[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tomek z entuzjazmem podchwycił ten projekt.W czasie pierwszej bytności w Australii poznał Melbourne, rodzinne miasto Bentleya, teraz wiec miał możność porównać je z Sydney.Następnego ranka dwoma powozami wyruszyli do miasta.Dyrektor Hart okazał się doskonałym przewodnikiem.Najpierw, więc przemknęli przez tonące w zieleni ogrodów podmiejskie, południowe dzielnice willowe, poprzecinane zatoczkami i lagunami, po których pływały setki żaglówek.Potem zwiedzili ogród botaniczny i zoologiczny, muzea, kościoły, robili drobne zakupy w handlowym śródmieściu, a w końcu przybyli do nabrzeża portowego.Przez cały czas Tomek dzielił się spostrzeżeniami ze swymi młodymi przyjaciółmi, z którymi jechał w jednym powozie.Przede wszystkim wyjaśnił im, że Sydney jest czwartym, a Melbourne piątym miastem pod względem wielkości na półkuli południowej.Tylko południowoamerykańskie miasta: Buenos Aires, Sao Paulo i Rio de Janeiro były od nich większe.W tych dwóch miastach koncentrował się handel, przemysł, instytucje kulturalne i naukowe Australii.Z nich wywożono w świat główne australijskie produkty: wełnę, mięso, skóry i pszenicę.Całe Sydney miało charakter wybitnie portowy.Południową i północną cześć miasta rozdzielała zatoka Port Jackson, która wrzynała się w ląd dziesięciokilometrowym lejem, aż do ujścia rzeki Parramatta.Nieregularne linie wybrzeży tworzyły dziesiątki zatok i cichych przystani.Przystanęli nad brzegiem, aby przyjrzeć się panoramie północnej części miasta, położonej po drugiej stronie zatoki Port Jackson.Usiedli na ławkach rozległego zieleńca wysadzanego krzewami i palmami.– No cóż, Tomku, jak się panu podoba nasze Sydney? – zapytał Hart.– Nie chciałbym urazić pana Bentleya, lecz wydaje mi się ładniejsze od Melbourne.Jest mniej symetrycznie zabudowane i dzięki temu nie tak monotonne – odpowiedział Tomek.– Skoro tak, to może zechciałby pan tutaj zamieszkać? – zapytał Hart.– Mógłbym panu zaproponować odpowiednie stanowisko w zarządzie Parku Taronga.– Nic z tego! Próbowałem kiedyś zatrzymać Tomka w Melbourne – wtrącił Bentley.– W odpowiedzi zaprosił mnie do Warszawy, po odzyskaniu niepodległości przez Polskę.– Cóż, zdanie można zmienić z biegiem czasu – wesoło powiedział Hart.– Nieraz stosunki rodzinne zmuszają do tego.Tomek zarumienił się, a Hart dodał:– Niech się pan nie spieszy z odpowiedzią.Ponowię propozycję po zakończeniu waszej wyprawy do Nowej Gwinei.– Dziękuję panu, zastanowię się nad tym – odparł młodzieniec.– Jak amen w pacierzu, Tomek gotów osiąść na mieliźnie – tubalnie szepnął kapitan Nowicki do Smugi.– Mnie także podoba się Sydney – rezolutnie zauważyła Sally.– Powinniśmy obrać je za stolicę Związku Australijskiego.– Oho, przemówiła przez panią mieszkanka Nowej Południowej Walii – zaoponował Bentley, od powstania bowiem Związku Australijskiego w roku 1900 Melbourne i Sydney współzawodniczyły o miano stolicy.[32]– Przekonacie się państwo, że w przyszłości Sydney będzie jeszcze piękniejsze – zapewnił Hart.– Słyszałem o projekcie, który doda miastu uroku.Mianowicie rozważa się możliwość zbudowania olbrzymiego mostu, który by połączył południowe i północne Sydney.[33]– Każda pliszka swój ogonek chwali – tubalnie mruknął Nowicki.– Ale mimo wszystko nie ma to jak nasza stara Warszawa!W wesołym nastroju podróżnicy powrócili na “Sitę”.Tutaj ostatnie przygotowania do opuszczenia portu również dobiegały końca.Cały jacht lśnił jak lustro, wszędzie unosił się zapach świeżego lakieru.Pani Allan była bardzo podniecona.Ani na krok nie odstępowała swej jedynaczki, polecała ją opiece przyjaciół.Był to przecież jej przedostatni dzień spędzony razem z córką przed wyruszeniem na wyprawę.Rozmowy na jachcie przeciągały się do późnej nocy, lecz mimo to podróżnicy już o świcie zerwali się z posłań.Razem z Dingiem podążyli do przystani, skąd promem przepłynęli zatokę do północnego Sydney.Stamtąd wraz z Hartem pojechali powozami na uroczą morską plażę w Narrabeen.Wszyscy korzystali z orzeźwiającej kąpieli, gdyż gładkie, piaszczyste wybrzeże okalała połączona z morzem laguna, zabezpieczająca wycieczkowiczów przed ewentualną napaścią rekinów.Szczególnie Dingo, znudzony długim pobytem na jachcie, wprost szalał z radości.Piękny, słoneczny dzień minął beztrosko i wesoło.Wieczorem wszystkie iluminatory “Sity” jarzyły się jasnym światłem.To kapitan Nowicki wydawał dla całej załogi i gościnnego Harta pożegnalną kolację.Już następnego dnia o świcie jacht miał wyjść w morze.O WŁOS OD ŚMIERCIJacht pod pełnymi żaglami spokojnie płynął po niemal gładkim oceanie.Sterowany wprawną dłonią zawodowego marynarza – Indusa Ramasana, nie mógł zboczyć z kursu, wiodącego wprost na północ wzdłuż wschodnich wybrzeży Australii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]