[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzieci lubią albo usiłują polubić wszystko,co im się podaje; a jeśli im się to nawet nie spodoba, nie potrafią wyrazić aniuzasadnić swej opinii (a więc ją ukrywają); nadto lubią mnóstwo innych rzeczybez wyboru i hierarchii, bez zadania sobie trudu, by zanalizować poziomy swojejwiary.A już na pewno wątpię, by ów czarodziejski napój  czar udanej baśni należał do gatunku tych, które stępiają smak i zdają się słabsze z każdym kolej-nym łykiem. "Czy to prawda?"  oto wspaniałe pytanie dziecka  powiada Lang.Wiem, dzieci zadają to pytanie i nie wolno dać na nie pochopnej ani wymija-jącej odpowiedzi.Pytanie to rzadko poświadcza  niestępioną wiarę czy nawetgotowość na nią.Najczęściej jego zródłem jest pragnienie dziecka, by zoriento-wać się w typie proponowanej mu opowieści.Dziecięca wiedza o świecie jestz reguły zbyt uboga, by mogła pozwolić na samodzielne i natychmiastowe od-różnienie tego, co fantastyczne, od tego, co tylko dziwne (a więc rzadkie bądzodległe) lub nonsensowne albo po prostu  dorosłe (chodzi tu o zwykłe sprawyze świata rodziców, który w swej znakomitej części pozostaje dla dziecka nie-25 zbadany).Jednak dzieci są świadome istnienia różnych klas opowieści i są w sta-nie polubić je wszystkie.Oczywiście granice między tymi gatunkami mogą sięniekiedy zacierać, ale przecież nie jest to cecha wyłącznie dziecięcego odbioru.Teoretycznie wszyscy znamy różnice, a mimo to nie zawsze potrafimy określićrodzaj słyszanej opowieści.Dziecko może uwierzyć, że w sąsiednim hrabstwieżyją ludożercze potwory; wielu dorosłych bez trudu uwierzyłoby w ich istnieniew innym kraju; a niemal każdy, kto wierzy w życie w kosmosie, zaludnia inneplanety niegodziwymi poczwarami.Byłem jednym z tych dzieci, do których zwracał się Andrew Lang  urodzi-łem się w czasach, gdy ukazała się Zielona księga baśni  dzieci, które wedługniego czytały baśnie tak, jak dorośli czytają powieści, i o których powiedział:  ma-ją one takie same gusty jak nasi nadzy przodkowie sprzed tysięcy lat i wyrazniewolą baśnie od historii, poezji, geografii albo rachunków.Ale cóż my naprawdęwiemy o naszych  nagich przodkach  oprócz tego, że z pewnością nie chadzalinago? Nasze baśnie, jakkolwiek stare zawierałyby elementy, z pewnością różniąsię od ich baśni.Nadto, skoro zakładamy, że mamy baśnie, ponieważ i oni je mieli,to czemuż by nie założyć także, że mamy historię, geografię, poezję i arytmetykę,bo i oni je znali i lubili  przynajmniej o tyle, o ile były one dla nich dostępnei o ile podzielili już na odrębne działy swe ogólne zainteresowanie światem.Wszakże opis Langa nie pasuje ani do moich własnych wspomnień, ani domoich doświadczeń z innymi dziećmi.Nawet jeśli Lang nie mylił się co do zna-nych sobie dzieci, to przecież i tak dzieci różnią się, nawet w ciasnych grani-cach Wielkiej Brytanii, a wszelkie generalizacje, które każą je traktować jakojedną klasę (niezależnie od indywidualnych zdolności i od wpływu środowiskaoraz wychowania), są zwodnicze.Nie odczuwałem jakiegoś szczególnego  pra-gnienia, by uwierzyć.Chciałem wiedzieć.Wiara natomiast zależała od sposobu,w jaki przedstawiono mi daną historię, od wewnętrznego tonu i jakości opowie-ści.Nie przypominam sobie, żeby choć raz przyjemność czerpana z opowieściwypływała z mej wiary, że wszystko, o czym opowiada, zdarzyło się lub mogłosię zdarzyć w  prawdziwym życiu.Baśnie wyrażały nie możliwości, ale pra-gnienia.Były udane, jeśli wzbudzały tęsknotę, zaspokajając ją, ale i często nie-znośnie ją zaostrzając.Nie potrzeba tu rozwodzić się nad tym szerzej  mamnadzieję, że wrócę jeszcze do tej tęsknoty złożonej z wielu czynników zarównouniwersalnych, jak i typowych tylko dla współczesnych ludzi (w tym także i dlawspółczesnych dzieci) albo nawet dla określonego rodzaju ludzi.Nigdy nie pra-gnąłem mieć snów czy przygód Alicji, a opowieść o nich po prostu mnie bawiła.Nie marzyłem o poszukiwaniu ukrytych skarbów czy o walce z piratami, więcnie przejąłem się zbytnio Wyspą skarbów [R.L.Stevensona] [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl