[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stara twarz wykrzywiała się w łkaniu, ale ręce wyciągnęły się ku nim niczym szpony rannego, wściekłego zwierzęcia.- To Aleryon! - krzyknęła Rhalina.- Kapłan Aley-ron-a-Nyvish! Choroba opanowała i jego!Stary człowiek był słaby i nie potrafił stawić oporu, gdy Corum i Jhary przystąpili do niego i pochwycili go, przyciskając jego ramiona do boków.Jhary odkorkował zębami butelkę, wziął kroplę mikstury na palec, a Corum zmusił starca do rozwarcia szczęk.Jhary rozsmarował lekarstwo na języku Aleyrona.Kapłan usiłował je wypluć, przewracając przy tym oczami i rozdymając nozdrza niczym koń w gorączce, ale już po chwili się uspokoił.Jego ciało zwiotczało i zaczął przelewać im się przez ręce.- Zabierzmy go do świątyni - powiedział Corum.Gdy go unieśli, nie stawiał oporu.W chłodzie wnętrza ułożyli kapłana na podłodze.- Corumie? - wycharczał kapłan, otwierając oko.- Furia Chaosu mnie opuszcza.Znowu jestem sobą.Lub prawie sobą.- Co się stało z mieszkańcami Halwygu? - spytał go Jhary.- Czy wszyscy zginęli? Gdzie odeszli?- Są szaleni.Od wczoraj nikt nie jest normalny.Walczyłem z chorobą, jak długo mogłem.- Ale gdzie oni są, Aleyronie?- Odeszli.Są na wzgórzach, na równinach, w lasach.Ukrywają się.Od czasu do czasu atakują jedni drugich.Nikt nikomu nie ufa, opuścili zatem miasto, jak widzisz.- Czy Lord Arkyn odwiedził ostatnio świątynię? - spytał Corum.- Czy rozmawiał z tobą?- Raz, ale to było wcześniej.Kazał posłać po ciebie, ale nie mogłem.Nikt nie chciał wyruszyć.A gdy przyszedł gniew, nie byłem już w stanie przyjąć Arkyna.Nie.nie mogłem go wezwać, jak robiłem to kiedyś codziennie.Corum pomógł Aleyronowi wstać.- Wezwij go teraz.Cały świat został opanowany przez Chaos.Wezwij go teraz, Aleyronie!- Nie jestem pewien.- Musisz.- Spróbuję.- Poraniona twarz Aleyrona skrzywiła się, jakby teraz z kolei walczył z euforią wywołaną przez napój Jharego.- Spróbuję.I spróbował.Próbował przez całe popołudnie, aż zachrypł, wyśpiewując monotonnie modlitwę do Ładu.Przez wiele lat pobrzmiewała ona w murach tej świątyni bez odpowiedzi, gdyż Ład był wówczas na wygnaniu, a Arioch rządził w imieniu Chaosu.Lecz ostatnio przyzywała czasem wielkiego Władcę Ładu.Teraz jednak odpowiedzi nie było.Aleyron przerwał w końcu.- On nie słyszy, a jeśli nawet słyszy, to nie może przybyć.Czy Chaos powrócił z całą swą potęgą, Corumie?Corum Jhaelen Irsei wbił wzrok w posadzkę i pokręcił wolno głową.- Może.- Spójrzcie! - krzyknęła Rhalina, odgarniając długie włosy z twarzy.- Jhary, jest twój kot.Mały, biało-czarny kot wfrunął przez otwarte drzwi i usiadł na ramieniu Jharego.Obwąchał mu ucho, po czym seria niskich dźwięków popłynęła z pyszczka.Jhary spojrzał zdziwiony, ale zaraz skoncentrował się na tym, co kot miał do powiedzenia.- Oni rozmawiają! - mruknął zdziwiony Aleyron.- Zwierzę mówi!- Przekazuje wiadomości - stwierdził Jhary.- Tak?Kot umilkł w końcu i wczepiwszy się pazurkami w ramię Jharego, zaczął się myć.- Co ci powiedział? - spytał Corum.- Opowiedział mi, co robi Glandyth-a-Krae.- Więc on żyje!- Nie tylko żyje, ale chyba zawarł pakt z Królem Mabelode.Przez pośrednika, zdradzieckiego czarownika Nhadragh.A Chaos nauczył go zaklęcia, które ma nas teraz w swej mocy.I obiecał wesprzeć go jeszcze większą potęgą.- Gdzie jest Glandyth?- Na Maliful.W Os.- Musimy się tam udać.Znaleźć Glandytha.Zabić go.- To niemożliwe.Glandyth już kieruje się tutaj.- Morzem.Jest jeszcze sporo czasu.- Ponad morzem.On i jego ludzie mają teraz na swe usługi jakieś bestie Chaosu, których kot nie potrafi opisać.Właśnie teraz Glandyth leci do Lywm-an-Eshu i szuka nas, Corumie.- Pozostaniemy tutaj i w końcu go pokonamy.Jhary spojrzał sceptycznie.- My dwaj.Tak nafaszerowani lekami.Mamy spowolnione reakcje, a nasz instynkt przetrwania nie jest zbyt silny.- Znajdziemy innych, podamy im twój napój.- Corum urwał.Wiedział, że mówi o rzeczy niemożliwej.Nawet w normalnych warunkach trudno byłoby pokonać Denled-hyssów, i to mimo wsparcia.- Jego twarz rozjaśniła się na chwilę, ale zaraz znów spochmurniała.- Może jeśli zrobię użytek z Ręki Kwlla i Oka Rhynna.Może raz jeszcze.Jhary spojrzał z ukosa.- Musimy mieć nadzieję, że to możliwe, bo nic innego już nam nie pozostało.Gdybyśmy tylko mogli odnaleźć Tanelorn, tak jak już kiedyś chciałem to zrobić.Pewien jestem, że tam uzyskalibyśmy pomoc.Ale nie znam sposobu, by tam dotrzeć, podobnie jak nie mam pojęcia, gdzie obecnie znajduje się Tanelorn.- Mówisz o mitycznym mieście wytchnienia.Wiecznym Tanelorn - powiedział Aleyron.- Ono istnieje?Jhary uśmiechnął się.- Jeśli miałem kiedykolwiek dom, to było nim właśnie to miasto - Tanelorn.Ono istnieje w każdej epoce, w każdym czasie, w każdym wymiarze.Tylko że czasem trudno je odnaleźć.- Czy nie możemy przeszukać tego wymiaru statkiem? - zaproponowała Rhalina.- Przecież statek może podróżować i między wymiarami.Jeśli dobrze pamiętam to, co usłyszałam.- Tak, ale tej umiejętności moja wiedza pilota nie obejmuje - stwierdził Jhary.- Bwydyth pokazywał mi, jak kierować statkiem podczas podróży przez Mury Między Światami, ale niewiele z tego do mnie dotarło.Nie, musimy mieć nadzieję na znalezienie Tanelornu w tym wymiarze.Ale tymczasem powinniśmy się zastanowić, jak umknąć Glandythowi.- Lub jak stawić mu czoło - powiedział Corum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]