[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czas jakiś Bilbo przyglądał się  czarnym admirałom i rozkoszował miłym po-wiewem muskającym mu włosy i twarz; w końcu krzyki krasnoludów, już wręczprzytupujących ze zniecierpliwienia, przypomniały hobbitowi, po co wlazł nadrzewo.Niestety! Chociaż wytężał oczy z wszystkich sił, nie dostrzegał nic próczdrzew i liści, w żadnym kierunku nie sięgał wzrokiem granicy puszczy.W pierw-szej chwili, gdy ujrzał słońce i poczuł wiatr, kamień spadł mu z serca, ale terazznów poczuł na nim taki ciężar, że uciekło mu aż w pięty: pomyślał, że na dolepod dębem nie czeka go obiad.W rzeczywistości, jak wam wspomniałem, wędrowcy znajdowali się już dośćblisko skraju lasu.Gdyby Bilbo się zastanowił, zauważyłby, że wprawdzie drzewo,na którym siedział, było bardzo wysokie, lecz stało niemal na dnie głębokiej i sze-rokiej doliny; dlatego z wierzchołka widział tylko czuby innych drzew spiętrzonedokoła jakby na krawędziach ogromnej miski; z tego miejsca nie można było zba-dać, jak daleko sięga puszcza.Bilbo jednak tego nie rozumiał, toteż zlazł z dę-bu zrozpaczony.Wylądował w końcu na ziemi podrapany, spocony i nieszczęśli-110 wy i znów w pierwszej chwili nic nie widział w mroku panującym na ścieżce.Gdyzdał sprawę z tego, co zobaczył, wszystkich zaraził przygnębieniem. Las ciągnie się bez końca, bez końca we wszystkie strony.Co teraz zrobimy?I po co wysyłaliśmy hobbita na zwiady?  krzyczeli tak, jakby to była jego wina.Nie chcieli wcale słuchać o motylach, a kiedy opowiadał z zachwytem o świeżympowiewie tam w górze, wpadli w tym gorszą złość, że są za ciężcy, żeby się do-stać na szczyt dębu i zakosztować tej przyjemności.Tego wieczora wyskrobali ostatnie mizerne resztki i okruchy z worków, a naza-jutrz obudziwszy się stwierdzili po pierwsze, że są okropnie głodni, a po drugie,że deszcz pada i że to tu, to tam ciężkie krople kapią przez strop liści na drogęleśną.To im przypomniało, że mają gardła zaschnięte od pragnienia i niczym niemogą go zaspokoić; kiedy się strasznie chce pić, niewiele przecież pomoże stanąćpod olbrzymim dębem i czekać, czy przypadkiem jakaś kropelka nie kapnie ci nawywieszony język.Jedyna nieco pocieszająca niespodzianka spotkała ich ze stro-ny Bombura.Bombur nagle zbudził się i siadł drapiąc się w głowę.Nie mógł pojąć, gdziesię znajduje i dlaczego jest taki głodny; zapomniał wszystko, co się zdarzyło odpoczątku wyprawy, od owego jakże już odległego majowego poranka.Ostatniewspomnienie zachował z zebrania w domu hobbita; towarzysze niemało się na-trudzili, nim zechciał w końcu uwierzyć w ich opowieść o pózniejszych przygo-dach.Kiedy się dowiedział, że nie ma nic do jedzenia, siadł na ziemi i zapłakał, czułsię bowiem bardzo słaby i nogi miał jak z waty. Ach, po co się zbudziłem!  szlochał. Miałem takie prześliczne sny! Zni-ło mi się, że wędruję przez las, podobny zresztą do tego, ale oświetlony przez łu-czywa zatknięte na drzewach, latarnie kołyszące się u gałęzi i ognisko rozpalonena ziemi; w tym lesie odbywała się uczta i zabawa bez końca.Król leśny miał ko-ronę z liści, a wszyscy śpiewali wesoło.Nie potrafię wam nawet wyliczyć i opisaćwszystkich dobrych rzeczy, które tam się jadło i piło. Nie wysilaj się lepiej  rzekł Thorin. Prosiłbym cię nawet, żebyś milczał,jeśli o niczym innym nie umiesz mówić.Już i tak dość mieliśmy z tobą kłopotu.Gdybyś się nie zbudził, zostawilibyśmy cię razem z twoimi głupimi snami w lesie.To nie żarty po kilku tygodniach postu dzwigać takiego grubasa.Nie było innej rady: zacisnęli pasy na pustych brzuchach, pozbierali puste wor-ki i skrzynie i powlekli się dalej ścieżką; nie spodziewali się wyjść z puszczy, nimopadną do reszty z sił i zamrą z głodu.Szli przez dzień cały, bardzo powoli, cięż-ko, a Bombur bez ustanku lamentował, że nogi już go nieść nie chcą i że woli po-łożyć się na ziemi i usnąć z powrotem.111  Ani się waż!  odpowiadali mu towarzysze. Niech i twoje nogi trochę po-pracują, dzwigaliśmy cię dość długo.Mimo to w pewnej chwili Bombur nagle stanął, oświadczając, że ani kroku wię-cej nie zrobi i rzucił się na ziemię. Idzcie dalej, jeżeli musicie  rzekł  ja tu się położę, zasnę i będę przy-najmniej śnił o jedzeniu, skoro na jawie go dostać nie mogę.Mam nadzieję, żejuż nigdy się nie obudzę.W tym momencie Bilbo, który wysunął się nieco naprzód, zawołał: A to co? Zdawało mi się, że tam w lesie błysnęło jakieś światełko.Wszyscy zaczęli się wpatrywać w gąszcz i dostrzegli gdzieś w oddali jakby mi-gotanie czerwonego płomienia wśród mroków; potem obok pierwszego błysnęłodrugie i trzecie światło.Nawet Bombur zerwał się na nogi i wszyscy ruszyli znówprzed siebie, nie zważając, że mogły to przecież być trolle albo gobliny.Zwiatłojaśniało trochę na lewo od ścieżki, a gdy wreszcie dotarli do miejsca, skąd widaćje było w linii prostej  stwierdzili, że bez wątpienia na drzewach płoną łuczywa,a na ziemi pali się ognisko, lecz że to wszystko dzieje się dość daleko od drogi. Wygląda na to, że mój sen się sprawdza  wysapał Bombur, który zdyszanywlókł się na końcu pochodu.Chciał natychmiast skręcić w las ku światłom.Innijednak dobrze pamiętali przestrogę czarodzieja i Beorna. Cóż nam po uczcie, jeśli z niej żywi nie wrócimy?  rzekł Thorin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl