[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pytałem o cały wszechświat czasu i przestrzeni, życia i śmierci, dnia i nocy, i w ogóle.- Nie powiem, żebym często się nad tym zastanawiał.- Aha.A powinieneś.Rzecz w tym, że węzły są tego elementem.Nie pozwalają, żeby śmierć wymknęła się spod kontroli.Nie on, natural­nie, nie Śmierć.Po prostu śmierć.Chodzi o to.- Albert z wysiłkiem dobierał słowa.- Chodzi o to, żeby śmierć zdarzała się dokładnie na końcu życia, nie wcześniej i nie później.Trzeba analizować węzły, żeby kluczowe postacie.Nie bardzo rozumiesz, prawda?- Przykro mi.- Trzeba je analizować - powtórzył krótko Albert.- A potem na­leży wybrać właściwe życia.Te klepsydry, jak je nazywasz.Sama Służba jest najłatwiejsza.- Umiesz to zrobić, Albercie?- Nie.A ty?- Nie!Albert w zadumie ssał miętusa.- W takim razie cały świat pogrąża się w bagnie - stwierdził.- Właściwie nie rozumiem, czemu się tak zamartwiamy - rzekł Mort.- Przypuszczam, że coś go zwyczajnie zatrzymało.Nawet jemu nie wydało się to przekonujące.W końcu mało kto łapał Śmierć za guzik, żeby mu opowiedzieć kolejną anegdotę, albo klepał po plecach mówiąc: „Jeszcze po jednym, kolego, po co się tak spieszyć”, albo proponował kręgle, a potem wypad do klatchiańskiego baru, albo.Z nagłą, przerażającą wyrazistością Mort uświadomił sobie, że Śmierć jest pewnie najbardziej samotną istotą we wszech­świecie.Na wielkim bankiecie Stworzenia on przez cały czas siedział w kuchni.- Sam nie wiem, co pana ostatnio naszło - wymruczał Albert.- Wstawaj z fotela, panienko - zwrócił się do Ysabell.- Musimy spojrzeć na te węzły.Otworzyli księgę.I przyglądali jej się bardzo długo.W końcu odezwał się Mort:- Co oznaczają te wszystkie symbole?- Demonis non sapiens - mruknął pod nosem Albert.- Co to znaczy?- To znaczy, że niech mnie diabli porwą, jeśli mam pojęcie.- Mowa magów, prawda? - spytał chłopiec.- Nie wspominaj nawet mowy magów.O mowie magów nic nie wiem.Użyj swojego mózgu do tego tutaj.Mort raz jeszcze spojrzał na plątaninę linii.Wyglądało to tak, jak­by pająk utkał swoją sieć na stronicy, a przy każdym rozgałęzieniu przy­stawał i robił notatki.Mort patrzył, aż oczy zaszły mu łzami i czekał na iskrę natchnienia.Żadna się nie pojawiła.- Masz jakiś pomysł?- Dla mnie to czysty klatchiański - stwierdził Mort.- Nie wiem nawet, czy trzeba to czytać do góry nogami czy z boku na bok.- Spiralnie, od środka do brzegów - chlipnęła Ysabell ze stołka w kącie.Zderzyli się głowami, kiedy obaj naraz zbliżyli nosy do środka strony.Potem obejrzeli się na dziewczynę.Wzruszyła ramionami.- Ojciec nauczył mnie czytać schematy węzłów - wyjaśniła.- Kie­dy szyłam u niego w gabinecie.Pokazywał mi kawałki.- Możesz pomóc? - spytał Mort.- Nie - odparła Ysabell.Wytarła nos.- Co to znaczy: nie? - warknął Albert.- To zbyt poważna sprawa na jakieś fochy.- Chcę powiedzieć - rzekła Ysabell głosem ostrym jak brzytwa - że sama potrafię to zrobić, a wy możecie pomóc.***Gildia Kupców Ankh-Morpork zatrudniała duże grupy ludzi z uszami jak pięści, a pięściami jak spore worki orzechów, których zadaniem była reedukacja zbłąkanych, publicznie nie dostrzegających licznych atrakcji tego pięknego miasta.Na przykład filozof Catroaster został znaleziony, jak spływał twarzą w dół po rzece w kilka godzin po wygłoszeniu swej słynnej maksymy: „Kiedy człowiek ma dosyć Ankh-Morpork, to ma dosyć błota po kostki”.Rozsądek zatem nakazuje poświęcić kilka słów jednemu - jedne­mu z wielu, ma się rozumieć - z powodów, dla których Ankh-Morpork słynne jest pośród wielkich miast multiversum.To jego kuchnia.Szlaki handlowe połowy Dysku krzyżują się w mieście albo prowadzą po leniwej rzece, która przez nie przepływa.Więcej niż połowa plemion i ras na Dysku ma swoich reprezentantów wśród mieszkańców.W Ankh-Morpork można trafić na kuchnie całego świata; w kartach przybysz znajdzie tysiąc odmian jarzyn, półtora tysiąca serów, dwa tysiące przy­praw, trzysta rodzajów mięsa, dwieście gatunków ptactwa, pięćset roz­maitych ryb, setkę wariacji na temat makaronu, jajka tej czy innej odmiany, pięćdziesiąt owadów, trzydzieści małż, dwadzieścia mieszanych węży i innych gadów, a także coś jasnobrązowego i pokrytego kurzajkami, znanego jako klatchiańskie wędrowne trufle bagienne.Można tu znaleźć wszelkiego rodzaju restauracje, od luksusowych, gdzie porcje są maleńkie, ale za to talerze srebrne, po znane tylko bywalcom, gdzie co bardziej egzotyczni mieszkańcy Dysku zjadają wszy­stko, co uda im się wcisnąć sobie do gardła dwa razy na trzy próby.Bar Najlepsze Żeberka Hargi w pobliżu portu prawdopodobnie nie zalicza się do najlepszych lokali miasta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl