[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądają na produkcję kłusownika z zeszłorocznych łowów.Tato sadzi wprost do nich z płonącymi oczami.- Mama zawsze uwielbiała futra, Johnny.Przez następne dziesięć minut zdejmuje futra z wieszaków, ogląda je, obraca.Dwa wkłada na siebie, gładzi włos, patrzy do lustra.Dzięki Bogu, żadne jakoś nie przypada mu do gustu.Holuję go do działu swetrów.Sweter nie powinien wiele kosztować, a Mama może go później gdzieś schować albo oddać.Nikt nie umie kupić dla Mamy.Mama odnosi do sklepu nawet połowę tego, co sama sobie kupiła.Informuję Tatę, że idę obejrzeć spodnie i kieruję się do odpowiedniego działu.Szukam czegoś w miarę przyzwoitego, rozmiar 33 albo 34 na 30, cena do półtora dolara.Kiedy człowiek nie dba przesadnie o styl, może się tu obkupić, że hej.Tato podąża za mną.Wyciąga fioletowe sztruksy i przykłada do siebie, spodnie mają rozmiar 38 na 34.- Nie za duże, John?Staram się nie parsknąć, nie chcę wejść w rolę Mamy.- Chyba jednak trochę za duże.Jaki ty, Tato, nosisz rozmiar?Tato patrzy na swoją talię.Schudł tak bardzo, że spodnie trzeba było pozakładać pod paskiem, a nogawki majtają się luźno wokół piszczeli.Już odzyskał piętnaście funtów, ale mimo to nie waży nawet stu dwudziestu.Rozpina pasek i zagląda pod spód.Zerkam na wszywkę w talii: 32螉.- A teraz masz najwyżej dwadzieścia osiem na dwadzieścia dziewięć.Chociaż nie wiadomo, ile będziesz ważył za trzy miesiące.Przy tym apetycie może być z ciebie drugi Tony Galento.Tato zaciska pas, sprawdza, czy koszula nigdzie nie wychodzi, i uśmiecha się.- Pamiętasz tamtą drakę, John?- Jasne, że pamiętam.Pamiętam nawet, gdzie to było -pierwszy raz byłem wtedy tak daleko od domu.Pojechaliśmy do Upstate New York, z Irą Taylorem i jego żoną Kay.- Zgadza się, Johnny, sam prawie o tym zapomniałem.To dopiero była wycieczka, rany Julek! Pamiętam, obiecałem ci, że zobaczysz góry.Przejechaliśmy samochodem przez małe wzniesienia, a ty pytasz, czy to już była ta góra! Wtedy jeździliśmy fordem 29.Tato ściąga z wieszaka portki w stylu picassowskim, w czerwone, niebieskie i fioletowe paski.Mają rozmiar 28 i kosztują tylko dolara.Tato przykłada je do siebie: słowo daję, w tych spodniach i z tą brodą wygląda jak Cezanne u schyłku życia.Brakuje mu tylko skrzynki z przyborami do malowania w plenerze.- Mnie się podobają, Tato, ale czy myślisz, że za tydzień będą jeszcze na ciebie dobre?- Wszystko jedno, jak nie będą, to je komuś oddam.Wiem, że będę się w nich dobrze czuł: będę się czuł jak ktoś wyjątkowy, ktoś, kto się rzuca w oczy.Wszyscy bogaci ludzie ubierają się dziwacznie, widziałem w telewizji.Nie muszą się nikomu podobać, tylko sobie, i nie obchodzi ich, co ludzie powiedzą - przecież i tak są już bogaci.Ja też niczego od nikogo nie potrzebuję.Wezmę te spodnie.Czuję się, jakbym kupował Bałtyk w grze w Monopoly: kolor fioletowy, tanio - nie mogę stracić na tym interesie.- Dobra, Tato.Moim zdaniem, wyglądasz w nich świetnie.Jak myślisz, co powie Mama?- Będzie się śmiała.Powie, że jestem wariat, ale będzie się śmiała.W tym domu jest ostatnio stanowczo zbyt mało śmiechu.Przez następną godzinę Tato trudni się komponowaniem niesamowitych zestawów spodni i koszul.Udziela mi się jego zapał i pomagam dobierać kolory.Tato zaśmiewa się przy tym do rozpuku.Komponowanie kostiumów bardzo go bawi, wcale nie ma dość.Wbrew moim ostrzeżeniom, kupuje za dwa dolary jedwabną koszulę z metaliczną nitką.Wiem, jak trudno jest uprać taką koszulę nie niszcząc połysku.Tato mówi, że jak się ubrudzi, to ją wyrzuci.Jest urzeczony dotykiem tkaniny i zmianą kolorów w zależności od kąta padania światła.W sumie wydajemy niecałe dwadzieścia dolarów.Nie pamiętam, żebym miał kiedyś taką frajdę z zakupów.Nawet ja kupuję dla siebie dwa dość niesamowite komplety.Boję się myśleć, co powie Mama, kiedy nas zobaczy z tą stertą ciuchów.W drodze do domu ustalamy, w co ubierzemy się najpierw.Tato decyduje się na spodnie narciarskie w kolorze złocistej ochry, plus jedwabna koszula, w której nitka przeplata się z ciemnoniebieską.Dokupujemy jeszcze sznurówki do adidasów.Kiedy wracamy, w domu jest Joan.Ciekawe, czy Mama wpadła w panikę i zadzwoniła po nią, czy Joan po prostu wstąpiła po drodze.Szmuglujemy torby z ciuchami przez boczne drzwi do sypialni na tyłach.Wchodzę do dużego pokoju, żeby oznajmić Joan i Mamie, że damy im pokaz mody.Mama całkiem zgłupiała i już nie wie, jak ma reagować.Wkraczamy, ja pierwszy, w koszuli barwy lodów pistacjowych, portkach golfowych firmy Jack Nicklaus i zielono-białych tenisówkach od Staną Smitha.Joan gwiżdże na palcach; sztukę tę opanowała nie mając jeszcze pięciu lat, a ja zawsze tylko jej tego zazdrościłem.Tato kroczy za mną, bez laski.Wychodzi na środek pokoju, wolno, ostrożnie i obraca się w miejscu, luźno dyndając ramionami.Joan i Mama kompletnie wysiadają.Chodzę w kółko dookoła Taty, wirując wokół własnej osi.Joan śpiewa: “Ładna dziewczyna jest jak piosenka", a Mama podchwytuje ton.Klaszczę w takt melodii.Chichoczemy wszyscy, Tato wycofuje się do sypialni.Składam ukłon.- Zechcą panie pozostać na swoich miejscach.To dopiero początek rewii.Dopiero teraz zobaczycie!Znikam w hallu, nie czekając, co powiedzą.Tato zaśmiewa się i chichocze.Ręce mu drżą, więc pomagam zapinać guziki.Tym razem Tato wkłada picassowskie spodnie i ciemnoniebieską, prawie granatową bluzę na wierzch z rękawami trzy czwarte.Jeszcze tylko beret i mógłby iść malować na Montmartre.Ogląda się w lustrze, obraca głową na wszystkie strony.- Oto strój artysty-emeryta.Bierze szczotkę z toaletki i sczesuje brodę w szpic, podkręca końce wąsów.Rzeczywiście wygląda jak artysta, o wiele bardziej niż ja.Zakładam włoskie spodnie w prążki, bez paska, i brązową koszulę zapinaną na mankietach na trzy guziki.Koszula ma nawet monogram z lwem na kieszonce.Wyglądam jak książę, któremu księżniczka się spiła i uciekła z lokajem.Tato patrzy na mnie z podziwem.- Stary, to rewelacja!Gwiżdże przez zęby: tej sztuki też nigdy nie opanowałem.- Powinieneś stale tak chodzić, Johnny.Wyglądasz jak facet, który nigdy w życiu nie zhańbił się pracą.Ostatni rzut oka w lustro.Czy takie combo nie będzie już lekką przesadą? Zaglądam do salonu zza framugi.- Szanowne panie, teraz zobaczycie, co się nosiło w Paryżu przed piętnastu laty.Czas nikogo nie oszczędza.Wchodzę, Tato za mną.Mama nie wytrzymuje.- No nie! Joan! No nie! Dwa półgłówki! O mój Boże!Nie wie, czy ma płakać, czy śmiać się.Tym razem ja staję na środku z rękami nad głową, a Tato okrąża mnie w koło podnosząc i opuszczając chude ramiona, tak że rękawy za każdym razem zjeżdżają powyżej łokci.Joan klaszcze, Mama podchwytuje.Znów śpiewają “Ładną dziewczynę", przy akompaniamencie której odmaszerowujemy do sypialni.Ja nie mam już więcej kostiumów, ale Tato ma jeszcze dwa.Ani jego koszule, ani spodnie na mnie nie pasują.Pomagam mu się rozebrać i przebrać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl