[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zdziwiło go to wcale, że Joanny w kuchence nie zobaczył.Zeszła może na dziedziniec dopraczki albo może zabrała ją na ten dzień do siebie poczciwa Rożnowska.Jednak Joanna znajdowała się w kuchence, tylko siedziała w ciemnym jej kątku, ukryta za wysokąporęczą łóżka.Widząc wchodzącego brata nie zerwała się zaraz, jak to bywało zwykle, aby przywitaćgo i zapytać, czy czego nie potrzebuje.Nie mogła może od razu wyrwać się z zamyślenia albo raiała doniego trochę żalu za to, że tak nieprędko wracał.Po kilku jednak minutach wstała i powoli, cicho weszłado przyległego pokoju.- Jesteś więc! gdzieżeś była?.- zapytał Mieczysław.- Byłam w domu, tylko mię nie spostrzegłeś.Rożnowska przysyłała prosząc, abym do niej na resztędnia przyszła, ale nie chciałam.Myślałam, że zaraz przyjdziesz.przyszedłeś tak nieprędko.- Aha! nieprędko - mruknął kancelista.Dziewczynę ta obojętność jej brata na jej losy widocznie w serce kłuła.Stała o parę kroków przed nimze splecionymi na sukni rękami, oczy jej głęboko zapadłe smutnie świeciły pośród bardzo bladej imizernej twarzy.- Myślałam, że zechcesz pomówić ze mną w ostatnim dniu przed rozstaniem.- Jaki ostatni dzień? jakie rozstanie? - mruknął znowu brat.- Czyżbyś już zapomniał, że jutro zaprowadzą mię do więzienia?Po twarzy jej przebiegło kilka nerwowych drgnień.Zaraz jednak mówiła dalej:- Trzy miesiące to czas dość długi.a i potem najpewniej nie wrócę już do ciebie, tylko gdziekolwiek wjakąkolwiek służbę pójdę.Trzeba więc pomyśleć o twoim gospodarstwie.Dziś wieczorem spiszędokładnie bieliznę twoją i odzienie, abyś wiedział, co masz, i okradać się nie dawał.Matkę Kostusiaumówię, aby co dzień z rana przychodziła mieszkanie ci uprzątnąć i samowar nastawić.W domu jużjadać nie będziesz, bo któż by ci teraz gotował? Ale pójdę na chwilę do Rożnowskiej l dowiem się,czyby nie chciała za zapłatę obiad ci dawać.Miałbyś u niej jedzenie zdrowsze niż w restauracji.l takjuż często na zdrowiu zapadasz.Pamiętaj także, gdy wieczorem siadasz do pisania, lampę uważniezapalać, bo mas? zwyczaj czynić to tak, że pokój napełnia się dymem i swędem, co ci bardzo na oczyszkodzi.W spiżarence przy kuchni jest trochę masła, krup i mąki, a w sklepie kartofli i warzywasporo.dobrze zrobisz oddając to wszystko Rożnowskiej, jeżeli u niej jadać będziesz.Zawsze to citrochę pieniędzy oszczędzi.Gdy tak mówiia, Mieczysław patrzał na nią z dziwnym wyrazem oczu.W tych przedwcześniezmordowanych i chorych oczach było tyle wesołości i razem tyle żalu, że trudno byłoby powiedzieć, czywybuchnie on zaraz śmiechem, czy płaczem.Gdy Joanna mówić przestała, zapytał:- Czy skończyłaś?- Tak - odrzekła - zresztą przez dzisiejszy wieczór i jutrzejszy ranek może jeszcze coś przypomnęsobie.Nie spuszczając z niej wzroku przez kilka sekund wstrząsał głową, tak jakby dziwił się czemuś lub nadczymś ubolewał.Potem nosowym swym, przewlekłym głosem mówić zaczął:- I ty naprawdę myśleć mogłaś, że ja pozwolę na to, abyś szła do więzienia i trzy miesiące przesiedziałaze złodziejami i zgubionymi kobietami, w brudach, w błocie?.Teraz Joanna zdziwiła się bardzo.- Jakże może być inaczej? Wyrok sądowy.ostateczny.- Czyś nie słyszała? Dwieście rubli kary pieniężnej albo więzienie!.dwieście rubli!.wyraznie: dwie-ście rubli! Czy nie słyszałaś?Uśmiechnęła się i ramionami wzruszyła.- Owszem, słyszałam.Ale to wszystko jedno.Dla mnie dwieście rubli dostać jest tym samym, co zdjąćgwiazdę z nieba! ani pomyślałam o tym.- Aha! nie pomyślałaś! Ale ja pomyślałem! - zawołał kancelista i tym razem zerwawszy się z kanapywyprostował się w całej swej cienkości i wysokości, a długie, kościste ramiona szeroko rozpostarł, cowszystko nadało mu niejakie podobieństwo do wietrznego młyna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]