[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaleg³a cisza.- Odwil¿y nie ma - rozleg³ siê g³os Ambegena.- Ale wiatr siê zmieni³ i jest cieplej, du¿o cieplej ni¿ wczoraj.Opowiadaj dalej, Agatra - umia³ zapamiêtaæ imiona ¿o³nierzy i u¿ywa³ tej umiejêtnoÅ“ci.- O Alerze.tam, za granic¹.Å“ni mi siê bardzo rzadko - spojrza³a na Terezê, z któr¹ kilka dni wczeÅ“niej ju¿ na ten temat rozmawia³a.Setniczka skinê³a g³ow¹.- Bardzo rzadko - powtórzy³a ³uczniczka - prawie nigdy.Komendant.setnik Rawat mówi³ o ich wioskach, o ¿o³nierzach.Ja nic takiego nie wiem, widzia³am tylko jak tam wygl¹da.Strasznie.S¹ takie bagna, w których.w których.- zaczerpnê³a powietrza.- Ale najczêœciej, to Å“ni mi siê ten smok przy Trzech Wsiach.O tym te¿ myÅ“la³am.Ja mam, panie - spojrza³a na Ambegena - bardzo dobre oczy.Wiem, ¿e lepsze ni¿ inni.I wtedy, tam, te¿ widzia³am go lepiej ni¿ inni.Na pewno lepiej.Tego smoka.Mo¿e to dlatego.- Co ci siê Å“ni³o ostatniej nocy, Agatra?£uczniczka znów podci¹gnê³a wy¿ej przykrywaj¹ce j¹ pledy.- Ten smok, pani.Zwraca³a siê do Terezy; ³atwiej by³o jej mówiæ, gdy zapomina³a o siedz¹Âcym w k¹cie, nieruchomym Ambegenie.Zreszt¹ komendant chyba to wyczu³, bo nie zadawa³ pytañ i w ogóle stara³ siê zachowywaæ tak jakby go wcale nie by³o.- On ¿yje, ten smok ¿yje, pani.Ale tak.nie wiem, inaczej! To bola³o, ale tak.tak jakby ktoÅ“.otworzy³ g³owê, i w g³owie by³a dziura, i wszystko, ca³y rozum, na wierzchu! - Roztrzêsiona dziewczyna próbowa³a pokazywaæ rêkami.- Tam by³ chyba setnik, z nimi, ze srebrnymi.I byli jeszcze z³oci.Wielka bitwa, ale naprawdê wielka! Chyba wiêksza, ni¿ by³a pod Alkaw¹!£uczniczka zamilk³a.Tereza nie naciska³a, cierpliwie czeka³a, co dalej.Agatra, zapatrzona w nisk¹ powa³ê izby, raz jeszcze prze¿ywa³a swój koszmar.Oddycha³a ciê¿ko.- Nie, nie o tym smoku.- powiedzia³a wreszcie.- Nie opowiem.Nie mogê, naprawdê.Ja ju¿ tego nie chcê.NajwyraŸniej, to widzia³am bitwê.Ju¿ robi³o siê widno, by³o trochê Å“niegu, b³oto i wszêdzie sta³y ka³u¿e wody.Tam byli nasi, na pewno jazda, bardzo du¿o jazdy! Bo pozna³am po koniach, one chodz¹ nie tak jak wehfety, ale by³o jeszcze szaro i nie wiem.Ale nie w samej bitwie, i nie ko³o smoka, tylko dalej, chyba na po³udnie.Ale tamtego.nie mogê, naprawdê nie mogê.Przepraszam! - zawo³a³a nagle, prawie z p³aczem.- Ja naprawdê nie mogê! Ju¿ nie chcê!- Dobrze, Agatra, wystarczy - uspokaja³a j¹ Tereza.- Nie musisz nic mówiæ.Ju¿ wystarczy.Å’pij teraz.Poklepa³a ³uczniczkê po d³oni i wsta³a, daj¹c znak Ambegenowi.Na zewn¹trz rzeczywiÅ“cie by³o cieplej, znacznie cieplej ni¿ w nocy i dnia poprzedniego, choæ ju¿ nawet i wtedy mróz nie bardzo doskwiera³.- I co o tym myÅ“lisz, panie?Ambegen wzruszy³ ramionami i przez d³ug¹ chwilê patrzy³ na Terezê takim wzrokiem, jakby przynajmniej namówi³a ³uczniczkê do opowiadania k³amstw.Byle tylko puÅ“ci³ jazdê do Rawata.Zda³ sobie jednak sprawê z tego, ¿e przywódczyni konnych ³uczników nie jest zdolna do tak niskich manewrów.Podejrzenie by³o niedorzeczne.Setniczka, jakby odgad³a, jakie myÅ“li nurtuj¹ komendanta, zesztywnia³a i zje¿y³a siê, niebezpiecznie zyskuj¹c na urodzie.Ambegen uprzedzi³ wybuch.- Nic nie myÅ“lê - powiedzia³ krótko.Odwróci³ siê i odszed³, zostawiaj¹c j¹ tam, gdzie sta³a.Patrzy³a za nim, rozz³oszczona, potem wyparska³a siê sama do siebie i wróci³a do izby.- Å’pisz, Agatra?- Bojê siê, pani - s³abo odrzek³a ³uczniczka.- Bojê siê spaæ.Wiem, co bêdzie.- A jednak Å“pij.Posiedzê tu z tob¹ trochê.*Obra¿ony na pokrêtn¹ rzeczywistoϾ Ambegen zatrzasn¹³ siê w komenÂdanturze, niczym w trumnie, bo przepad³, znikn¹³, ani go by³o widaæ, ani s³ychaæ.Zmartwychwsta³ przed po³udniem.Zdumieni ¿o³nierze przystawali na majdanie, bo z izby komendanta najwyraŸniej dobiega³ huk m³ota! Istotnie - Ambegen reperowa³ okno.Wydoby³ sk¹dÅ“ jakieÅ“ deski, jakieÅ“ æwieki, i wali³ obuchem topora, który zawsze trzyma³ u siebie.Sporz¹dziwszy krzyw¹ okienÂnicê, wylaz³ na zewn¹trz i zacz¹³ j¹ przymierzaæ.Wezwa³ do siebie cieÅ“lê, po czym d³ugo t³umaczy³ mu, jakich trzeba dokonaæ przeróbek, ¿eby okiennica pasowa³a.Ch³opisko z pow¹tpiewaniem spoziera³o na popêkane od ciosów obucha deski, na koniec zabra³o okiennicê i oddali³o siê gdzieÅ“.Ambegen postanowiwszy o losie swego okna, wyraŸnie siê uspokoi³ i za¿¹da³ nawet posi³ku.Gdy legionista przyniós³ mu porcjê (doprawdy dwa razy wiêksz¹ ni¿ ¿o³nierska!), popatrzy³ na ni¹ z wyraŸn¹ gorycz¹, po czym rzek³:- Ja, synu, naprawdê nie wiem, jak wy tu wytrzymaliÅ“cie o tym chlebie.Ale ju¿ nied³ugo!Zjad³ i siedzia³, g³êboko zadumany.Pochmurnia³ coraz bardziej, jakby rozgniewany w³asnymi myÅ“lami.Wezwa³ stajennego i rozmawia³ z nim o koÂniach, najdok³adniej wypytuj¹c o wierzchowce kurierów.Dowiedzia³ siê, ¿e zjedzono ju¿ parê zapasowych i jucznych, co go tak rozgniewa³o, ¿e gdy póŸnym popo³udniem opêtañcze skowyty Agatry rozbrzmia³y znowu, chwyci³ siê za g³owê.- Na Szerñ, i czy to jest stanica?! - zawo³a³, uderzaj¹c piêœci¹ w stó³.po czym doda³ nieoczekiwanie: - No, nareszcie.Wycelowa³ palec w stajennego i powiedzia³:- Goñcy.Wszyscy goñcy do mnie, teraz, ju¿.¯o³nierz wybieg³.Staraj¹c siê nie s³yszeæ dobiegaj¹cych z zewn¹trz, nieludzkich wrzasków skrzywdzonej i sponiewieranej przez ohydn¹, obc¹ moc dziewczyny, Ambegen kr¹¿y³ po izbie, uk³adaj¹c sobie coÅ“ w myÅ“lach.Gdy zjawili siê goñcy, zapyta³ ka¿dego o przebieg i sta¿ s³u¿by (nie zna³ po³owy tych ludzi, przybyli do Erwy, kiedy siedzia³ w Torze!), po czym najpierw odprawi³ tego, który kiedyÅ“ towaÂrzyszy³ Terezie.Musia³ sobie zostawiæ choæ jednego doÅ“wiadczonego kuriera.Potem odes³a³ jeszcze Å“liczn¹ jak wiosna dziewczynê, o której ju¿ zd¹¿y³ us³yÂszeæ, ¿e ma pusto w g³owie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]