[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Doskonale wiemy, że był pan jej kochankiem – powiedział szorstko.– Groził pan nawet, że ją zabije.Sam pan potwierdził to, że był pan w Stowerton we wtorkowy wieczór.– Nie tak głośno – Kirkpatrick był przerażony.– W porządku, to wszystko prawda.Myślałem już o tym i pewnie dlatego czuję się tak fatalnie.Otóż wiem, że będę musiał z wami porozmawiać.To nie o nią chodzi, tylko o dzieciaki – powiedział patrząc na chłopca i dziewczynkę.– Nie chcę ich stracić.Sądy zawsze powierzają opiekę matce, bez względu na to, jaka ona jest.Burden był niecierpliwy.Pokazując zapalniczkę spytał:– Widział to pan już kiedyś?Twarz mężczyzny zapłonęła, ale inspektor nie potrafił określić, o jakie emocje chodzi.Wina? Przerażenie? Czekał.– To jest Anny.– Jest pan pewien?– Widziałem to u niej.– Po czym dodał z pretensją w głosie: – Chwaliła mi się tym przedmiotem.Mimo iż było w biurze ciepło, Kirkpatrick nie zdejmował płaszcza.Burden poinformował Wexforda, że przyszedł tu z własnej woli, aby porozmawiać we względnym spokoju, z dala od własnej żony.– Czy to pan podarował tę zapalniczkę pannie Margolis? – spytał główny inspektor.– Ja? Nie stać mnie na takie prezenty.– Proszę w takim razie powiedzieć, skąd pan wie, że należy do niej?Kirkpatrick pochylił głowę.– Jakiś miesiąc temu – zaczął prawie szeptem – pojechałem do niej, ale ona wyszła.Margolis nie wpuścił mnie, więc siedziałem na zewnątrz w samochodzie czekając na jej powrót.Nie w tym samochodzie – w jego głosie był ból – tylko w moim poprzednim, czarnym.– Westchnął i cicho kontynuował.– Przyjechała po pół godzinie.Wracała ze stacji samochodowej, gdzie grzebano w jej aucie.Wysiadłem i podszedłem do niej.Ta zapalniczka, którą pan trzyma, leżała na półeczce wewnątrz wozu.Podniosłem ją.Wiedziałem, że nie miała jej wcześniej i jak przeczytałem tą dedykację: „Dla Ann, która opromienia moje życie”, to znając ją domyśliłem się, jakiego rodzaju kontakty łączyły ją z ofiarodawcą tego przedmiotu.Zdążyłem ją wystarczająco dobrze poznać.– W jego głosie słychać teraz było histeryczną nutkę.– Krew uderzyła mi do głowy.Mogłem wtedy zabić.Boże, nie to miałem na myśli! – Ręką przesłonił usta, jakby tym gestem mógł wymazać nieprzemyślane słowa.– Nie to miałem na myśli! – powtórzył.– Rozumiecie chyba, prawda?Wexford odpowiedział łagodnie:– Niewiele wiem o panu, panie Kirkpatrick, ale wygląda na to, że mamy tu klasyczny przypadek rozdwojenia osobowości.Jednego dnia mówi pan, że panna Margolis była jedynie kluczem do galerii brata, drugiego natomiast, że był pan o nią chorobliwie zazdrosny.W takim razie proszę mi powiedzieć, która z tych osobowości jest dominująca?– Kochałem ją – powiedział głucho – i byłem zazdrosny.– To już wiemy.Proszę mówić dalej o zapalniczce – wtrącił Burden.Kirkpatrick zamiast kontynuować, powiedział nieszczęśliwym głosem:– Moja żona nie może się o tym dowiedzieć.O Boże, byłem szalony zbliżając się do tej dziewczyny.Naprawdę nie powinienem był tego robić.Zauważył, że Wexford nie obiecuje mu dyskrecji i zrozumiał chyba, że sprawa jest bardzo skomplikowana.Krzyknął dzikim głosem:– Nie zabiłem jej! Nic o tym nie wiem!