[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę stal na schodach, rozglądając się wkoło, jakby się wahał, którą bramą opuścić dziedziniec.Ostrożnie, trzymając się poręczy, ruszył w dół po marmurowych schodach.Na betonowym dziedzińcu skręcił w prawo.Taleniekow z uwagą przyglądał się ludziom, którzy wylewali się strumieniem przez szklane drzwi.Na ogół szli małymi grupkami, po dwie, trzy osoby, on zaś szukał pojedynczego mężczyzny, który nerwo­wo wodziłby wzrokiem po dziedzińcu.Nikt taki się nie pojawiał.Taleniekowa ogarnął niepokój.Czyżby się mylił? Było to mało pra­wdopodobne, a jednak nie dostrzegł w tłumie nikogo, kto miałby oczy utkwione w Mikowskiego.Starzec powoli zbliżał się do bramy; kiedy wyjdzie na ulicę, dalsze czekanie na nic się nie zda, pomyślał Taleniekow.Matarezowcy nie trafili na ślad jego przyjaciela.Kobieta! A więc jednak! Tego nie przewidział.Przecisnęła się przez drzwi i zbiegła pośpiesznie po schodach, nie spuszczając wzro­ku z oddalającego się wolnym krokiem starca.Sprytnie.Kobieta przesiadująca godzinami w bibliotece mniej zwraca na siebie uwa­gę.Czyli że do swojej doborowej armii matarezowcy brali również płeć piękną.Nie wiedział, dlaczego to go tak zdziwiło - w końcu wśród najle­pszych agentów KGB i amerykańskich Operacji Konsularnych też zdarzały się kobiety.tyle że rzadko powierzano im zadania wyma­gające użycia siły.Ta kobieta zaś śledziła Mikowskiego po to, żeby dopaść jego, Taleniekowa.Przemoc była nieuchronna.I to go właś­nie zdumiało.- Kobieta w brązowym palcie i czapce-kominiarce - powiedział do Maletkina.- To nasz człowiek.Nie możemy pozwolić, żeby zbliży­ła się do starca.- Kobieta?- Zapewniam was, ma wszechstronne umiejętności; potrafi wię­cej niż wy, towarzyszu.Na razie będzie trzymać się z daleka, czekając na odpowiedni moment.Musimy ją uprzedzić, tylko bardzo ostroż­nie, tak żeby facet jej nie rozpoznał, kiedy zacznie krzyczeć.Chodźmy.- Krzyczeć? Dlaczego miałaby krzyczeć?- A czy to można przewidzieć reakcję baby? No, w drogę.Przez osiemnaście minut Taleniekow obserwował zachowanie zdezorientowanego starca i ból ściskał mu serce.Nie mogąc docze­kać się swojego młodego przyjaciela, zatroskany staruszek stawał się coraz bardziej zdenerwowany, aż w końcu całkiem wpadł w popłoch.Nie zważając na siarczysty mróz i klaksony zniecierpliwionych kie­rowców, wolnym, niepewnym krokiem przechodził przez kolejne przecznice.Ciągle spoglądał na zegarek, mimo że po ciemku prawie nic nie widział.Śpieszący się przechodnie potrącali go, ilekroć przystawał.A przystawał często, żeby złapać oddech, bo sił miał już niewiele.Dwa razy podchodził do zadaszonych przystanków autobusowych, najwyraźniej przekonany, że źle policzył przecznice; na skrzyżowaniu przed teatrem Kirowa znajdowały się trzy przystanki i to mu zupełnie pomieszało w głowie.Zdesperowany, na wszelki wypadek sprawdził wszystkie trzy.Sytuacja rozwijała się po myśli Taleniekowa.Widząc dziwne za­chowanie starca, kobieta w brązowym palcie i czapce-kominiarce uznała, że osobnik, którego śledzi, domyślił się, że jest śledzony.Kluczył nieporadnie, bo był stary, przerażony i nie umiał pozbyć się ogona, ale zdawała sobie sprawę, że w każdej chwili może wykonać jakiś nieprzewidziany krok.Trzymała się więc na odległość, w cie­niu, przemykając się wzdłuż ciemnych okien sklepowych i kryjąc w słabo oświetlonych bocznych uliczkach, a ponieważ nie wiedziała czego oczekiwać, również była coraz bardziej zdenerwowana.Obiekt jej inwigilacji zawrócił i skierował się w drogę powrotną.Taleniekow i Maletkin stali po przeciwnej stronie szerokiej alei.obserwując starca z odległości około siedemdziesięciu metrów.Śle­dzonego i śledzącą dzieliły dwie małe uliczki, w które kobieta mogła skręcić, żeby ukryć się, gdy ją będzie mijał.- Pora na nas - oznajmił Wasilij; chwycił Maletkina za rękaw i pociągnął za sobą.- Wmieszamy się w tłum i ruszymy za starcem.Kiedy podejdzie bliżej, kobieta skręci w tę drugą uliczkę.- Skąd wiecie?- Bo już raz skręciła.Wyglądało to bardzo naturalnie.Na jej miejscu zrobiłbym to samo.Zresztą i nam się ta uliczka przyda.- Do czego?- Powiem wam, jak dojdziemy.Zbliżał się decydujący moment i Taleniekow czuł jak mu serce łomocze.To, co się działo przez ostatnie kilkanaście minut, dokład­nie przewidział i zaplanował; najbliższe minuty miały pokazać, czy akcja zakończy się sukcesem.Wiedział ponad wszelką wątpliwość, że po pierwsze, kobieta z miejsca go rozpozna, gdyż na pewno otrzy­mała jego fotografię i szczegółowy rysopis, a po drugie, że jeśli tylko poczuje się zagrożona, odbierze sobie życie równie szybko i spraw­nie jak Anglik w mieszkaniu Lodzi.Element zaskoczenia odgrywał zasadniczą rolę.Dlatego właśnie pomoc zdrajcy z Wyborga była niezbędna.Wraz z grupą pieszych doszli na plac i wmieszali się w tłum przed teatrem Kirowa.Wasilij obejrzał się przez ramię: zobaczył Mikowskiego, który dysząc ciężko, przeciskał się przez kolejkę stojącą po bilety na przedstawienie.- Słuchajcie.- Taleniekow przytrzymał za łokieć Maletkina.- Zrobicie dokładnie, co wam powiem.Zawołacie.Włączyli się w strumień ludzi sunących chodnikiem; ukryci za czwórką żołnierzy ubranych w obszerne płaszcze byli niewidoczni z naprzeciwka, choć sami wszystko widzieli.Starzec zbliżył się do pierwszej przecznicy.Kobieta skręciła w nią, a kiedy przeszedł na drugą stronę, wyłoniła się z powrotem.Jeszcze chwila.Już tylko sekundy.Kolejna uliczka.Mikowski zatrzymał się na skrzyżowaniu, kobie­ta skryła się za rogiem.- Teraz! - ryknął Taleniekow i obaj rzucili się pędem przed siebie.Agent z Wyborga zawołał do kobiety, usiłując przekrzyczeć zgiełk uliczny:- Stójcie, towarzyszko! Stójcie! Circolo! Nostro circolo! Stanęła jak wryta.Cisza.- Kim jesteście? - spytała wreszcie pełnym napięcia głosem.- Przerwijcie wszystko! Mam wiadomość od pasterza!- Co takiego?!Szok odmalował się na jej twarzy.Taleniekow wybiegł zza rogu; wyrzucił przed siebie ręce i chwycił kobietę od tyłu za ramiona, a potem za nadgarstki.Unieruchomił jej dłonie - z których jedną trzymała w kieszeni, zaciśniętą na kolbie pistoletu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl