[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Wstań!Książę Zastępów zawahał się, spojrzał w twarz przyjaciela i ujął podaną dłoń.— Przykro mi — powiedział Gabriel — Nie chciałem tego.— W porządku — Michał otrzepywał spodnie — Mnie też przykro.Wdrapał się na grzbiet Klingi i ruszyli.Ponury, zamyślony Gabriel jechał milcząc, z rękami skrzyżowanymi na łęku, a żaden z archaniołów nie przejawiał chęci do pogawędek.Zmieszany Razjel spoglądał na Michała przepraszająco.Ten zdobył się na krzywy uśmiech.— Wściekł się — szepnął — Ależ mi przydzwonił!— Założę ci czar uzdrawiający, żebyś nie spuchł — mruknął Książę Magów.Michał wzruszył ramionami, ale pozwolił Razjelowi wymamrotać nad sobą kilka zaklęć i pstryknąć dwa razy palcami.Wlokący się z tyłu Rafał był zbyt wstrząśnięty i przygnębiony, żeby zareagować.Na ostatnim dziedzińcu pozsiadali z koni, przestąpili ogromne wrota Pałacu Tronu.Wciąż milcząc mijali kolejne, zachwycające przepychem komnaty, aż zatrzymali się przed Salą Tronową.Gabriel bez słowa otworzył drzwi.Wewnątrz uderzył w nich żar i monotonny syk płomienia.Skulony przy podwyższeniu, u stóp pustego tronu siedział Serafiel.Górną parą cienkich jak pergamin skrzydeł okrywał wydłużoną, obłą głowę, dolną owijał nogi, a środkową, przylegającą do pleców, na widok aniołów rozpostarł ze świstem.Jego ciało zdawało się być stworzone z zakrzepłego ognia, tak że cała postać nieustannie drgała wydzielając nieznośny żar, rozbłyskując i przygasając niby płomień w ognisku.Bił od niego blask, który jednak nie oślepiał, ani nawet nie rozświetlał pomieszczenia.Wódz serafinów przekrzywił na bok głowę, zwrócił ku przybyłym ogromne, beznamiętne oczy.— Wali się most, którym kroczycie, panowie anioły — usłyszeli niski, świszczący szept — Czego tu szukacie, skrzydlaci? Lekarstwa na strach?Gabriel z trudem przełknął ślinę.— Twierdzisz, że rozmawiasz z Panem — zaczął, z nadzieją, że głos za bardzo mu nie drży — Zatem potrzebujemy porady.Zaginęła cenna rzecz.Urwał, bo przerwał mu upiorny chichot wydobywający się z gardła serafina.— Owieczki moje! Co za przykrość! Ale idźcie płakać gdzie indziej.To jest komnata Tronu.Rońcie łzy swoje nad rzekami Babilonu, w ciemności Szeolu, nizajcie je niby diamenty, sypcie przed wieprze i pozostałe tałatajstwo.Rady potrzebujecie? Oto ona.Pokory, słowicy, bo ciężkie czasy przychodzą zawsze bez zaproszenia.— Dobra — mruknął Gabriel — Zabieramy się stąd.On bredzi od rzeczy, jak zwykle, Rafałku.— Niebywałe! — zaszemrał serafin, z wizgiem rozpościerając górne skrzydła.Pęd gorącego powietrza uderzył aniołów w twarze, szarpnął włosami — Sami sobie dacie radę! Dzielni słowicy! Podziwiam.Wszak jesteście potężni.Kim cię Pan uczynił, Dżibril? Cherubem? Pamiętam! Ale czy ciosałeś podwaliny światła w nieskończonym mroku? Nie przypominam sobie tam ciebie, archaniele.A ty, Mikail? Ciebie uczyniono serafem! Zatem jesteś tożsamy ze mną.Wykonuj więc to, co przystoi serafom.Śpiewaj wraz ze mną! Wychwalaj Tron Pański!— Wychodzimy! — krzyknął Razjel, ale Serafiel już powstał z miejsca.Zatrzepotał trzema parami skrzydeł, wzbudzając wicher gorący jak piach na pustyni.— ŚWIĘTY, ŚWIĘTY, ŚWIĘTY — zaryczał huragan, a ogłuszeni, słaniający się na nogach archaniołowie, na oślep szukali wyjścia z komnaty, pośród huczącego wiru płomieni.— KRÓLU STRASZLIWY MORZA, KTÓRY DZIERŻYSZ KLUCZE KATARAKT NIEBIESKICH, KTÓRY PĘDZISZ NA RYDWANIE WOKOŁO ŚWIATÓW.— Gdzie te cholerne drzwi!— PANIE NIESKOŃCZONOŚCI ETERYCZNYCH, GDZIE WZNOSI SIĘ TRON TWEJ POTĘGI, Z KTÓREGO WYSOKOŚCI TWE OCZY STRASZNE WIDZĄ WSZYSTKO.— Rafał, gdzie jesteś? Odezwij się!— SERAFINIE MICHAELU, CZEMU NIE ŚPIEWASZ ZE MNĄ? CZYŻBYŚ NIE POTRAFIŁ?— Sukinsyn nas upiecze!— CO ZATEM POTRAFICIE, SKRZYDLACI? Gabriel, bezradnie macający ścianę, potknął się, upadł i boleśnie uderzył w kolano o coś twardego na podłodze.Próg, na Jasność, to próg! Porwał się, namacał klamkę.— Znalazłem drzwi! — zawołał ochryple — Tutaj! Naparł na wrota, otworzył.Żar wylał się na korytarz, a do wnętrza wpłynęło nieco cudownie chłodnego powietrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]