[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Doprawdy?  spytał Faramir.- Kruszec okazał się najwyższej próby.Faramir przyjął to z uśmiechem.- Zmiałego sługę ma Frodo!  rzekł. Ale niech tam! Pochwała z zacnych ust jestnajwyższą nagrodą.Nie zasłużyłem na nią jednak.Nie miałem bowiem pokusy ani chęcipostąpić inaczej.- Wierzę  odparł Sam. Powiedziałeś, szlachetny panie, że mój pan ma w sobie coś zelfa.To prawda.Ja wszakże powiem, że w tobie, panie, jest też coś, co mi przypomina.no tak! Czarodzieja Gandalfa!- To możliwe  rzekł Faramir. Może wyczuwasz daleki wiew powietrza Numenoru.Dobranoc! Rozdział 6Zakazane jezioroudząc się Frodo ujrzał schylonego nad sobą Faramira.Na mgnienie okazawładnął nim dawny strach i hobbit usiadł cofając się pod ścianę.B - Nie masz się czego obawiać  rzekł Faramir.- Czy to już rano?  spytał ziewając Frodo.- Jeszcze nie, lecz noc ma się ku końcowi, a księżyc zachodzi.Czy chcesz go zobaczyć? Chciałbym też w pewnejsprawie zasięgnąć twojej rady.Przykro mi, że musiałem przerwać ci spoczynek.Czy pójdziesz ze mną?- Pójdę  odparł Frodo wstając.Dreszcz nim wstrząsnął, gdy wychynął z ciepłych kocówi futer.Zimno było w pieczarze, gdzie nie palono ogniska.Szum wody rozlegał sięgłośno wśród ciszy.Hobbit zarzucił płaszcz i poszedł za Faramirem.Sam budząc się nagle, jakby ostrzeżony czujnym instynktem, od razu spojrzał na pustelegowisko swego pana i zerwał się na równe nogi.Zobaczył dwie ciemne sylwetki, Frodai wysokiego mężczyzny rysujące się na tle sklepionej bramy, którą teraz wypełniałoblade, białawe światło.Pobiegł ku nim między rzędami wojowników, śpiących nasiennikach wzdłuż ścian.Mijając bramę spostrzegł, że Zasłona wygląda teraz jakolśniewający welon jedwabny, przetykany perłami i srebrem, jak topniejące sopleksiężycowej poświaty.Nie zatrzymał się jednak, żeby podziwiać ten widok, i skręcił zaswoim panem w wąskie drzwiczki, otwarte w ścianie pieczary.Szli najpierw ciemnym korytarzem, potem po mokrych stopniach schodów wgórę, aż znalezli się na małej, płaskiej platformie wyciosanej w skale i rozjaśnionejbladym światłem, płynącym z nieba przez otwór wycięty wysoko u szczytu długiegoszybu.Stąd schody rozchodziły się: jedne, jak się zdawało, prowadziły na stromy brzegpotoku, drugie zwrócone były w lewo.Tam właśnie prowadził hobbitów Faramir.Schodyzbudowane były jak w wieży, na kształt zwiniętej spirali.Wreszcie wydostali się z ciemności kamiennych ścian i rozejrzeli wkoło.Stali naszerokiej, płaskiej skale, niczym nie ogrodzonej.Z prawej strony, od wschodu, potok zpluskiem zeskakiwał z nielicznych tarasów, dalej zaś spływał po stromiznie gładkowyżłobionym korytem; ciemna, wzburzona woda pieniła się i toczyła wśród wirówniemal tuż u ich stóp i znikała na podciętej krawędzi przepaści, która ziała po prawejstronie.Nad jej brzegiem zapatrzony w jej głąb stał milczący wojownik.Frodo przez chwilę śledził wzrokiem kręte i strome przesmyki wodne, potemspojrzał górą w dal.Zwiat był cichy, chłodny, jakby zbliżał się już brzask.Nadzachodnim widnokręgiem księżyc zniżał się, pełny i jasny.Blade opary migotały wrozległej dolinie; szeroki parów kipiał srebrną mgłą, a jego dnem toczyły się w nocnymchłodzie fale Anduiny.Za rzeką kłębiły się czarne ciemności, a w nich tu i ówdziepołyskiwały zimne, ostre, obce i białe jak zęby upiora szczyty Ered Nimrais, Białych GórKrólestwa Gondoru, okryte wiecznym śniegiem.Długą chwilę Frodo stał na tym kamiennym wzniesieniu i dreszcz przejął go namyśl, że może tam, pośród przesłoniętych ciemnością rozległych przestrzeni, jegoprzyjaciele wędrują lub może