[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było rzeczą ogólnie wiadomą, że przez pewien czas po napadzie chorzy są znacznie spokojniejsi, bardziej łagodni i nawet z furiatami, z którymi normalnie nie ma żadnego kontaktu, można swobodnie prowadzić rozmowę.Nikt nie wiedział, dlaczego tak się dzieje, i dotąd nikt nie wie.Ale jasne było, że wywoływanie napadów u nieepileptyków może dać doskonałe wyniki.Tu zaś psychiatrzy mieli przed sobą człowieka, który bez trudu wywoływał bombowe napady.Scanlon wtrąca, że o ile mu wiadomo, rzeźnik używał młota, nie bomby; Harding jednak nie wdaje się z nim w dyskusję, tylko wraca do swojej opowieści.- Rzeźnik istotnie posługiwał się młotem.I właśnie dlatego drugi psychiatra miał pewne zastrzeżenia.No bo przecież człowiek to nie krowa.Młot mógł się ześliznąć i złamać pacjentowi nos albo nawet powybijać zęby.Ładnie by wtedy wyglądali psychiatrzy, gdyby musieli pokrywać koszty robót dentystycznych! Jeżeli już mieli walić pacjentów po głowie, potrzebowali czegoś pewniejszego i bardziej precyzyjnego od młota; tak więc zdecydowali się na prąd.- Jezu! Czy nie pomyśleli o szkodach, jakie mogą wyrządzić? Co na to opinia publiczna? Nikt nie podniósł wrzasku?- Nie rozumiesz jednego, przyjacielu; w Ameryce, jeśli coś się psuje, to najszybszy sposób usunięcia usterek uchodzi za najlepszy.McMurphy potrząsa głową.- Kurwa! Prąd przez głowę! Zupełnie jak krzesło elektryczne dla mordercy!- Te dwie metody są jeszcze bliżej spokrewnione, niż myślisz; w obu przypadkach celem jest kuracja.- I mówisz, że to nie boli?- Masz moje słowo.Cały zabieg jest zupełnie bezbolesny.Jeden błysk i natychmiast tracisz przytomność.Bez narkozy, zastrzyku czy młota.Nic cię nie boli.Tylko że nikt nie ma na to po raz drugi ochoty.Bo.bo człowiek się zmienia.Zapomina różne rzeczy.Zupełnie jakby.- Harding przyciska dłonie do skroni i zamyka oczy -.jakby wstrząs puszczał w ruch oszalałe koło fortuny złożone z obrazów, uczuć i wspomnień.Znasz te koła; naganiacz przyjmuje od ciebie forsę i naciska guzik.Trach! Błyska, dzwoni, migają zamazane numery i albo wygrywasz, albo przegrywasz i musisz grać dalej.Szybciej, szybciej, obstawiamy następną kolejkę!- Spokojnie, Harding.Drzwi się otwierają i wyjeżdża z nich łóżko na rolkach z facetem przykrytym prześcieradłem; technicy wychodzą i idą na kawę.McMurphy przebiega dłonią po włosach.- Nie mieści mi się to wszystko w głowie.- Co? Chodzi ci o wstrząsy?- Tak.Nie, nie tylko.O wszystko.- Zatacza ręką krąg.- Wszystko, co się tu dzieje.Harding dotyka jego kolana.- Nie przejmuj się, przyjacielu.Według wszelkiego prawdopodobieństwa nie masz się co obawiać elektrowstrząsów.Już niemal zupełnie wyszły z mody; stosowane są tylko w ostateczności, jeśli inne środki nie dają rezultatu, podobnie jak lobotomia.- Lobotomia to odcinanie kawałka mózgu, tak?- Znów trafiłeś w dziesiątkę.Twoja znajomość żargonu jest coraz lepsza.Tak, lobotomia to odcinanie kawałka mózgu.Kastracja czołowego płata.Jeśli nie może przejechać ci nożem po kroczu, chętnie przejedzie ci nim po oczach!- Mówisz o Ratched?- Zgadłeś.- Nie wiedziałem, że ona ma coś do gadania w tych sprawach.- Ma, i to dużo.Widać, że McMurphy ma już dość słuchania o elektrowstrząsach i lobotomii, jest zadowolony, że rozmowa zeszła na Wielką Oddziałową.Pyta Hardinga, co jego zdaniem jest z babą nie w porządku.Harding, Scanlon i jeszcze kilku mają podzielone opinie.Przez chwilę dyskutują o tym, czy to ona jest źródłem wszelkiego zła na oddziale; Harding uważa, że winna jest niemal wszystkiemu.Inni zgadzają się z nim - jedynie McMurphy nie jest tego pewien.Mówi, że początkowo też tak myślał, ale teraz sam nie wie.Sądzi, że pozbycie się oddziałowej niewiele by dało; coś większego od niej jest przyczyną całego zła - zaraz postara się im to lepiej wytłumaczyć.Ale nie potrafi i wreszcie milknie.Nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy, ale najwyraźniej zaczyna przeczuwać, co ja pojąłem już dawno: to nie Wielka Oddziałowa jest główną siłą zła, lecz ogromny, obejmujący cały kraj Kombinat, w którym oddziałowa jest tylko jednym z wyższych funkcjonariuszy.Inni pacjenci nie zgadzają się z McMurphym.Krzyczą, że dobrze wiedzą, co jest przyczyną zła, i w końcu zaczynają się sprzeczać o to między sobą.Kłócą się, aż McMurphy im przerywa.- Rzygać mi się chce od tego waszego gadania! - woła.- Wciąż tylko narzekacie, narzekacie i narzekacie! Na oddziałową, na personel, na cały szpital.Scanlon chce wysadzić oddział w powietrze.Sefelt wini leki.Fredrickson wini swoją rodzinę.Przecież to same wykręty!Mówi, że Wielka Oddziałowa jest tylko zgorzkniałą starą kobietą, zaś podjudzanie go, żeby brał się z nią za łby, było od początku kretyńskim pomysłem - nikomu by to nie wyszło na dobre, zwłaszcza jemu.Zresztą usadzenie oddziałowej niewiele by dało; ich zaćwok i narzekania mają o wiele rozleglejsze i głębsze podłoże.- Tak sądzisz? - pyta Harding.- Więc bądź łaskaw nas objaśnić, skoro nagle stałeś się taki biegły w sprawach psychiatrii, co to za podłoże? Skąd się bierze - jak to zgrabnie ująłeś -nasz zaćwok?- Nie wiem, stary, wierz mi.Nic podobnego w życiu nie widziałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]