[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każde aresztowanie kogoś z bliskich kręgówpowodowało koniecznośd opróżnienia domu i powysyłania wszystkich w różne strony aż doodwołania.Kiedyś zdarzył się alarm w czasie pobytu Franciszka.Do Warszawy nie mógł wrócid, bo właśnieprzyjechał do nas na skutek alarmu na Filtrowej.- Mory! - powiedział Jurek w czasie narady.- - Lecę do kierowniczki spytad.Była to tylko formalnośd.Niusia usłyszawszy, o kogo chodzi, powiedziała tylko:- Biegnij po niego.Wykopię ratafię.Co to znaczyło, wiedzieli najbliżsi.Niusia robiła najrozmaitsze genialne nalewki, którymi częstowała wybraoców, natomiast butelkilegendarnej ratafii zakopywała: miały oczekiwad pierwszego dnia wolności.Ratafia została wykopana i wypita na stryszku, gdzie umieszczono Franusia.Kierowniczka samazaproponowała, żeby na czas jego pobytu Jurek przeprowadził się na ów stryszek z pokoju, którydzielił z dwoma innymi pracownikami.Obmyślono, że Jurandot będzie udawał, że musi jezdzid dochorego stryja zamieszkałego w Warszawie.Codziennie po pracy wychodził, szedł w kierunku EKD, poczym zawracał i już po ciemku wchodził od tyłu do budynku ze stryszkiem.O świcie znów wracał zWarszawy.Ta konspiracja trzeciego stopnia niezmiernie cieszyła kierowniczkę, która podczas kolacji zpracownikami wzdychała:- Ten stary Jarczyoski, jak go od dwudziestu lat pamiętam, zawsze lubił popijad, nic dziwnego, że muwątroba wysiadła.I teraz biedny Jurek musi jezdzid go pielęgnowad.Po czym pomykała chyłkiem na stryszek, gdzie nasi dwaj panowie tonęli w planach na przyszłośd,układali programy do Figara , obsadzali poszczególne numery.Stopniowo dopuszczono jeszcze parę osób spośród tych, które bywały na gołąbkowskich bankietach.Kiedy alarm został odwołany, odbyło się uroczyste pożegnanie.I ja tam byłam i nalewkę piłam, a warchiwach kierowniczki zachował się wiersz, napisany i wygłoszony przez nią osobiście:O tygodniu, kto ciebie przeżył u nas w Morach,Ten cię we wszystkich życia zapamięta porach.Gdy dwaj wielcy artyści do Mor zawitaliI na stryszku w ukryciu razem przebywali.Ten pierwszy to czarodziej, czaruje wymową.Blaskiem oczu, uśmiechem, posrebrzoną głową.Słuchad tego, co mówi, to jest szczyt rozkoszy.Nic dziwnego, to przecież jest sławny.konferansjer.Ten drugi to satyryk, cięty humorysta.%7łe najlepszy piosenkarz, rzecz to oczywista.%7łe się teraz pogłębił i nabrał fantazji.Więc też poczuł natchnienie do wielkiej poezjil pisze śliczne wiersze pod muzy dyktando.Nic dziwnego, to przecież jest słynny.poeta.O czasy, obyczaje dzikie i złowieszcze,Gdy takie niewygody cierpied muszą wieszcze,I kiedy w utrapieniu i srogiej udręceMuszą siedzied na strychu czy w innej łazience.Ale może niedługo skooczy się złe życieI wieszcze znów zasiądą na Parnasu szczycie,A wszystkie dawne biedy, troski i kłopotyStworzą temat do pieśni albo anegdoty.I rzeczywiście.Co do mnie, w wypadkach alarmu jezdziłam do Warszawy.Przy całym przywiązaniu do Gołąbek ipomimo ponurych powodów tych wyjazdów - wstyd się przyznad - cieszyłam się, że jadę.Miałamokazję odwiedzenia przyjaciół, a przede wszystkim Franciszka, co zresztą było mi kategoryczniezabronione.U Franusia spotykałam Kazia Kozniewskiego, jego Lusię i innych znajomych spoza kręgu Gołąbek.Przychodziła moja przyjaciółka z lat szkolnych, Krystyna %7ływulska, po wojnie znana satyryczka iautorka głośnej książki Przeżyłam Oświęcim.Franuś przepadał za nią.Krystyna była pochodzeniowa , ale jej wygląd, wdzięk, energia i odwaga skłaniały ją do wyczynówkonspiracyjnych, które zakooczyły się, bo musiały się zakooczyd, Pawiakiem i Oświęcimiem.Cud, żenie rozwałką, ale w wielkiej mierze zawdzięczała to sobie.Wygrała przytomnośd, inteligencja, no iprzearyjski wygląd.Po długotrwałym śledztwie na Szucha i na Pawiaku wysłano ją do Oświęcimia bezparagrafu pochodzeniowego, chod dokumenty miała jak najbardziej fałszywe.Nazwisko jej możnaznalezd w licznych publikacjach o Oświęcimiu: była tam bardzo popularną poetką, autorkąprzejmujących wierszy obozowych.Franuś nazywał ją paradegojką.Kiedy trzeba było załatwid coś wątpliwego w jakimś urzędzie czyprzeprowadzid z miejsca na miejsce kogoś o semickim wyglądzie, szła Krystyna, właśnie jako paradegojką.Niezmiernie cieszyło to Franciszka, który kochał paradoksy.Moje wyjazdy do Warszawy były nielegalnością wobec nielegalności.Wiedziałam dokładnie, do kogonie wolno mi chodzid.i tylko tam chodziłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]