– Jak na zakochanego, nie wykazuje pan specjalnie głębokiego żalu, panie Kirkpatrick.Ale wróćmy do zapalniczki.Kirkpatrick trząsł się, mimo iż w pokoju było ciepło.– Byłem zazdrosny jak diabli.Ann wzięła ode mnie tę zapalniczkę i przyglądała się jej w dziwny sposób.– Co pan ma na myśli, mówiąc o dziwnym sposobie patrzenia?– Tak, jakby było tam coś szczególnie zabawnego.– Kirkpatrick był wściekły.– Można było sądzić, że to cholernie zabawny kawał.– Przetarł ręką czoło.– Teraz jeszcze stoi mi przed oczyma jej widok: pięknej, młodej, niczym nie skrępowanej.– Ja nigdy nie byłem tak wolny.Trzymając w ręku ten kawałek złota przeczytała na głos tamte słowa i wybuchnęła śmiechem.– „Kto ci to dał?”, spytałem, a ona na to: „Niezły gest ma ten twój hojny przyjaciel, nieprawdaż? Tobie, Alan, nigdy nie przyszłoby coś takiego do głowy.Ty potrafisz jedynie dodać dwa do dwóch i wychodzi ci mniej więcej szesnaście”.Doprawdy nie wiem, co miała na myśli.Jego palce zostawiły białe ślady w miejscach, gdzie naciskał skórę.Ręce trzęsły mu się ze zdenerwowania.– Mówicie o żalu – ciągnął.– Bardzo ją kochałem, albo tak mi się wtedy wydawało.Jak się kogoś kochało, to raczej powinno być smutno jeśli ten ktoś nie żyje, prawda? Ale, mój Boże, skoro nie mogłem jej mieć tylko dla siebie, to wolałem już, żeby nie żyła!– Co pan robił w Stowerton we wtorek wieczorem? – wycedził Wexford.– Nie muszę wam tego mówić – powiedział Kirkpatrick wyraźnie załamany.Tym razem jego słowa nie brzmiały wyzywająco czy butnie.Rozpiął płaszcz, tak jakby poczuł falę gorąca.– Nie postępowałbym tak na pana miejscu – odezwał się Burden – skoro zamierza pan stąd wyjść.Jak pan wczoraj trafnie zauważył, nie możemy pana zatrzymać.Kirkpatrick wstał.Wyglądał na kompletnie wyczerpanego.– Więc mogę już iść? – mocował się z paskiem od płaszcza, wyginając palce.– I tak nie mam wam nic więcej do powiedzenia.– Może pan sobie jeszcze coś przypomni? – rzekł Wexford.– Wie pan co? Wpadniemy do pana później.– Jak dzieci będą już spały w łóżeczkach – dodał Burden.– Może pańska żona będzie wiedziała, co pan robił w Stowerton.– Jeżeli to zrobicie – powiedział gwałtownie Kirkpatrick – to pozbawicie mnie moich dzieci! – oddychając ciężko, zwrócił się twarzą ku ścianie.– Pozwólmy mu ochłonąć w towarzystwie Draytona – powiedział Wexford pijąc kawę w „Carousel Cafe”, kawiarni znajdującej się naprzeciw posterunku.Często przychodził tutaj z Burdenem, woląc ten lokal od policyjnej kantyny.Jego wejście zawsze powodowało opuszczenie tego miejsca przez mniej pożądane elementy.Siedzieli teraz sami przy maszynce do kawy espresso, sztucznych, plastikowych roślinach i szafie grającej, z której dochodziły dźwięki muzyki Montovaniego.– W dziwny sposób rozpoznała go Ruby – mówił Burden – nie będąc przecież pewna, że to Geoff Smith.– Naprawdę nie wiem, Mike.Zgodnie z moim kodeksem moralnym, a sądzę, że twoim też, jego zachowanie nie było specjalnie etyczne, ale nie było też podejrzane.To dziwne, że zwróciła na niego uwagę.– Wiemy, że był niski, młody i ciemnowłosy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]