[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.John Howell był zdenerwowany.Wiedział od Abolhasana, że Dadgar ciągle działał, a niemiał pojęcia, co dzieje się z grupą Podejrzanych.Gdyby Dadgar odkrył, że Paul i Bill znik-nęli, albo gdyby po prostu zrezygnował z nich i chciał wziąć jeszcze kilku zakładników, grupa Czystych zostałaby aresztowana.A gdzie lepiej dokonać aresztowania, niż na lotnisku, gdziekażdy musi pokazać paszport?Zastanawiał się, czy z ich strony rozsądnie było korzystać z pierwszego możliwego lotu.Według Goelza miała ich być cała seria, może więc powinni poczekać i zobaczyć, co się staniez pierwszą grupą ewakuowanych osób czy w ogóle będą kogoś poszukiwać.Wtedy przynaj-mniej zawczasu wiedzieliby, jak sprawy stoją.Irańczycy jednak też.Dobrą stroną korzystania607z pierwszego lotu było to, że prawdopodobnie będzie panował wielki bałagan, a to może pomócHowellowi i grupie Czystych przemknąć się niezauważenie.W końcu zdecydował, że pierwszy lot jest najlepszy.Nadal jednak był niespokojny.Podobnie czuł się Bob Young.Chociaż nie pracował już dla EDS w Iranie, tylko w Kuwej-cie, był tutaj na początku negocjacji w sprawie kontraktu z Ministerstwem Zdrowia.Spotkałsię wtedy oko w oko z Dadgarem i nazwisko Younga mogło figurować na jakiejś liście w jegoaktach.Joe Poche też wolał pierwszy lot, chociaż nie wypowiadał się specjalnie na ten temat w ogóle zresztą nie mówił wiele.Howell stwierdził, że jest on bardzo skryty.Rich i Cathy Gallagher nie byli pewni, czy chcą opuścić Iran.Stanowczo oznajmili Po-chemu, że niezależnie od tego, co powiedział pułkownik Simons, Poche nie dowodził nimii mieli prawo podjąć własną decyzję.Poche zgodził się z tym, zwracając jednak uwagę, że jeślizdecydują się zaryzykować i zostać w Iranie, nie powinni liczyć na to, że Perot wyśle po nichjeszcze jedną grupę ratunkową, gdyby znalezli się za kratkami.W końcu więc Gallagherowierównież zdecydowali się lecieć.Po południu przejrzeli wszystkie dokumenty i zniszczyli wszystko, co miało jakikolwiekzwiązek z Paulem i Billem.Poche dał każdemu po dwa tysiące dolarów, do własnej kieszeni włożył pięćset, a resztępieniędzy ukrył w swoich butach, po dziesięć tysięcy dolarów w każdym.Zmieścił je, bo nosiłbuty pożyczone od Gaydena, o numer za duże.W kieszeni miał też jeszcze milion riali, które608planował dać Lou Goelzowi dla Abolhasana, aby ten dokonał ostatniej wypłaty dla pozostają-cych irańskich pracowników EDS.Kilka minut przed piątą, gdy żegnali się ze służącym Goelza, zadzwonił telefon.OdebrałPoche.To był Tom Walter. Mamy tych ludzi powiedział. Rozumiesz? Mamy tych ludzi. Rozumiem rzucił krótko Poche.Wszyscy wsiedli do samochodu, Cathy ze swym pudlem Buffym, którego prowadził Poche.Nie przekazał pozostałym tajnej wiadomości od Toma Waltera.Zaparkowali w bocznej uliczce nie opodal ambasady i wysiedli z samochodu.Miał tamstać, dopóki ktoś nie zdecyduje się go ukraść.Napięcie Howella nie zmalało, gdy wkraczał na teren ambasady.Wałęsało się tam co naj-mniej z tysiąc Amerykanów, ale także dziesiątki uzbrojonych Strażników Rewolucji.Terenambasady teoretycznie był ziemią amerykańską, nietykalną, ale irańscy rewolucjoniści najwy-razniej nie zwracali najmniejszej uwagi na takie drobiazgi.Całą grupę Czystych ustawiono w kolejce.Większość nocy spędzili w różnych ogonkachdo wypełnienia formularzy, do oddania paszportów, do sprawdzenia bagaży.Wszystkie walizkizostały złożone w wielkim hallu, wysiedleńcy musieli odszukać swoje rzeczy i poprzyczepiaćdo nich etykietki z nazwiskami.Na koniec stali w kolejce do otwarcia bagaży, aby rebeliancimogli je przeszukać każda sztuka została sprawdzona.Howell dowiedział się, że będą dwa samoloty, oba należące do PanAm, Boeingi 747.Je-den miał lecieć do Frankfurtu, drugi do Aten.Ewakuowanych posegregowano według firm,609ale ludzie EDS zostali włączeni do tej części personelu ambasady, która wylatywała również.Przydzielono im samolot do Frankfurtu.O siódmej rano w sobotę wsadzono ich do autobusów jadących na lotnisko.Była to potworna jazda.Do każdego autobusu wsiadło dwóch lub trzech uzbrojonych re-beliantów.Wyjeżdżając za bramę ambasady zobaczyli tłum reporterów i ekip telewizyjnych Irańczycy widocznie stwierdzili, że odlot upokorzonych Amerykanów będzie wydarzeniem te-lewizyjnym na skalę światową.Autobusy podskakiwały na drodze na lotnisko.Obok Pochegostał między siedzeniami może piętnastoletni strażnik, kołysząc się zgodnie z ruchami autobusu,z palcem na spuście swego karabinu.Poche zauważył, że broń była odbezpieczona.Gdyby się potknął.Ulice pełne były ludzi, panował duży ruch.Wyglądało na to, że wszyscy wiedzą, iż w au-tobusie są Amerykanie.Dawało się wyczuć powszechną nienawiść.Wznoszono okrzyki i wy-grażano pięściami.Kiedy mijała ich jakaś ciężarówka, jej kierowca wychylił się przez oknoi splunął na jeden z autobusów.Konwój zatrzymywano wiele razy.Wydawało się, że poszczególne obszary miasta są podkontrolą różnych grup rebeliantów i każda z nich musiała zademonstrować swoją władzę za-trzymując autobusy, a następnie zezwalając im na dalszą jazdę.Przebycie sześciu mil do lotniska zabrało dwie godziny.Sytuacja była dość chaotyczna.Było tam jeszcze więcej kamer telewizyjnych i reporterów,plus setki uzbrojonych mężczyzn, niektórzy z nich mieli na sobie strzępy mundurów.Jedni610biegali tam i z powrotem, inni kierowali ruchem, a wszyscy dowodzili i każdy miał odmiennezdanie co do tego, gdzie autobusy powinny jechać.W końcu, o wpół do dziesiątej, Amerykanie dotarli do terminalu.Personel ambasady za-czął rozdawać paszporty zebrane w nocy.Pięciu z nich brakowało: Howella, Pochego, Youngai Gallagherów.Przedtem, gdy Paul i Bill jeszcze w grudniu oddali swoje paszporty na przechowanie do am-basady, odmówiono ich zwrotu bez powiadomienia policji.Czy teraz robiliby tę samą sztuczkę?Nagle nadszedł Poche, przepychając się przez tłum z pięcioma paszportami w ręku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]