[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We wcześniejszych procesach byli pracownicy przemysłu tytoniowego mówili o pe-stycydach oraz insektycydach rozpylanych nad uprawami, a rzeczoznawcy próbowaliwiązać te substancje z powstawaniem nowotworów.Na przysięgłych nie zrobiło to wra-żenia.W którejś z rozpraw były pracownik rozwodził się nad tym, że jego firma adreso-wała reklamy do młodych ludzi, ukazując na nich szczupłych, uśmiechniętych idiotówo doskonałej budowie ciała i idealnie białych zębach, czerpiących radość życia z pale-nia tytoniu.Podobne reklamy kierowane do starszych ukazywały dziarskich kowbojówbądz też ludzi spędzających czas za kierownicą samochodu, tak samo korzystającychz pełni życia z papierosem wetkniętym między wargi.Ale w żadnej z tych rozpraw przysięgli nie wydali wyroku na korzyść powoda.Niemniej żaden z zeznających byłych pracowników nie narobił tyle złego, co Law-rence Krigler.Niesławne pismo z końca lat trzydziestych widziało na własne oczy zale-dwie parę osób, lecz nigdy dotąd nie wspomniano o jego istnieniu na sali sądowej.Jeślinawet przedstawiciele powoda we wcześniejszych rozprawach słyszeli o tym dokumen-cie, to dopiero Krigler zdołał przybliżyć jego treść przysięgłym.Sam fakt, że sędzia Har-kin zezwolił na uwzględnienie relacji świadka w materiale dowodowym, miał być za-pewne najważniejszym tematem do dyskusji w trakcie posiedzeń apelacyjnych bezwzględu na to, która ze stron wygrałaby tę rozprawę.Wynajęci przez Rohra ochroniarze pospiesznie wywiezli Kriglera z miasta, w godzi-nę po zakończeniu składania swoich zeznań znajdował się na pokładzie samolotu lecą-cego na Florydę.Wcześniej już kilkakrotnie adwokaci występujący przeciwko firmomprzemyski tytoniowego zwracali się do niego z prośbą o wystąpienie w roli świadka, aledopiero teraz Krigler zdobył się na odwagę.191Przedstawiciele Pynexu zaproponowali mu w tajemnicy trzysta tysięcy dolarów zato, aby nie składał zeznań.Wystarczyło jedynie podpisać klauzulę, że nigdy nie zgodzisię wystąpić w sądzie podczas procesu analogicznego do sprawy Wooda.Krigler jednakodmówił.W ten sposób stał się jednocześnie człowiekiem ściganym.Owi wysłannicy zagrozili mu bowiem, że go zabiją.Lecz od czasu rezygnacji z pra-cy Krigler już parokrotnie odbierał różne pogróżki, zazwyczaj przez telefon, od nie zna-nej mu osoby, która po paru zdaniach nieoczekiwanie odkładała słuchawkę.Mimo tonie zamierzał się ukrywać.Rozpowiadał na lewo i prawo, że napisał niemal całą książ-kę, a to bulwersujące wystąpienie zostanie opublikowane w wypadku jego przedwcze-snej śmierci.Podobno maszynopis znajdował się na przechowaniu u adwokata z Mel-bourne Beach.Faktem było, że Krigler miał przyjaciela prawnika.To właśnie on zorga-nizował mu pierwsze spotkanie z Rohrem, nawiązał ponadto współpracę z FBI, właśniena wypadek, gdyby Kriglera spotkało jakieś nieszczęście.* * *Mąż Millie Dupree, Hoppy, prowadził w Biloxi małą firmę handlu nieruchomościa-mi.Nie był to żaden duży interes, niewiele przewijało się przez biuro ofert, ale każdaz nich była rzetelnie opracowywana i klienci nigdy się nie skarżyli.Na ścianie gabine-tu Hoppy ego wisiała duża korkowa tablica, na niej zaś, pod wielkim tytułem Okazje ,były starannie poprzypinane fotografie głównie małych domków z cegły otoczonychprzystrzyżonymi trawnikami oraz skromnych piętrowych blizniaków.Hazardowa gorączka przygnała na wybrzeże sporą grupę konkurencyjnych handla-rzy, nie bojących się zaciągać dużych kredytów i błyskawicznie pomnażających swójmajątek.Lecz Hoppy i jego starzy koledzy z branży, którzy najlepiej znali tutejszy rynek,nie zmienili stylu działania.Unikali większego ryzyka, nadal oferując drobne posiadło-ści dla nowobogackich, raczej beznadziejne domy do remontu dla utracjuszy orazróżnorodne okazje , przeznaczone głównie dla tych, którzy nie mogli uzyskać banko-wego kredytu.Hoppy płacił swoje rachunki w terminie i jakoś zarabiał na utrzymanie rodziny zło-żonej z Millie i pięciorga dzieci, z których troje studiowało, a dwoje młodszych uczy-ło się w szkole średniej.Z jego firmą związanych było co najmniej kilku licencjonowa-nych, pracujących okresowo agentów, stanowiących dość malowniczą gromadę stra-ceńców, których łączyła z szefem ta sama silna awersja zarówno do długów, jak i kapi-talistycznej przebojowości.Hoppy uwielbiał grę w bezika, toteż wiele godzin spędzałprzy swoim biurku nad kartami, podczas gdy za oknem kwitła wolnorynkowa konku-rencja.A jego agentów, niezależnie od jakichkolwiek umiejętności, łączyło też wspólnemarzenie o spektakularnym sukcesie.Nie przeszkadzało to nikomu z tej bandy straceń-ców uciąć sobie poobiedniej drzemki czy też przystąpić do omawiania interesów przy192partii bezika.W ten czwartek, parę minut przed osiemnastą, kiedy rozgrywka dobiegała już koń-ca i czyniono pierwsze przygotowania, aby odfajkować kolejny bezproduktywny dzieńpracy, do biura wkroczył elegancko ubrany młody biznesmen z błyszczącą czarną ak-tówką i zapytał o pana Dupree.Hoppy przebywał właśnie na zapleczu, gdzie przepłu-kiwał usta tanią whisky i pospiesznie zbierał się do wyjścia, jako że Millie pozostawa-ła poza domem.Nieznajomy przywitał się z nim uprzejmie i wręczył swoją wizytówkę,która przedstawiała go jako Todda Ringwalda, pracownika agencji KLX Property Gro-up z Las Vegas w Newadzie.Na Hoppym zrobiło to tak silne wrażenie, że natychmiastwyprosił z biura ostatnich współpracowników i zamknął drzwi na zasuwkę.Już samaobecność w jego gabinecie świetnie ubranego mężczyzny, który przybył z tak daleka,świadczyła jednoznacznie, że w grę może wchodzić jakiś poważny interes.Hoppy zaproponował szklaneczkę whisky, potem kawę, błyskawicznie zaparzoną,świeżą i mocną.Ringwald odmówił grzecznie i zapytał, czy przypadkiem nie przeszka-dza. Nie, ależ skąd! Zapewne pan wie, że w tym interesie często trzeba pracować pogodzinach.Gość uśmiechnął się serdecznie i przyznał, że wie o tym doskonale, ponieważ jeszczeprzed paru laty prowadził własną firmę tej branży.Więc na początek parę słów o jegoinstytucji.KLX jest spółką cywilną zarządzającą nieruchomościami w kilkunastu sta-nach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]