[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wspominano nawet jego imienia.- Dlaczego nie?- Gdy uznali go za wyleczonego, stwierdzili, że mógłby wywoływać wśród ludzi panikę.Przemilczano więc jego imię.- H - mruknął.- Później mówili o nim wyłącznie H.- To możliwe.Tak jakoś.Nie wiem.Nie pamiętam.- Gdzie go leczyli? W jakim szpitalu?- Tutaj, w mieście.Lecz tego szpitala już nie ma.- Skąd pochodził?- Z Mound.Przez jakiś czas wszyscy nazywali go nawet "człowiekiem z Mound".- Czy urodził się tutaj?- Nie wiem.- Co to takiego to Mound?- Rodzaj płaskowyżu.Opuszczasz półwysep i idziesz trzydzieści mil w głąb lądu, kierując się na północny zachód.Są tam ruiny miasta - jeszcze z czasów Pei'an.Deiba była kiedyś częścią starego Imperium Pei'an.Teraz miasto już właściwie nie istnieje, a odwiedzają go jedynie archeologowie, geologowie i garstka turystów.Wydaje mi się, że znaleźli go tam, gdy demontowano pozostałą po wojnie część systemu wczesnego ostrzegania.W każdym razie były tam jakieś wojskowe instalacje, a kiedy weszli, aby coś z nimi zrobić, znaleźli tego człowieka.Przywieźli go tutaj w izolowanej łodzi i wyzdrowiał.- Dziękuję.Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomogłaś.Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie.- Mam broń - powiedziała.- I potrafię się nią posługiwać.- To wspaniale.- Jeżeli to, co zamierzasz zrobić, jest w jakiś sposób niebezpieczne.- Być może - przerwał.- Mówisz o tym Mound tak, jakbyś doskonale znała ten teren.Czy mogłabyś dać mi jakąś mapę lub spróbować ją narysować?- Nie ma dobrych map - powiedziała.- A ja byłam tam wiele razy.Często podróżuję na kooryabie i często robię wycieczki w głąb kontynentu.Mound jest bardzo dobrym miejscem do ćwiczeń w strzelaniu.Nikt ci tam nie przeszkadza.- Jest kompletnie opuszczone?- Właśnie.- Dobrze.Będziesz więc mogła mi je pokazać.- Jak sobie życzysz.Nie ma tam jednak wiele do oglądania.Myślałam.Sięgnął po kolejnego papierosa.- Czy jest lojalna, Shind?- Tak.- Ja naprawdę jestem tym zainteresowany - powiedział.- I wiem, co myślałaś.Myślałaś, że przyjechałem po to, by dokonać aktu sabotażu lub wywołać tu rewolucję.Uwierz mi, że to, czego szukam, jest daleko ważniejsze.Akt przemocy może co najwyżej zirytować CL, a w końcu i tak przejdą nad tym do porządku dziennego.Lecz jeżeli znajdę na Mound informacje, które są mi potrzebne, będę miał w ręku klucz do najstraszliwszej broni w całej galaktyce.- Co to za informacja?- Pełne imię i nazwisko człowieka znanego jako H.- W jaki sposób może ci to pomóc?- To zatrzymam na razie dla siebie.I lepiej będzie, jeśli poszukiwania rozpocznę właśnie tam.Jeżeli ten człowiek rzeczywiście obozował na Mound, być może pozostawił jakieś ślady.Jakie - tego nie wiem.Lecz jestem pewien, iż ktokolwiek przywiódł go z powrotem, pozostawił tam jego ekwipunek lub go zniszczył - o ile go odnalazł.A jeżeli wciąż jeszcze tam jest, chcę go mieć.- Pomogę ci - powiedziała cicho.- Chcę ci pomóc.Ale nie będę wolna przed.- urwała, widząc, jak wstaje i pochyla się nad nią.Po chwili poczuta na swoich ramionach jego dłonie.Zadrżała.- Nie zrozumiałaś mnie - mówił powoli jak do małego dziecka.- To twój ostatni dzień w tym miejscu.Od tej chwili nie należysz już do nikogo.Rano chciałbym, abyś zajęła się kupnem lub wypożyczeniem dwóch albo trzech tych kooryabów, a także ekwipunku, jakiego będziemy potrzebować w trakcie tej wycieczki.Pozostaniemy w Mound około tygodnia.Nie chcę udawać się tam statkiem, ponieważ kontrolerom w porcie mogłoby się to wydać podejrzane.Wyruszamy jutro i nie będziesz się już musiała martwić, czy jesteś "wolna", czy "zajęta".Po prostu rezygnujesz na własną prośbę.To chyba legalne?- Tak - odparła.Siedziała wyprostowana, dłonie trzymając zaciśnięte kurczowo na poręczach krzesła."Nie chciałem tego - pomyślał.- Ale ona rzeczywiście może mi pomóc.A zresztą jest dziewczyną z DYNAB, którą te cholerne CL doprowadziły do obłędu".- A więc załatwione - powiedział.Usiadł na łóżku i zapalił kolejnego papierosa.Sprawiała wrażenie rozluźnionej.- Chyba poproszę cię teraz o papierosa, Malacar.- Rory - poprawił.- Rory.Wstał, wyciągnął w jej stronę paczkę, błysnął zapalniczką i usiadł.- Nigdy nie słyszałam, byś był telepatą - powiedziała po chwili.- Bo nie jestem.To taka sztuczka.Jutro ci pokażę, na czym ona polega."Ale jeszcze nie dzisiaj - pomyślał.- Bogowie! Skoro tyle czasu zajęło mi, byś choć trochę doszła do siebie, to z pewnością nie przedstawię cię teraz włochatemu Darveńczykowi o oczach jak spodki.Narobiłabyś tylko wrzasku, ściągając tym nieproszonych gości".- Czy miałabyś coś przeciwko temu, gdybym otworzył okiennice?- Zaraz się tym zajmę.Chciał zaprotestować, ale dziewczyna zerwała się już z krzesła i zmierzała w stronę okna.Nacisnęła umieszczoną pod parapetem kontrolkę i okiennice z cichym szumem rozsunęły się na boki.- Chcesz, abym otworzyła okno?- Tak, troszeczkę.Okno zareagowało na naciśnięcie kolejnej kontrolki i już po chwili oddychał chłodnym, wilgotnym powietrzem.- Ciągle pada - zauważył.Wyciągnął dłoń, strzepując popiół na zewnątrz.-Tak.Spoglądając poprzez omywaną deszczem szybę, widział leżące poniżej miasto.Światła były przyćmione i drżące.Wiejąca znad oceanu bryza niosła ze sobą ożywczy zapach soli.- Dlaczego trzymasz je zamknięte? - zapytał.- Nienawidzę tego miasta - padła chłodna, pozbawiona emocji odpowiedź.- Nie lubię na nie patrzeć, nawet w nocy.Nad wzgórzami przetoczył się grzmot.Malacar oparł łokcie o parapet i wychylił się na zewnątrz.Po chwili wahania uczyniła to samo.Po raz pierwszy znalazła się tak blisko niego.Jednak wiedział, że gdyby ją teraz dotknął, magia chwili minęłaby bezpowrotnie.- Często tu pada? - zapytał.- Tak.Szczególnie o tej porze roku.- Lubisz pływać albo żeglować?- Czasami pływam, aby nie wyjść z wprawy.Wiem także, jak obsługiwać niewielką żaglówkę.Ale niespecjalnie lubię morze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl