[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Jesteś wśród przyjaciół.Nikt, poza nimi, nie usłyszy tego, co tu mówimy,nie ma teŜ tutaj Ŝadnych demonów.Inaczej byśmy juŜ o tym wiedzieli.- A skąd?188- Na pytania przyjdzie jeszcze pora.Najpierw muszę cię przeprosić.Obawiam się, Ŝe juŜ kiedyś spotkałaś Fredericka, Martina i Timothy'ego.Kitty spojrzała ze zdziwieniem.Niemal wchodziło jej to juŜ w nawyk.- W alejce - wyjaśnił Pennyfeather.- W alejce? Chwileczkę.- To oni wypuścili na ciebie moulera.Powoli! Czekaj.Przykro mi, Ŝecię wystraszyliśmy, ale zrozum, musieliśmy się upewnić.Upewnić, Ŝejesteś odporna, tak jak my.Mouler dał się wykorzystać bez trudu, to byłołatwe.Kitty odzyskała głos:- Ty świnio! Jesteś tak samo podły jak Tallow! On mógł mnie zabić!- Nie.Mówię ci, najgorsze co mógł ci zrobić, to pozbawić przytomno-ści.Jego smród.- A czy to nie było juŜ wystarczające złe? - dziewczyna poderwała sięwściekła.- Jeśli musisz juŜ iść, nie zapomnij o tym.Starzec wyciągnął zza marynarki białą kopertę i niedbale rzucił ją nablat, między filiŜanki.- Znajdziesz w niej sześćset funtów.W uŜywanych banknotach.Jadotrzymuję słowa.- Nie chcę tego! - Kitty była okropnie rozgniewana.Chętnie by cośrozwaliła ze złości.- Zachowuj się rozsądnie.- Oczy starca zajaśniały.- Chcesz gnić wwięzieniu Marshalsea? Dobrze wiesz, Ŝe to tam idą dłuŜnicy.Te pieniądzezałatwiają pierwszą część naszej umowy.Uznajmy, Ŝe to przeprosiny zamoulera.Ale to moŜe być dopiero początek.Kitty chwyciła kopertę, o mało nie strącając filiŜanki.- Jesteś szalony.Ty i twoi kumple.Świetnie.Wezmę to.Tak czy siak,właśnie po to przyszłam.WciąŜ stała.Odsunęła krzesło.- Mam ci opowiedzieć, jak to się dla mnie zaczęło? - Pan Pennyfeathernachylił się ku niej, jego sękate palce mocno chwyciły obrus, mnąc go.Mówił cicho, pospiesznie.Ledwo starczało mu oddechu.- Na początku byłem taki jak ty.Magowie nic mnie nie obchodzili.Byłem młody, szczęśliwie Ŝonaty, czym się miałem przejmować? A po-tem, moja kochana Ŝona, niechaj niebiosa mają jej duszę w opiece,zwróciła na189siebie uwagę maga.Takiego samego, jak ten twój Tallow.okrutnego,nadętego pyszałka.Chciał jej dla siebie, spróbował uwieść ją klejnotami,pięknymi, wschodnimi strojami.Ale ona, biedaczka, odrzuciła jegozaloty.Roześmiała mu się prosto w twarz.To było odwaŜne, ale głupie.Teraz wolałbym, i myślałem tak przez całe trzydzieści lat.Ŝeby z nimodeP sazła.nno Jones, mieliśmy mieszkanie nad moim sklepem.Codzienniepracowałem do późna, układałem towary i prowadziłem rachunki, a Ŝonaszła do naszego mieszkania i przyrządzała jedzenie.Pewnej nocy, tak jakzwykłe, siedziałem za biurkiem.W kominku buzował ogień.Moje pióroskrzypiało na papierze.Nagle wszystkie psy na ulicy zaczęły szczekać.Chwilę później płomień zadrgał i zgasł.Zostawił po sobie tylko gorącewęgle, syczące jak śmierć.Zerwałem się na nogi.JuŜ czułem strach.Nie,nie wiedziałem przed czym.A potem usłyszałem krzyk Ŝony.Zaraz sięurwał.Jeszcze nigdy nie biegłem tak szybko.Schodami w górę, potykającsię w pośpiechu, przez nasze drzwi, do naszej małej kuchni.Oczy pana Pennyfeathera juŜ nie widziały Kitty.Spoglądały na cośinnego, gdzieś daleko stąd.Dziewczyna, niczym automat usiadła z po-wrotem, ledwie pojmowała, co robi.- Demon, który to uczynił - odezwał się wreszcie starzec - dopiero coodszedł, jeszcze było czuć jego zapach.Kiedy uklęknąłem przy Ŝonie, nastarym linoleum, palniki kuchenki znowu zapłonęły.Gulasz w garnku nanowo zabulgotał.Usłyszałem szczekanie psów, okna w głębi ulicyzaklekotały, poruszone nagłym podmuchem wiatru.A potem nastałaciszP ar.z esunął palcem po okruchach ciastka na talerzu, zebrał je i wsadził doust.- Wiesz, ona świetnie gotowała - powiedział.- Ciągle to pamiętam,chociaŜ minęło juŜ trzydzieści lat.Na drugim krańcu kawiarni kelner oblał klienta drinkiem.Rozległ sięgniewny okrzyk, który wyrwał pana Pennyfeathera z otchłani wspomnień.Starzec zamrugał.Znów spojrzał na Kitty.- No, panno Jones, będę się streszczał.Wystarczy, Ŝe powiem, iŜodnalazłem tego maga.Skrycie śledziłem go przez kilka tygodni, obserwo-wałem, co robi.Nie dałem się ponieść ani rozpaczy, ani niecierpliwości.W odpowiedniej chwili zaryzykowałem.Zwabiłem go w odludne miejsce190i zabiłem.Jego trup dołączył do innych śmieci, jakie płynęły w dółTamizy.Ale zanim umarł, zdąŜył przywołać trzy demony.Atakowałymnie raz za razem, ale niczego nie wskórały.Tak właśnie, ku swemu za-skoczeniu - bo spodziewałem się śmierci - dowiedziałem się o swojej od-porności.Nie próbuję tego zrozumieć, ale taka jest prawda.Jestem od-porny na magię, jak równieŜ moi przyjaciele.I ty teŜ.Od nas zaleŜy, czyto wU ykmi orlk zł y.sTtao mc yał.e uniesienie chyba go znuŜyło.Jego twarz wydawała sięteraz stara, pomarszczona.Kitty wahała się kilka chwil, wreszcie odpowiedziała:- Dobrze.Zgodziła się, za Jakoba, za pana Pennyfeathera, za jego zamordowanąŜonę.- Zostanę tu jeszcze.Chcę, Ŝeby opowiedział mi pan coś więcej.20rzez kilka tygodni Kitty regularnie spotykała się z panemPennyfeatherem i jego przyjaciółmi w Siedmiu Gałkach i róŜnychP innych kawiarniach, rozsianych po śródmieściu Londynu.Widywalirówni se iŜ ęróww nm ieŜsz wka mni ieu szstkaar nica u, stana rcd aj,e nag do js ek gl oep se kml epez mm zat meri atłea riami ł amdl iaplastyków, przy ruchliwej ulicy zaraz na południe od rzeki.Za kaŜdymrazem dziewczyna dowiadywała się coraz więcej o całej grupie i jej celach.I czuła, Ŝe są jej bliskie.Wyglądało na to, Ŝe pan Pennyfeather zebrał swoją kompanię dosyćchaotycznie, kierował się pogłoskami i doniesieniami z gazet, które wiodłygo ku ludziom o róŜnych, nadzwyczajnych umiejętnościach.Bywałymiesiące, gdy przychodził na sale sądowe, i szukał kogoś takiego jakKitty.Czasem po prostu w trakcie barowych pogaduszek nasłuchiwałplotek o ludziach, którzy przetrwali jakąś magiczną katastrofę.Jego skle-pik prosperował nie najgorzej.Zazwyczaj pozostawiał go pod opiekąsubiektów i odbywał sekretne wyprawy ulicami Londynu.191Jego towarzysze przyłączyli się do niego dosyć dawno.Anne, pełnaŜycia czterdziestolatka, spotkała go juŜ prawie piętnaście lat temu.Byliweteranami wielu wspólnych zmagań.Gladys, blondynka z kawiarni,miała dwadzieścia kilka lat, a dziesięć lat wcześniej, jeszcze jako dziew-czynka, przetrwała magiczny rykoszet pojedynku dwóch magów.Onaoraz Nicholas, zwalisty, ponury męŜczyzna, pracowali dla pana Penny-feathera od dziecka.Reszta grupy była młodsza, nikt nie miał więcej niŜosiemnaście lat.Kitty i Stanley, oboje trzynastoletni, byli najmłodsi.Sta-rzec kierował wszystkimi, zarazem pobudzając ich do działania, jak i trzy-mając twardą ręką.Miał wręcz Ŝelazną wolę i niezmordowany umysł,ciało jednak powoli zaczynało go zawodzić, co doprowadzało go dowybuchów niepohamowanej złości.Jednak taka słabość rzadko mu sięzdarzała.Kitty uwaŜnie słuchała jego pełnych pasji opowieści o wielkiejwalce, w jakiej uczestniczą.Zwykle, jak twierdził pan Pennyfeather, nie sposób przeciwstawić sięmagom oraz ich władzy.Robią bezkarnie to, co tylko chcą, co zresztąwszyscy członkowie buntowniczej kompanii mieli okazję odczuć na włas-nej skórze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl