[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wśród ruin panował spokój.Po drodze do rzeźni Billy spotkał tylko jednego człowieka.Był to starzec z dziecinnym wózkiem, w którym wiózł garnczki, filiżanki, szkielet parasola oraz inne przedmioty znalezione na pogorzelisku.* * *Kiedy dojechali do rzeźni, Billy pozostał przy wozie i opalał się.Inni udali się na poszukiwanie łupów.W wiele lat później Tralfamadorczycy będą radzić Billy'emu, aby koncentrował się na szczęśliwych chwilach życia i ignorował nieszczęśliwe – aby oglądał tylko rzeczy piękne w nieprzemijającej wieczności.Gdyby Billy potrafił wybierać chwile tak jak oni, to pewnie wybrałby tę drzemkę w promieniach słońca na tyle furgonu jako najszczęśliwszą chwilę swego życia.* * *Billy Pilgrim drzemał pod bronią.Był uzbrojony po raz pierwszy od czasu, gdy ukończył szkolenie rekruckie.Jego towarzysze nalegali, aby się uzbroił, gdyż Bóg jeden wie, jakie niebezpieczeństwa mogą kryć się w księżycowych kraterach: dzikie psy, stada szczurów karmiących się ludzkim mięsem, zbiegli szaleńcy i mordercy, żołnierze, którzy nie potrafią przestać zabijać, dopóki ich ktoś nie zabije.Billy miał za pasem ogromny pistolet kawaleryjski.Był to zabytek z pierwszej wojny światowej, z kółeczkiem wkręconym w drewnianą kolbę.Ładowało się go kulami wielkości gołębiego jaja.Billy znalazł go na szafce nocnej w opuszczonym domu.To właśnie była jedna z charakterystycznych cech końca wojny – absolutnie każdy, kto tylko chciał, mógł zdobyć broń.Poniewierała się na każdym kroku.Billy miał także sztylet.Był to paradny kordzik Luftwaffe.Jego rękojeść zdobił orzeł z otwartym dziobem.Orzeł patrzył w dół i trzymał w szponach swastykę.Billy zobaczył kordzik wbity w słup telefoniczny i wyciągnął go nie zsiadając z wozu.* * *Billy'ego wyrwały z drzemki tkliwe głosy kobiety i mężczyzny, rozmawiających po niemiecku.Głosy wyrażały komuś swoje serdeczne współczucie.Zanim Billy otworzył oczy, pomyślał, że tak pewnie rozmawiali przyjaciele Jezusa zdejmując z krzyża jego storturowane ciało.Zdarza się.Billy otworzył oczy i zobaczył, że para ludzi w średnim wieku przemawia tak czule do koni.Zauważyli oni to, na co Amerykanie nie zwrócili uwagi – mianowicie, że pyski koni krwawią, pokaleczone wędzidłami, że popękane kopyta sprawiają im ból przy każdym kroku, że biedne zwierzęta zdychają z pragnienia.Amerykanie traktowali swój środek transportu, jakby to był sześciocylindrowy Chevrolet.* * *Para miłośników koni obeszła furgon i z wyrzutem w oczach zatrzymała się naprzeciwko Billy'ego – naprzeciwko długiego i słabego Billy'ego Pilgrima, tak śmiesznego w swojej lazurowej todze i srebrnych butach.Nie czuli przed nim strachu.Nie obawiali się już niczego.Oboje byli lekarzami położnikami.Przyjmowali porody, dopóki nie spłonęły wszystkie szpitale, a obecnie biwakowali w pobliżu miejsca, gdzie przed bombardowaniem stał ich dom.Kobieta miała subtelna urodę, była przezroczysta na skutek długotrwałego odżywiania się samymi kartoflami.Mężczyzna miał na sobie garnitur, krawat i wszystko, co należy.Na kartoflach wychudł.Był tego wzrostu co Billy i nosił trójogniskowe okulary w stalowej oprawie.Ludzie ci, tak zaangażowani w sprawy przyrostu naturalnego, sami dzieci nie mieli, choć nie było po temu żadnych przeszkód.Stanowiło to interesujący komentarz do całej sprawy rozmnażania się ludzi.Znali do spółki dziewięć języków.Zaczęli po polsku, widocznie groteskowy strój Billy'ego kojarzył im się z nieszczęsnymi Polakami, często równie dziwacznie odzianymi w przypadkowo pozbierane części garderoby.Billy spytał ich po angielsku, czego sobie życzą, a oni natychmiast zbesztali go w tymże języku za stan zwierząt.Kazali mu zejść z wozu i popatrzeć na konie.Kiedy zobaczył, w jakim stanie znajduje się jego środek transportu, rozpłakał się.Po raz pierwszy nad czymś płakał na tej wojnie.