[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cycero więcej ani razu, przynajmniej w mojej obecności, na ten temat się nie wypowiedział.Tiro zachowywał milczenie przez całą drogę przez Forum i w górę na Palatyn.W miarę jak zbliżaliśmy się do miejsca schadzki, stawał się coraz bardziej niespokojny, a jego twarz przybrała wyraz tak ponury jak aktorska maska.Kiedy znaleźliśmy się w pobliżu małego parku, dotknął mojego rękawa i przystanął.– Pozwolisz mi tam pójść samemu, chociaż na chwilę? – zapytał z pochyloną głową i spuszczonym wzrokiem, jak niewolnik błagający o łaskę.Wziąłem głęboki oddech.– Tak, oczywiście – zgodziłem się.– Ale tylko na chwilę.Nie mów nic, co mogłoby ją spłoszyć.Stanąłem w cieniu wierzby i patrzyłem, jak znika szybko w przejściu między dwoma wysokimi murami sąsiednich domów, zasłonięty gęstwą liści, cisowych igieł i powodzi róż.Nie dowiedziałem się nigdy, co jej powiedział.Gdy nadeszła chwila, w której mogłem go o to zapytać, nie zrobiłem tego, a on sam nie kwapił się z opowiadaniem.Być może później Cycero wziął go na spytki i dowiedział się szczegółów, ale nie wydaje mi się to prawdopodobne.Czasami nawet niewolnik może mieć sekret, choć świat nie pozwala mu posiadać niczego innego.Odczekałem tylko krótką chwilę, krócej, niż zamierzałem.Z każdą upływającą sekundą coraz bardziej obawiałem się, że dziewczyna umknie drugim wyjściem, aż wreszcie nie wytrzymałem.Nigdy nie będzie odpowiedniej chwili na wydobycie z niej prawdy; ale teraz miałem okazję najlepszą z możliwych.Mały park był cienisty i chłodny, ale przy każdym kroku tam, gdzie trawa zwiędła i zmarniała, spod stóp unosił się pył.Jego drobinki lepiły się do zeschniętych liści róż i bluszczu pnącego się po murach.Trzeszczały gałązki i szeleściły liście; usłyszeli, że nadchodzę, mimo iż starałem się stąpać jak najciszej.Ujrzałem ich poprzez plątaninę roślin i w następnej chwili znalazłem się tuż przy nich; siedzieli na niskiej kamiennej ławce.Dziewczyna patrzyła na mnie z dołu oczami przerażonego zwierzęcia.Uciekłaby, gdyby Tiro nie przytrzymywał jej za nadgarstek.– Kim jesteś? – spytała gniewnym tonem i skrzywiła się, próbując uwolnić rękę.Spojrzała na Tirona, ale on unikał jej wzroku, wpatrując się za to w splątane liście.Siedziała zupełnie nieruchomo, lecz w jej oczach widziałem panikę i gonitwę myśli.– Będę krzyczeć – zagroziła cicho.– Choćby nikt inny nie słyszał, to zwrócę uwagę strażników pilnujących willi Cecylii.Przyjdą tu, jak mnie usłyszą.– Nie – powiedziałem łagodnie, by ją trochę uspokoić.I cofnąłem się o krok.– Nie będziesz krzyczeć.Porozmawiamy.– Kim jesteś?– Wiesz, kim jestem.– Tak, wiem.Nazywają cię Poszukiwaczem.– Tak jest.I właśnie zostałaś odkryta, Roscjo Starsza.Zagryzła wargę i zmrużyła oczy.Zdumiewające, jak taka ładna twarz mogła przybrać tak nieprzyjemny wyraz.– Nie wiem, co masz na myśli.No więc, zastałeś mnie siedzącą tu z tym niewolnikiem.on jest niewolnikiem Cycerona, prawda? To on mnie tu zwabił, powiedział, że ma wiadomość od jego pana dla mojego ojca.Nie mówiła niepewnym tonem kogoś, kto właśnie wymyśla kłamstwo na późniejszy użytek, ale tak, jakby to była najszczersza prawda.Było oczywiste, że jest doświadczonym łgarzem.Tiro nie chciał na nią patrzeć.– Proszę, Giordianusie – wyszeptał.– Czy teraz mogę już odejść?– Absolutnie nie.Jesteś mi tu potrzebny, by powiedzieć, kiedy ona skłamie.Poza tym jesteś moim świadkiem.Zostaw mnie z nią sam na sam, a z pewnością wymyśli jakieś plugawe historie na temat mojego zachowania.– Niewolnik nie może być świadkiem – rzuciła gniewnie.– Oczywiście, że może.Nie sądzę, by w Amerii uczono dziewczęta podstaw prawa rzymskiego, co? Niewolnik jest zupełnie wiarygodnym świadkiem, pod warunkiem że jego zeznanie zostanie złożone pod wpływem tortur.Prawo wymaga, by zeznający przed sądem niewolnik był torturowany.Dlatego mam nadzieję, że nie będziesz wrzeszczeć ani sprawiać kłopotów, Roscjo.Nawet jeśli nie czujesz do Tirona nic prócz wzgardy, chyba nie chcesz wziąć na siebie odpowiedzialności za jego mękę.Wbiła we mnie palące spojrzenie.– Potwór, oto kim jesteś.Taki sam jak cała reszta.Nienawidzę was wszystkich.Odpowiedź znalazłem bez trudu, ale wstrzymałem się z nią przez długą chwilę, ponieważ wiedziałem, że gdy to powiem, nie będzie już odwrotu.– Ale najbardziej swojego ojca.– Nie wiem, o czym mówisz!Na moment zaparło jej dech w piersiach.Gniew, pokrywający jej twarz twardą maską, nagle znikł, odsłaniając ból.Była jednak dzieckiem, pomimo całej swej przebiegłości.Starała się odzyskać równowagę, na powrót skryć się za swą gorzką tarczą, ale udało jej się tylko częściowo; kiedy odezwała się znowu, była jak półnaga – cyniczna i wroga, ale jednocześnie boleśnie odkryta.– Czego ty chcesz? – szepnęła ochryple.– Po co przyszedłeś? Dlaczego nie zostawisz nas w spokoju? Powiedz mu, Tironie.Sięgnęła do jego dłoni, wciąż ściskającej jej nadgarstek, i zaczęła czule go głaskać, zerkając nań z ukosa, po czym skromnie spuszczając oczy.Gest wydawał się zarazem wyrachowany i szczery, zwodniczy, a mimo to wyrażający silne pragnienie odwzajemnionej czułości.Tiro zaczerwienił się po korzonki włosów.Po jego białych kłykciach i nagłym grymasie bólu na twarzy Roscji poznałem, że ścisnął jej rękę, może nawet o tym nie wiedząc.– Powiedz mu, Tironie! – szepnęła.Nikt by nie potrafił ocenić, czy łzy w jej oczach są szczere, czy nie.– Tiro dość już mi opowiedział.– Patrzyłem jej w oczy, lecz ignorowałem malujący się na jej twarzy ból.Nadałem głosowi zimne i twarde brzmienie.– Z kim się spotykasz, gdy wychodzisz z domu Cecylii? Oprócz Tirona, oczywiście.Czy to tutaj zdradzasz tajemnice swego ojca owym wilkom, którzy pragną go widzieć zamęczonego na śmierć? Odpowiadaj, ty głupie dziecko! Czym cię przekupili, że zdradzasz swą własną krew i ciało?!– Moje własne ciało! – krzyknęła przeraźliwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]