[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaka „ona”?JONES Salomea Tinnel.ADWOKAT Kto to jest?JONES Ten rajd miał mnie finansowo postawić na nogi.Poszukałem sobie nowego pilota.Frank Smith.Może pan słyszał.Równy był chłop! Ale, cholera, ten mój pech!ADWOKAT Co, znowu z was dwóch…?JONES Nie.Tym razem było jeszcze gorzej.Ci moi wierzyciele i rozmaici inni ludzie przyszli popatrzeć na rajd, nie? Najlepszy widok jest na wirażu.Nawet szwagierka, chociaż miała do mnie pretensje, też przyszła.Jednym słowem, razem z nią stało tam osiem osób.(wyjmuje inną karteczkę) Wierzycieli moich pan zna, więc ich opuszczę.Poza tym Salomea Tinnel, lat 35, Nancy Quine lat 23, o szwagierce już pan wie, i tak to było: wszedłem w zakręt na stu osiemdziesięciu i byłbym wyprowadził, ale mi tył uciekł.Jak mnie nie weźmie, nie obróci…(Wiraż.Grupa osób — widzów: szwagierka–wdowa, wierzyciele, dwie kobiety, z boku człowiek z psem–bokserem na smyczy.Samochód zbliża się z szaloną szybkością, wpada w poślizg, wylatuje z szosy, wali się drzewo —tam gdzie stała grupa ludzi — bucha dym, z dymu wytacza się jedno koło samochodowe, za nim drugie.Wycie karetek.Znane już drzwi sali operacyjnej.Wjeżdża gęsiego długa kolumna wózków okrytych bielą.Wyjeżdża tylko jeden wózek)(Jones peroruje i gestykuluje w gabinecie adwokata)JONES No i straciłem przytomność.Doktor mówi, że robił, co mógł.Kupę forsy jestem mu teraz winien.Wierzycieli niby się pozbyłem, ale i tak mam długów potąd!ADWOKAT I szwagierka też… Jakże panu współczuję!JONES (od czasu do czasu dotyka kolan, bioder, masuje sobie stawy) Też.ADWOKAT Więc kto właściwie skarży pana teraz i o co?JONES Narzeczony tej Nancy Quine — to raz.O zwrot platyny i złota.ADWOKAT Jakiego złota?JONES Tego… (otwiera gębę i pokazuje złote korony) Ten narzeczony jest dentystą.Mieli się pobrać.Po narzeczeńskiej zażyłości powstawiał jej to i owo.Wszystko na złocie, a mostek platynowy.Teraz żąda, żebym mu to oddal.ADWOKAT Pan? Jemu?JONES Tak.Mówi, że to był prezent narzeczeński, a ja nie jestem jego narzeczoną.Niby racja, ale czy ja to zabrałem? Nikogo nie prosiłem o żadne korony.Żadnych złotych koron nie zamawiałem, więc dlaczego mam coś oddawać?ADWOKAT No… e… zapewne… panie Jones.Osobliwa sprawa! Czy to są wszystkie roszczenia przeciwko panu?JONES Skąd! Ta druga kobieta, Salomea Tinnel… nie znałem jej.Na oczy jej nie widziałem, a teraz jej wuj żąda, żebym łożył na utrzymanie dzieci.ADWOKAT Jej dzieci?JONES No tak.ADWOKAT Rozumiem.Ponieważ spowodował pan ten wypadek na trasie i jest pan sprawcą, jakkolwiek nieumyślnym, co?JONES Nic pan nie rozumie.Komisja stwierdziła, że nie jestem winien wypadku, bo tam był rozlany olej.Nie przez wypadek mam płacić, tylko dlatego, no, jednym słowem, w charakterze matki, względnie kontynuacji matki!ADWOKAT Kontynuacja matki? Kto wymyślił to sformułowanie?JONES Adwokat tego wujaszka.Powiada, że jestem matką w czwartej części.ADWOKAT O jaką matkę chodzi?JONES Nie, z panem się rozmawia! Mecenasie, ta kobieta, Tinnel, miała troje dzieci.Tak? Była okropnie schorowana — na reumatyzm.Teraz, jak idzie na deszcz, to tak mnie w kolanach łupie, że nie czuję sprzęgła ani gazu.To dla mnie fatalne, sam pan pojmuje!ADWOKAT To znaczy, że pani Tinnel… że jej nogi…JONES No tak.Mniej więcej dotąd, (niewyraźne ruchy w okolicy ud) Taki reumatyzm, takie to wszystko schorowane, a ten wuj, łajdak, żąda, żebym się opiekował małymi, przysyła mi listy z pogróżkami, pisze tak: (wyciąga z kieszeni list) „Albo będziesz pan łożył na dzieci, albo żądam, żebyś niezwłocznie złożył nieodżałowane szczątki mej siostrzenicy do rodzinnego grobowca.Nie dopuszczę do tego, by ktoś wywijał resztkami mej drogiej zmarłej!” I co pan na to? Ludzie są tacy bezwzględni!ADWOKAT Sporo tego.Pozwoli pan, że zanotuję? (pisze i mruczy) Mhm.Profanacja, złote korony, mostek, troje dzieci, obowiązek matki, reumatyzm… A zatem, mój panie Jones, skoro mi pan już wszystko wyjaśnił…JONES Jakie tam wszystko.Jest jeszcze należność doktora Millera i na dodatek — pies.ADWOKAT Czegóż żąda ów doktor?JONES Żebym zapłacił za leczenie reumatyzmu.Pani Tinnel leczyła się u niego, ale płaciła rocznie.Właśnie teraz przypada termin zapłaty.Doktor powiada, że leczył nogi, i nogi są, więc płacić ma ten, kto chodzi nimi, kto ma te nogi.Grozi, że będzie mnie skarżył i że mnie zlicytuje! Ale, raz, że łupie mnie w stawach jak diabli…ADWOKAT Nie! Nie tak, panie Jones! To fałszywa linia! Do tego proszę się nie przyznawać!JONES Jak to? Kiedy mówię panu, że jak się tylko zanosi na deszcz…ADWOKAT To nie ma nic do rzeczy.Jeśli pan się raz przyzna, że to nie pańskie nogi…JONES Są moje! Przecież chodzę na nich, nie?ADWOKAT W każdym razie zabraniam panu wdawać się z powodami w jakiekolwiek spory czy rozmowy.Od tej chwili ja sam będą reprezentował wszystkie pańskie interesy.JONES Doskonale.ADWOKAT A co pan tam wspominał jeszcze o jakimś psie?JONES Owszem.Stał tam jakiś typ z boku.Wyszedł cało, ale ten jego pies, bokser, znikł.On utrzymuje, żem go sobie przywłaszczył.ADWOKAT Pan?JONES Tak.Ale to nonsens.Wzięte.z powietrza.Nic nie wiem o żadnym psie.Doktor Burton też go sobie nie przypomina.ADWOKAT Zaraz.Na wszelki wypadek zapiszemy.Pies rasy bokser.Dobrze.To już wszystko?JONES Na razie tak.(wstaje) Gdzie jest? Przysiągłbym, że tu ją gdzieś położyłem.Nie widział pan?ADWOKAT Czego?JONES Torebki.ADWOKAT Tu leży jakaś torebka, (wskazuje damską torebkę, którą Jones położył z boku na krześle)JONES Rzeczywiście.Dziękuję, (bierze torebką, wyjmuje chustkę., wyciera nią czoło)ADWOKAT Pan używa torebki…?JONES Tak.Wygodniej.Nie uważa pan? Kieszenie się nie rozpychają…ADWOKAT A można wiedzieć, czy od dawna?JONES Nie pamiętam.Od jakiegoś czasu.A więc, mecenasie…ADWOKAT Zaraz, panie Jones.Koszta zaczną teraz narastać.Sam pan pojmuje — tyle spraw! Jestem zmuszony prosić pana o zaliczkę.JONES Spodziewałem się tego.Na razie mogę dać panu tylko sto dolarów, ale w przyszłym tygodniu startuję w rajdzie środkowoamerykańskim.Pierwsza nagroda 80000.Opędzi wszystkie koszta, nie? Muszę teraz porządnie trenować.Naładowany jestem aspiryną jak apteka… Oj, te nogi, te nogi! Ale mówi się „trudno”.Aha, mecenasie, mam zamiar ubezpieczyć się przed tym rajdem, wie pan, ale tak, żeby potem w razie czego Towarzystwo nie mogło się wykręcić sianem.Proszę o pańską pomoc.ADWOKAT Chętnie.Przypilnuję tego.Panie Jones, czy pan uczęszcza wciąż do tego samego psychoanalityka?JONES Tak.Do doktora Banglossa.Albo co?ADWOKAT Nic.Chciałem po prostu wiedzieć.Do widzenia… i złamania karku!JONES Bóg zapłać.(Adwokat w gabinecie przyjąć psychoanalityka, doktora Banglossa)ADWOKAT Tak więc jestem adwokatem Ryszarda Jonesa.Zresztą wyjaśniłem już cel mojej wizyty telefonicznie…BANGLOSS Ależ tak.Bardzo proszę.Rozumiem, że musi pan poznać duchowe kulisy.Dobrze.Jones… osobliwy przypadek!ADWOKAT Właśnie.Jest uwikłany w szereg spraw.Sąd może wezwać biegłych, wie pan, doktorze… żeby wydali orzeczenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]