[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak słusznie przypuszczał, droga do domu Hymira i z powrotem zajmie tyle czasu, by noga kozła zdążyła się zrosnąć.Wtedy też zamierzał zabrać ze sobą Thjalfiego i Roskwę.Po skąpym śniadaniu Thor i Tyr wyruszyli na piechotę w głąb krainy Oszronionych Olbrzymów.Mijały dni i noce, aż wreszcie przeprawili się przez mroźną rzekę Eliwag i dotarli do celu.Na szczycie wzgórza wznosiło się potężne dworzyszcze.Pół kamienne, pół drewniane, wielkie i zamożne.— Tu się urodziłem — rzekł Tyr, ale Thor nie zauważył, by bóg wojny wzruszył się na widok rodzinnego domu.Wydawał się raczej lekko wystraszony, a to niczego dobrego nie wróżyło.Bogowie zapukali do drzwi dworu.Otworzyła im białobrewa i białowłosa olbrzymka.— Witaj, matko — szepnął Tyr.— Na pięty zabitego Ymira! — wykrzyknęła gospodyni.— Synu mój! Tyle lat!lak mocno ścisnęła lyra w swych ramionach, że ten omal nie stracił dechu.Potem poprowadziła gości do hali i posadziła za stołem, choć stała się znacznie mniej uprzejma, gdy dowiedziała się, że syn przyprowadził samego Thora — Zabójcę Olbrzymów.W jednej z komnat dworu bóg gromu zobaczył wielce sędziwą olbrzymkę o dziewięciuset głowach, Tyr wytłumaczył, że to jego babka.Białobrewa olbrzymka miała już podawać potrawy, gdy zatrzęsła się ciernia.— Szybko, wstawajcie! — rozkazała bogom.— Hymir wraca! Muszę was schować i uprzedzić męża, że mamy gości.Inaczej zabije was swym magicznym spojrzeniem!Ukryła ich za szerokim słupem, podtrzymującym belkę stropową.Po chwili usłyszeli odgłos ciężkiego stąpania, uderzania buciorami o kamienie wprawione w posadzkę.Hymir wkroczył do swego domu.— Kobieto! — rozległ się głos Thursa, tak donośny, że bogom zadźwięczało w uszach.— Czuję zapach obcych! Kto tu jest?— Uspokój się mężu! — odparła białobrewa olbrzymka.— Mamygości.Nie zdążyła dokończyć, gdy Hymir wbił wzrok w słup, za którym schronili się niebianie.Pod jego magicznym spojrzeniem drewno rozleciało się w drzazgi, odsłaniając przybyszów.Gdy zabrakło podtrzymującego słupa, belka stropowa spadła z hukiem na kamienie podłogi.Zaś na belce tej wisiały wszystkie brązowe kotły, jakie posiadał Hymir.One również uderzyły o podłogę, krusząc się na drobne kawałki.Wytrzymał tylko jeden, największy.Na to naczynie zwrócił uwagę Thor i zrozumiał, że to właśnie musi być ów wspomniany przez Tyra kocioł.— Wstrzymaj się mężu! — krzyknęła gospodyni.— Przybył twójsyn z przyjacielem!Dopiero wtedy Hymir cofnął moc swego wzroku, zaś bogowie moglistanąć na nogi i powitać Thursa.Pozwolił im zasiąść za stołem, po czym krzyknął na służbę, by wniosła trzy pieczone byki.Dopiero wtedy zapytał gości o powód wizyty.Kiedy usłyszał o co chodzi, i kim jest towarzysz syna, roześmiał sięgromko.— No proszę, taki gość pod moim dachem! Chyba wiesz, Thorze,że nie ma nic za darmo?Właśnie wniesiono pieczone byki.Nie minęła chwila, a już dwa z nich zniknęły w przepastnym żołądku Thora.Hymir z niedowierzaniem patrzył na siłacza, jednocześnie troskliwie odsuwając jak najdalej od niego własną misę z pieczystym.— Zjeść potrafisz, Thorze — mruknął niezadowolony Hrimthurs — ale, by dostać ode mnie kocioł, musisz wykazać się czymś więcej, niż samym obżarstwem.Jutro sprawdzę, jak wiele prawdy tkwi w twej sławie najsilniejszego z bogów.— A cóż to ma być za próba? — zaciekawił się Thor.— Prosta — uśmiechnął się Hymir, szczerząc połamane zęby.— Popłyniemy na ryby.Kto złowi większą, ten zwycięży.A na dzisiejszy wieczór mam dla ciebie prośbę — postaraj się o jakąś przynętę, żebyś jutro nie straszył ryb nagim haczykiem.Thor skinął głową i opuścił dwór.Postanowił ukarać Hrimthursa zaciągłe naigrawanie się z jego osoby, więc podążył na pastwisko, gdzie zauważył pasące się stada Hymira.Wypatrzył najdorodniejszego byka, po czym ukręcił mu łeb.Zdobycz zaniósł do hali i pokazał Hymirowi, mówiąc, że właśnie znalazł odpowiednią przynętę.Wielką przyjemność sprawiło mu zobaczenie wściekłości na twarzy skąpego olbrzyma.Następnego dnia zbudzono Thora o świcie.Hymir już oczekiwał przy brzegu morza.Razem zepchnęli ogromną łódź na wodę i skierowali jej dziób ku otwartemu morzu.Przebrzmiało zaledwie kilka uderzeń serca, gdy Hymir wyciągnął z wody nie jakąś zwykłą rybę, ale sporego wieloryba! Założył nową przynętę na haczyk i znów zarzucił wędkę.Thor z zazdrością patrzył, jak niedługo potem olbrzym ponownie wyciąga wieloryba.— No cóż, Thorze — zjadliwie roześmiał się Hrimthurs.— Możemy wracać.Mamy dość mięsa na obiad i wieczerzę.— Jeszcze chwila, wypłyńmy trochę dalej, na głębszą wodę — bąknął zawstydzony bóg.Tak też uczynili.Haczyk z przyczepionym łbem byka zanurzył się na prawdziwej głębinie.Thor już niemal przyznał się przed samym sobą, że przegrał, gdy silne szarpnięcie wywróciło go na dno łodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]