[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * * No i? zapytał Papanin. Jeszcze nic. Wroński zamknął drzwi baraku. Właśnie wróciłem.Wy-gląda to dość beznadziejnie. Powiedziałeś: beznadziejnie? Papanin powoli uniósł się z krzesła, a Kra-mer, który dobrze go znał, bezwiednie zrobił krok w tył. Wroński, ty śmierdzą-cy tchórzu! Nie nadajesz się na dowódcę oddziału.W tej grze wygrywa ten, ktoidzie na całość.Muszę się namyślić, co z tobą zrobić.Chcesz coś zjeść? Wybij tosobie z głowy, Wroński.Zaraz odlatujesz. Poczekał, aż Rosjanin wyjdzie z ba-raku. Jeżeli dotrą do Elroya , trudno nam będzie wygrać tę batalię, Kramer zauważył.Litwin był zaskoczony.Papanin po raz pierwszy wspomniał, że Beaumontmógłby dotrzeć do statku. Trudno? zapytał. Jeżeli Gorow znajdzie się napokładzie amerykańskiego statku, będzie to niemożliwe. Trudne, ale nie niemożliwe. Sybirak mówił zwodniczo spokojnym gło-sem. Wydarzenia będą się rozgrywały w szerszym wymiarze.Majowa wizytaamerykańskiego prezydenta w Moskwie rozdrażni i naszych ludzi. Może będziemy mieli trochę szczęścia. Sam dbam o swoje szczęście! Papanin walnął pięścią w pusty teraz stół,bo niewielka szachownica tkwiła w jego kieszeni. Zmieniamy taktykę za-grzmiał. Od teraz przeszukujemy teren na północ od Elroya.Znajdziemy ichna otwartym lodzie.Jeśli jakaś maszyna ich zauważy, niech wyląduje jak najbli-żej.Nie obchodzi mnie, na jakim gruncie. A co zrobić z tymi opiekunami Gorowa? Osobiście każdemu dowódcy oddziału wydasz rozkaz.Pilot ma nic o tymnie wiedzieć.Ci ludzie z Gorowem są niepotrzebnym utrudnieniem, należy ich135zlikwidować.Zagrzebać ciała w lodzie.Jeżeli będzie w pobliżu otwarty kanał,wrzucić ich tam.Psy także muszą zniknąć.Sądzę, że najlepsze będzie zatrutemięso.I zniszczyć sanie.Do północy, Kramer! Jeśli się uda, wcześniej.* * *To musi być złudzenie, pomyślał Beaumont, spoglądając przez noktowizorpo raz pierwszy.Obraz rozmazał się, odpłynął, a gdy Anglik poprawił ostrość,wrócił.Przywołał pozostałych z dna wąwozu.Pierwszy dołączył do niego Langer.Zaintrygowany dziwną nutą w głosie Beaumonta szybko wspiął się na lodowąścianę i siadł na szczycie obok niego.Gdy rozsunął kaptur, ukazała się zarośniętatwarz.Zarośnięta i oblepiona perełkami mgły zastygłej wiele godzin temu. Tam.To wystające.Beaumont wskazał kierunek i Langer, drżącymi z niepokoju palcami, próbo-wał ustawić ostrość.Niesamowity galimatias lodowych wzgórz ciągnął się naprzestrzeni trzech mil przed nimi.Jak morze podczas sztormu zmrożone naglew środku burzy.Dalej rozciągał się płaski lód, naprawdę gładki.Ogromna prze-strzeń połyskująca w świetle księżyca.Pośrodku tej pustyni tkwiła zjawa.Coś, couwiecznione na fotografii byłoby całkowicie nie do uwierzenia. Boże! Boże! Ze zdumieniem wymamrotał Langer i zamilkł.Zjawa była statkiem posiadającym maszt i wysoki mostek.Statkiem zbudo-wanym z lodu i śniegu, jak nieudany tort weselny.Langer, spoglądając przez nok-towizor, mógł odróżnić dzioby wycelowane w jego stronę, widział, że statek jestpokryty lodową skorupą i otoczony lodem tak, że w świetle księżyca błyszczałniby szklane cacko.Sople zwisały z postrzępionego czuba masztu i przecinają-cej go poniżej poziomej belki.Burty ociekały lodem zwisającym z nich, jak kapaniedbale rzucona na przedni pokład.Dzioby wznosiły się wysoko, jakby statekwspinał się na potężną falę.Cały ten obraz trwał w bezruchu, zamknięty przezpole lodowe.Jedyny znak, że naprawdę nie był złudzeniem, stanowiły światełkana maszcie.Był prawdziwy.To amerykański lodołamacz Elroy wbił się w lódpolarnego paku, dziesięć mil od najbliższego oceanu. Boże! Boże! wymamrotał Langer ponownie. Już to mówiłeś przypomniał mu Beaumont. Chyba się starzejesz.Zaczynasz się powtarzać. Czuję się stary powiedział Langer i od razu poprawił: Czułem sięstary! Hej, Sam, to Elroy !Grayson, zostawiając Gorowa przy psach, wspiął się na szczyt. Nie kpijciesobie ze mnie wychrypiał.136Langer podał mu szkła. Sam zobacz. Amerykanin rozsunął kaptur, od-słaniając wynędzniałą, oszronioną twarz i popatrzył przez noktowizor. Jakim cudem, do diabła, zabrnął tak daleko? zdziwił się Langer. Dzielny facet ocenił Beaumont. Nigdy nie spotkałem kapitanaSchmidta, ale muszę mu to przyznać, jeśli wdarł się w lód, cal po calu, aż takblisko nas.Dziwne, ale nie widzę radaru. Ja go znam stwierdził spokojnie Grayson. To prawdziwy sukinsyn.Dlatego jest tutaj.Jak sądzisz, daleko mamy do niego? Jakieś siedem mil odparł Beaumont. Ruszamy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]