się doznaje uczęszczając na prymarię, lub też gniewnych utyskiwań na bezwstydną chciwość dostawców ryb i jarzyn.Teresa miała bowiem zwyczaj wracając z kościoła wstępować po zakupy dla domu.Konieczność płacenia sprzedawcom, dawania im prawdziwych pieniędzy doprowadzała pobożną Teresę do wściekłości.Temat jej dzisiejszego monologu był tak niezwykły, że mógł wydawać się dalszym ciągiem sennych majaczeń.Zmuszony do słuchania tej dziwacznej paplaniny, ja - więzień w okowach - począłem odczuwać wzrastający we mnie bunt nie wiedząc sam dlaczego.To uczucie buntu nie ustępowało, jakkolwiek byłem przekonany, że już nie śpię.Postać Teresy oddalającej się od okna śledziłem z bezsilnym lękiem zrozumiałym u człowieka, który ma spętane ręce i nogi.W takim położeniu nawet absurd może wydać się groźny.Przysunąwszy się do mego łóżka złożyła nabożnie ręce i podniosła oczy do sufitu:- Gdybym była jej córką, nie mogłaby łagodniej do mnie mówić - rozpoczęła rzewnym głosem.- Mademoiselle Thérčse, pani gada od rzeczy.- Ona także nazwała mnie Mademoiselle - tak ładnie! Patrzyłam ze czcią na jej białe włosy, ale co do zmarszczek, mój drogi panie, to proszę mi wierzyć, że ma ich mniej ode mnie.Zacisnęła usta i rzuciła mi gniewne spojrzenie, jakbym był odpowiedzialny za jej zmarszczki, po czym westchnęła.- To Pan Bóg zsyła nam te zmarszczki, ale czymże są ludzkie twarze? - ciągnęła dalej pokornym tonem.- Tam w raju i tak będą promienieć chwałą.Tymczasem dziękuję Bogu, że pozwolił mi zachować czyste serce.- Czy mam jeszcze długo tego słuchać? - omal że nie krzyknąłem na nią.- O czym pani w ogóle rozprawia?- Mówię o tej słodkiej starszej pani, która przyjechała tu powozem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]