[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja z całą pewnością nie chcę dziecka! - oznajmiła gniewnie Elizabeth.- Nie urodzę go!- Myślałaś, żeby porozmawiać o tym z dziećmi?- Nie.Zależy mi na aborcji i nie chcę, żeby dzieci się dowiedziały.Byłoby to dla nich strasznie bo-lesne.- A co by było, gdybyś jednak urodziła dziecko? Jak by to przyjęły?- Pewnie trudno by im było zrozumieć, że.Wiesz, jak to jest, zdaniem bardzo młodych ludzi niktpo trzydziestce nie uprawia już seksu, a kiedy na dodatek chodzi o matkę.- Może zareagowałby zupełnie inaczej, może uznałyby to za piękną i pozytywną rzecz.Za coś na-prawdę dobrego, coś, co rozprasza smutek.- Nie zamierzam urodzić tego dziecka, Sarah.Nie wiem, dlaczego tak się przy tym upierasz!- Nie upieram się, myślę tylko, że w obecnym stanie ducha nie powinnaś podejmować takiej decy-zji.Jesteś pogrążona w rozpaczy i niepewności, a aborcje powodują depresję.To ci nie pomoże.Posłuchaj,daj sobie trochę więcej czasu.- Nie mam dużo czasu, miesiączka spóznia mi się już dwa miesiące! Wolałabym załatwić tę sprawęi zająć się własnym życiem!- Dobrze - westchnęła Sarah.- Mogę zrobić to w przyszłym tygodniu, odpowiada ci?- Wolałabym ten tydzień, ale.- Elizabeth, musimy mieć podpis psychiatry, musisz zrobić wszystkie badania, i tak dalej.Możebyć przyszła środa? W poniedziałek umówię cię na wizytę u doktora Younga, to nasz psychiatra.- Dobrze.- Elizabeth zajrzała do kalendarzyka.- Byle tylko nie próbował namawiać mnie na uro-dzenie dziecka.Och, nie! Możemy zmienić środę na czwartek? W środę mam bardzo ważne spotkanie!- Nie, czwartek nie wchodzi w grę, przykro mi.Piątek? To moja ostateczna propozycja - Sarahuśmiechnęła się nieco zbyt pogodnie.- A tymczasem, dbaj o siebie, dobrze?- Po co? - zapytała szorstko Elizabeth i wyszła z gabinetu.Osiągnęła etap gwałtownej złości na Simona.Za to, że zginął.Jak mógł zrobić jej coś takiego, jakon mógł?! Albo zrobił to celowo, albo przez niedbalstwo.Jedno i drugie było zwyczajnie niewybaczalne.Drań! Gdyby teraz stanął w progu, nawrzeszczałabyna niego! Nagle wyobraziła sobie, jak by to było, gdyby Simon rzeczywiście wszedł teraz do pokoju, sze-roko uśmiechnięty, gdyby ją pocałował, zaproponował drinka albo wyjście na kolację, gdyby westchnął, boona znowu nie miałaby czasu i musiałaby jeszcze trochę popracować.Jak ona mogła, jak to możliwe, żetak często mu odmawiała, że wolała zająć się czymś innym niż spędzić z nim dwie godziny.- O, Boże! - powiedziała głośno, podnosząc rękę, aby zatrzymać taksówkę.- O, mój Boże!Gniew był równie dobrym powodem, żeby nie urodzić tego dziecka, jak i wszystko inne.Teore-tycznie zdawała sobie sprawę, jak cudownie byłoby je mieć, ten niezwykły, fantastyczny spadek po Simo-RLTnie, ale jej wściekłość była tak wielka, że odrzucała tę możliwość.Byłoby to zbyt łatwe, zbyt senty-mentalne, musiałaby sama zmagać się z trudnościami, chociaż wcale nie powinna, a ten łajdak wybrał sięgdzieś bez niej, jak zwykle, zostawiając ją samą, samą, całkiem samą.Oczywiście mogłaby załatwić so-bie kogoś do pomocy, ale w tych pierwszych, trudnych i wyczerpujących tygodniach, pełnych niepokoju,bólu i rozdrażnienia, kiedy dziecko ma kolkę albo nie chce ssać, albo nawet kiedy jest spokojne, powinnamieć przy sobie kogoś, kto by jej towarzyszył i wziął na siebie część zmęczenia, kto powiedziałby: No,no, nie martw się, wszystko będzie dobrze, jesteś zmęczona, to dlatego, i spójrz tylko, czy to przypadkiemnie uśmiech? Tak, chyba tak.Zaraz przyniosę ci jeszcze jedną poduszkę! Boli cię, prawda? Moje biedac-two".Nie.Nie było jej stać na samotne przejście przez te trudności.Miała mdłości, była zmęczona i strasznie, strasznie nieszczęśliwa.Catherine wiedziała, że to naprawdę paskudne z jej strony, ale czuła się coraz bardziej pokrzywdzo-na przez los.Dzieci były bardzo szczęśliwe w swoich szkołach i miały dużo przyjaciół, jedno i drugie, za-praszano je na podwieczorki, na weekendowe spanie i na zabawy.Nowa najlepsza koleżanka Caroline na-zywała się Jane-Anne i teraz całe życie ich trojga kręciło się wokół Jane-Anne, ponieważ Caroline bezprzerwy mówiła o tym, co Jane-Anne myśli, co powiedziała, co lubi jeść, jakie lubi ubrania, i tak dalej, itak dalej.Jane-Anne miała kucyka i dobrze jezdziła.Szybko się okazało, że poprzedni kucyk Jane-Anne nadal przebywa w stajniach rodziców dziew-czynki i jest wyjątkowo łagodny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]