śpią, jeśli nie leżą martwi pod całunem mgły.Po coFaramir przywiódł go tutaj i wyrwał z błogiego zapomnienia snu?Sam stawiał sobie również to pytanie i nie mógł powstrzymać się od szepnięciaparu słów, łudząc się, że nikt prócz Froda ich nie usłyszy:- Piękny widok, panie Frodo, trudno zaprzeczyć, ale ziąb przejmuje do kości, nie mówiącjuż o sercu.Co się dzieje?Faramir usłyszał i odpowiedział: - Księżyc zachodzi nad Gondorem.Piękny Ithil, opuszczając Zródziemie, spogląda razjeszcze na białe kędziory sędziwej Mindolluiny.Widok wart jest paru dreszczy.Lecz niedla tego widoku sprowadziłem was tutaj, a prawdę mówiąc, sama w ogóle nie prosiłemna tę przechadzkę: jeśli mu zimno, płaci cenę własnej zbytniej czujności.Ayk winaszybko was potem rozgrzeje.Patrzcie!Posunął się na krawędz przepaści i stanął obok wartownika.Frodo poszedł za nim, leczSam nie ruszył się z miejsca.Nawet z dala od brzegu, na tej wilgotnej, wysokiejplatformie czuł się nieswojo.Faramir i Frodo patrzyli w dół.Daleko pod stopami widzieli białą wodę, którawlewała się do ogromnej, kipiącej misy i wirowała w przepaścistym owalnym zagłębieniupośród skał, póki nie znalazła ujścia przez wąski przesmyk; tędy uciekała z szumem ipluskiem ku spokojniejszym, bardziej równinnym okolicom.Skośne promienie księżycasięgały jeszcze podnóża wodospadu i lśniły na sfalowanej tafli jeziora.Nagle Frodospostrzegł na bliższym jego brzegu skulonego, małego stwora, lecz w tejże chwili stwórdał nura do wody i zniknął tuż pod kipielą wodospadu, rozcinając czarną toń tak cicho igładko jak strzała z łuku lub obły kamyk.Faramir zagadnął wartownika:- Co teraz powiesz o tym, Anbornie? Wiewiórka czy zimorodek? Czy nad ciemnymisadzawkami Mrocznej Puszczy żyją czarne zimorodki?- Nie wiem, co to za stwór, lecz z pewnością nie ptak  odparł Anborn. Ma cztery łapy inurkuje na sposób człowieczy.Trzeba przyznać, że mistrz w tej sztuce nie lada! Czegoon szuka? Drogi poprzez Zasłonę do naszej pieczary? Zdaje się, że tym razem naszschron został wykryty.Mam z sobą łuk, a na obu brzegach rozstawiłem też conajlepszych łuczników.Czekamy tylko na twój rozkaz, żeby wypuścić strzały, kapitanie.- Co powiesz? Mamy strzelać?  spytał Faramir odwracając się żywo do Froda.Frodo przez chwilę nie odpowiadał.- Nie!  rzekł wreszcie. Nie! Proszę was, nie strzelajcie!Samowi nie ochoty, lecz śmiałości zabrakło, żeby głośniej i szybciej krzyknąć:  Tak!Nie widział wprawdzie stwora, o którym była mowa, lecz bez trudu odgadł, kogo Frodozobaczył w dole.- A więc znasz tego stwora?  powiedział Faramir. teraz, skoro go obaj widzieliśmy,wytłumacz, dlaczego, twoim zdaniem, należy go oszczędzić.W długich rozmowach tylkojeden raz wspomniałeś o trzecim, przygodnym towarzyszu, a ja chwilowo niewypytywałem o niego.Czekałem, aż go moi ludzie schwycą i sprowadzą do mnie.Wysłałem najlepszych łowców na poszukiwania, on wszakże wszystkim się wymykał tak,że nikt go nawet nie widział prócz tu obecnego Anborna, któremu wczoraj wieczoremmignął o zmroku.Dziś jednak ów łotrzyk dopuścił się gorszego przestępstwa nizliłowienie na wyżynie królików w sidła: ośmielił się wtargnąć do Henneth Annun.Przypłaci zuchwalstwo życiem.Nie pojmuję tego stwora! Tak skryty i zmyślny, aprzychodzi kąpać się w jeziorku pod naszym oknem.Czy myśli, że ludzie nocą śpią nierozstawiając wart? Dlaczego on to zrobił?- Można dać na to pytanie dwie odpowiedzi  odparł Frodo. Po pierwsze, nie zna ludzi,a chociaż jest chytry, może wcale nie wie, że tu się ukrywacie; wasz schron dobrze jestzamaskowany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl