[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.David szybko stracił orientację.Starał się odnaleźć drogę, kierując się wieżą dzwonnicy, ale w ciasnych przejściach między wysokimi ścianami domów mógł zobaczyć nad głową tylko wąski pasek jaśniejącego nieba.Zastanawiał się, gdzie może być mężczyzna w drucianych okularach; nie miał złudzeń, że morderca zrezygnował.Teraz prawdopodobnie szukał go pieszo.David musiał uważać, pokonując na motocyklu ostre zakręty.Ryk silnika rozchodził się we wszystkie strony.Becker zdawał sobie sprawę, że w nocnej ciszy w Santa Cruz nie jest trudno go wytropić.Miał tylko przewagę szybkości.Musiał jak najprędzej dotrzeć na drugą stronę dzielnicy!Po długiej serii zakrętów Becker wjechał na skrzyżowanie trzech ulic, oznaczone Esquina de los Roses.Wiedział, że błądzi – był tu już przedtem.Zatrzymał się, by zastanowić się, co dalej.W tym momencie silnik zakasłał i zgasł.Wskaźnik paliwa pokazywał FACIO.Jakby na sygnał, w alejce po lewej stronie pojawił się jakiś cień.Umysł ludzki to najszybszy komputer świata.W ułamku sekundy Becker zarejestrował kształt okularów, porównał go z zapamiętanym, ocenił zagrożenie i podjął decyzję.Rzucił bezużyteczny motocykl na ziemię i ruszył sprintem.Na nieszczęście dla niego, Hulohot stał teraz na ulicy, a nie siedział w podskakującej taksówce.Spokojnie uniósł pistolet i strzelił.Pocisk trafił Beckera w bok dokładnie w chwili, gdy skręcał w poprzeczną uliczkę, by uciec z pola rażenia.Zrobił jeszcze kilka kroków, nim poczuł ból podobny do naciągnięcia mięśnia.Później czuł tylko ciepłe łaskotanie.Gdy zobaczył krew, wiedział, co się stało.Nie myślał jednak o bólu, lecz o tym, by jak najszybciej biec przez labirynt uliczek.Hulohot podążał za swą ofiarą.Miał ochotę strzelić Beckerowi w głowę, ale był profesjonalistą i brał pod uwagę prawdopodobieństwo.W przypadku poruszającego się celu strzał w korpus daje największe szansę trafienia.To się opłaciło.Becker poruszył się w ostatniej chwili i Hulohot, zamiast spudłować, co stałoby się, gdyby celował w głowę, trafił go w bok.Zabójca wiedział, że pocisk tylko drasnął Beckera i nie mógł spowodować poważnej rany, ale spełnił swoje zadanie.Został nawiązany kontakt.Ofiara poczuła muśnięcie śmierci.Rozpoczynała się zupełnie nowa gra.Becker biegł na oślep.Skręcał co chwila w lewo lub w prawo.Unikał długich, prostych odcinków.Wciąż słyszał za plecami kroki mordercy.Miał pustkę w głowie.Przestał myśleć, gdzie jest, kto go goni – obudził się w nim instynkt walki o przetrwanie, narastający strach powodował przypływ energii.Kolejny pocisk roztrzaskał glazurę na ścianie za jego plecami.Odłamki płytki uderzyły go w głowę.Becker skręcił w lewo.Słyszał, jak woła o pomoc, ale wokół panowała śmiertelna cisza, którą przerywały tylko odgłosy kroków i głośne oddechy.Czuł już pieczenie w boku.Obawiał się, że pozostawia za sobą ślady krwi na bielonych ścianach budynków.Gorączkowo szukał otwartych drzwi, uchylonej bramy, jakiegoś wyjścia z kanionu wąskiej uliczki.Na próżno.Uliczka stopniowo się zwężała.– Socorro! – spróbował krzyknąć, ale ledwo szeptał.– Pomocy!Ściany domów po obu stronach uliczki zbliżały się do siebie.Becker na próżno rozglądał się za skrzyżowaniem.Łuk zakrętu.Zamknięte drzwi.Coraz węziej.Zamknięte bramy.Słyszał zbliżające się kroki.Prosty odcinek.Nieoczekiwanie uliczka zaczęła prowadzić stromo pod górę.Becker czuł, że jego nogi słabną.Zwalniał.Koniec.Podobnie jak autostrada, na której budowę nagle zabrakło pieniędzy, uliczka po prostu się skończyła na wysokim murze.Stała pod nim drewniana ławka, i to wszystko.Żadnej możliwości ucieczki.Becker spojrzał na trzypiętrowe budynki po obu stronach, po czym zawrócił.Zdążył zrobić tylko parę kroków i stanął.W miejscu, gdzie zaczynało się podejście, pojawił mężczyzna.Z determinacją zbliżał się do Beckera.Promienie porannego słońca odbijały się od pistoletu.Becker cofnął się w stronę muru.Nieoczekiwanie miał wrażenie, że jego umysł i zmysły działają z wyjątkową jasnością.Bolała go rana.Dotknął jej i uniósł palce.Były zakrwawione.Zauważył plamę krwi na pierścionku Ensei Tankada.Zakręciło mu się w głowie.Przyglądał się przez chwilę obrączce z wyrytym napisem.Zapomniał o pierścionku.Zapomniał, po co przyjechał do Sewilli.Spoglądał to na zbliżającego się mężczyznę, to na pierścień.Czy z tego powodu zginęła Megan? Czy z tego powodu on również zginie?Jego prześladowca szedł stromą uliczką pod górę.Becker widział dookoła ściany domów.Za plecami miał mur.Dzieliło ich jeszcze kilka bram i drzwi, ale było za późno, by wołać pomocy.Przycisnął plecy do muru.Czuł wszystkie kamyki pod stopami i każdą nierówność.Pomyślał o przeszłości, o swoim dzieciństwie, rodzicach.o Susan.Boże.Susan.Po raz pierwszy od czasów dzieciństwa zaczął się modlić.Nie prosił o wybawienie od śmierci, bo nie wierzył w cuda.Zamiast tego modlił się o to, by kobieta, którą zostawiał, znalazła w sobie dość siły, aby wierzyć, że ją kochał.Zamknął oczy.Nie myślał o wykładach, radzie wydziału i nauce, o tym, co stanowiło dziewięćdziesiąt procent jego życia.Myślał tylko o Susan.To były proste wspomnienia: jak uczył ją używać pałeczek, jak żeglowali na Cape Cod.Kocham cię, pomyślał.Zawsze będę cię kochał.Becker czuł się tak, jakby nagle odrzucił wszystko, co w jego życiu było sztuczne, przesadne, udawane.Stał nagi przed Bogiem.Jestem człowiekiem, pomyślał.Człowiekiem bez wosku, dodał z ironią.Stał z zamkniętymi oczami, nie patrząc, jak zbliża się do niego mężczyzna w drucianych okularach.Gdzieś blisko odezwał się dzwon.Becker czekał w ciemnościach na dźwięk, który zakończy jego życie.Rozdział 89Poranne słońce dopiero zaczęło oświetlać dachy Sewilli, a jego promienie z trudem docierały w głąb uliczek.Dzwony Giraldy wzywały wiernych na poranną mszę.Najwyraźniej wszyscy czekali na ten sygnał, gdyż nagle w całym barrio zaczęły się otwierać drzwi.Z domów wychodziły liczne rodziny.Uliczki Santa Cruz przypominały teraz tętnice, którymi płynęła życiodajna krew – mieszkańcy dzielnicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]