[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To prawda - powiedziała, śledząc wzrokiem cienie na podłodze.-Arkadia o nicnie prosiła.jeszcze.Tylko dawała.I wydaje się najlepszą opcją jaką mamy.- Podniosła wzrok.- Ale i tak jest Sithem.To coś znaczy.Spojrzał jej w oczy.- Nie wiem, co to znaczy.- To znaczy, że masz mieć oczy otwarte, Jarrow.Dla moich dzieci.i twoich.Z balkonu na wyższym poziomie oczy Bothanina śledziły przechodzących ludzi.Narsk nie mógł mieć Jedi na oku przez cały czas: Arkadia dała jej zaskakującąswobodę poruszania się.To i tak nie miało znaczenia.Kerrę łatwo było znalezć,bo kręciła się bez celu po wielkich lodowych komnatach.Wydawała sięoklapnięta, całkowicie okiełznana.Nawet jeśli najczęściej wiedział, gdzie jest Jedi, to wciąż nie mógł zrozumieć,co Arkadia próbowała osiągnąć jej obecnością.Nie obchodziło go to specjalnie,choć chciałby, żeby cierpiała.Obserwacja Kerry była jednak częścią instrukcji,jakie otrzymał na pustyni, instrukcji, które musiał wypełnić.Wracając myślą dotego krótkiego, słonecznego spotkania, zadrżał z zimna.Dlaczego Arkadia niewybrała na swoją twierdzę takiej planety jak tamta?Po wykonaniu zadania na Byllurze spodziewał się, że Arkadia wprowadzi go wswoje tajemne plany.Tak się nie stało, ale skoro wciąż przebywał wCalimondretcie, nie wszystko jeszcze było stracone.Może zdobędzie kolejnezlecenie - i dobrze wiedział, co może to spowodować.Zbliżał się Legat.O przyszłym wydarzeniu dowiedział się ledwie godzinę temu, przez implant:siedem długich impulsów, przekazanych przez system, który pozostawał dla niegotajemnicą.To znaczy, że dzisiaj jest szczególny dzień.O to im chodziło.Kiedypotęga spotyka się z potęgą, galaktyka drży w posadach.Puścił zimną poręcz balkonu i zaczął sobie wyobrażać przygotowania, jakierozpoczęto w stolicach całego sektora: rozmowy z doradcami, układanie tajnych imniej tajnych interesów.Zbliża się Legat.Ajeśli dobrze widział, Arkadia właśnie wezwała Jedi na spotkanie.Co onakombinuje?Narsk ruszył do schodów.Najwyższy czas pogadać z najemnikiem.Kerra na Coruscant rzadko miała okazję odwiedzać muzea.Zawsze odkładała tona pózniej.I nie wyobrażała sobie, że pierwsze muzeum, jakie zwiedzi jakoRycerzJedi, będzie ukryte pod skorupą lodu w twierdzy Lorda Sithów.Adiutant Arkadii poprowadził Kerrę po kilku kondygnacjach schodów do rotundy,ukazującej gwiazdy nad nimi dzięki niewielkiemu oknu z transpastali.Algisynediańskie spływały kaskadami po kątach sali, zalewając jąchłodnym światłem.Pośrodku komnaty sterczał półmetrowej wysokości siedmioboczny słup, stanowiącpunkt centralny wzoru podłogi, który prowadził do siedmiu równo rozmieszczonychwyjść.Mnóstwo niewykorzystanej przestrzeni, pomyślała Kerra, patrząc, jak jejprzewodnik odchodzi.To raczej planetarium niż muzeum.Jedyne eksponatyumieszczono w niewielkich, podłużnych wnękach pomiędzy drzwiami.Spodziewała się ujrzeć zwykłe relikty Sithów - jakby mogło być coś zwykłego"w posępnych narzędziach zagłady.Większość tutejszych eksponatów jednak wydawałasię pospolita, choć z pewnością wszystkie pochodziły z bardzo dawnych czasów.Znajdował się tu na przykład translator, z którego korzystał adiutantkanclerza Filloreana w czasie negocjacji z Duinuogwuinami.Było też diamentowewiertło używane przez bezimiennego niewolnika do wydobywania kryształów wWielkiej Wojnie Nadprzestrzennej; był holorejestrator, na którym rejestrowanowywiad z filozofem Laconio - ale już bez słynnych nagrań.Dalej wisiała piłaplazmowa, dzięki której sithański żołnierz dostał się na Iglicę Endara.Wszystkie te przedmioty były przełomowe dla historii - a jednak wydawały siępospolite, równie anonimowe, jak ci, którzy ich używali.Spoglądając w górę, na oprawy świetlne, odkryła nagle wspólny element.Wszystkie te przedmioty były po prostu sprzętami.Arkadia miała więcejwspólnego z Daimanem, niż tylko upodobanie do siódemki w dekoracji wnętrz.Wjej królestwie nie było sztuki.Wszystko było funkcjonalne, nawet dekoracje naplacu, gdzie rozstała się z Rusherem.Błękitne rury po prostu prowadziłysynedańskie algi z pomp do miejsca przeznaczenia.Część architekturyCalimondretty była naprawdę piękna, ale - tak jak u Daimana - służyła raczejchwale Arkadii, niż pokrzepieniu obywateli.A oni potrzebowali pokrzepienia.Byli nerwowi i rozgorączkowani.Kerra wróciła myślą do rodziny Gotalów, którejrozstania była świadkiem w holu akademii.Pomyślała wówczas, że czegoś tejscenie brakowało, ale nie umiała określić, co to było - do teraz.Radość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]