* * *Później już, jako starszy wiekiem optyk, popłakiwał czasem z cicha na osobności, ale nigdy nie pozwalał sobie na głośne łkania.Właśnie dlatego motto tej książki stanowi czterowiersz z popularnej kolędy.Billy płakał bardzo rzadko, choć często widywał rzeczy, nad którymi należałoby płakać, i przynajmniej pod tym względem przypominał Chrystusa z kolędy.- Bydło ryczy, ptactwo gdacze,Dzieciątko się budzi,Ale Jezus nasz nie płaczeAni nie marudzi.Billy przeniósł się w czasie z powrotem do kliniki w Vermont.Właśnie uprzątnięto po śniadaniu i Rumfoord z pewnym ociąganiem zaczynał traktować Billy'ego jako istotę ludzką.Burkliwie zadał Billy'emu szereg pytań i upewnił się że naprawdę był on w Dreźnie.Spytał wtedy, jak to wyglądało, i Billy opowiedział mu o koniach i o tej starszej parze biwakującej na Księżycu.Opowieść kończyła się tak: Billy wraz z parą lekarzy wyprzęgli konie, ale te nie chciały się nigdzie ruszyć.Miały zbyt obolałe nogi.I wtedy przyjechali na motocyklach Rosjanie i zabrali wszystkich z wyjątkiem koni.W dwa dni później Billy został przekazany Amerykanom, którzy odesłali go do kraju powolnym statkiem towarowym pod nazwą “Lukrecja A.Mott".Lukrecja A.Mott była słynną amerykańską sufrażystką.Nie żyła już.Zdarza się.* * *– To było konieczne – powiedział Rumfoord mając na myśli zniszczenie Drezna.– Wiem – odpowiedział Billy.– To jest wojna.– Wiem.Nie skarżę się.– Tam na ziemi musiało być piekło.– Było – potwierdził Billy Pilgrim.– Należy współczuć ludziom, którzy musieli to zrobić.– Współczuję im.– Musiał pan mieć mieszane uczucia tam pod bombami.– Nie ma o czym mówić – powiedział Billy.– Wszystko jest w porządku i każdy robi dokładnie to, co musi.Nauczyłem się tego na Tralfamadorii.* * *Nieco później tego samego dnia córka zabrała Billy'ego do domu, położyła go do łóżka i włączyła “Magiczne Palce".Miał tam też pielęgniarkę.Nie wolno mu było pracować ani wychodzić z domu.Znajdował się pod obserwacją.Billy jednak wymknął się, korzystając z nieuwagi pielęgniarki, i pojechał samochodem do Nowego Jorku, gdzie miał zamiar wystąpić w telewizji.Chciał powiedzieć światu o tym, czego nauczył się od Tralfamadorczyków.* * *Billy Pilgrim zatrzymał się w hotelu “Royalton" na Czterdziestej Czwartej ulicy w Nowym Jorku.Przypadkowo otrzymał pokój, w którym mieszkał niegdyś George Jean Nathan, krytyk i wydawca.Zgodnie z ziemskim pojęciem czasu Nathan zmarł w roku 1958.Zgodnie z tralfamado-riańskim pojęciem czasu Nathan oczywiście żył i żyć będzie zawsze.Pokój był mały i skromny, ale mieścił się na najwyższym piętrze i miał oszklone drzwi wychodzące na taras tej samej wielkości co pokój.Poza parapetem zaś rozciągała się przestrzeń ponad Czterdziestą Czwartą ulicą.Billy wychylił się z tarasu i spojrzał w dół na wędrujących w tę i z powrotem ludzi.Wyglądali jak małe, podrygujące nożyczki.Było to bardzo śmieszne.Noc była chłodna, więc po chwili Billy wszedł do pokoju i zamknął drzwi na taras.Przypomniało mu to miesiąc miodowy.W ich miłosnym gniazdku na półwyspie Ann były takie same drzwi, są nadal, będą zawsze.Billy włączył telewizor i kręcił przełącznikiem kanałów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]