[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciał mutylko nieco ulżyć.Wicehrabia na oglądanej przed chwilą wystawie zauważył między innymi ru-binowe spinki, których sam był niegdyś szczęśliwym posiadaczem, i widok na-pełnił go głębokim rozgoryczeniem, połączonym ze wstrętem do siebie.Pierwszeżyczliwe słowo pozbawiło go równowagi i opanowania.Coś w nim pękło. Masz pan, hrabio, do czynienia z bydlakiem i kretynem  rzekł gwałtow-nie. Powinien pan wezwać służbę i wyrzucić mnie za drzwi.Sam, dobrowol-nie, nie wyjdę, nie zdobędę się na to.Kocham pannę Klementynę do szaleństwa,wyznaję to, żeby uniknąć nieporozumień.Nie proszę pana o jej rękę, za nic, nieośmielam się, tak jak nie ośmieliłem się dotychczas wyjawić jej moich uczuć.Chory jestem od tego. Dość osobliwe stanowisko  zauważył hrabia dyplomatycznie i łagodnie. Ciąży na panu jakaś.hm.nieprzyjemność? Ciąży, jedna, zasadnicza.Nie mam pieniędzy, straciłem wszystko, jestemnędzarzem.Nie wiem, co zrobić, bo nie przywiążę do mojej nędzy kobiety, którąkocham ponad wszystko na świecie, a żyć bez niej nie potrafię.Mówił pan, żezmizerniałem, nic dziwnego, karmię się głównie wyrzutami sumienia, a to nie-strawne pożywienie.Darować sobie nie mogę, że byłem takim głupcem, dopieroniedawno.no, już prawie trzy lata.oprzytomniałem i spojrzałem prawdziew oczy.Owszem, przyznaję, myślałem o bogatym ożenku, ale z chwilą ujrzeniapańskiej córki moje myślenie skończyło się jak nożem uciął.Raczej strzelę sobiew łeb.Hrabia Dębski miał pogodne usposobienie i duży zasób poczucia humoru.Wy-znanie go rozśmieszyło, bo kwestie finansowe wśród przeszkód w ewentualnympoślubieniu Klementyny stały akurat na ostatnim miejscu. To rzadko bywa najlepszym rozwiązaniem  przerwał, taktownie kryjącrozweselenie i dolewając wina niezwykłemu konkurentowi. A co właściwiepanu zostało? Bo z każdego majątku zawsze coś zostaje. Zostało  przyznał wicehrabia z gniewnym sarkazmem. Kilka krów,kilka świń.Poślubię kobietę, którą uwielbiam, i uszczęśliwię ją koniecznościąkarmienia nierogacizny. Nie chcę wywierać na pana żadnej presji, ale moja córka doskonale umieobrządzać świnie  zakomunikował hrabia, któremu coraz bardziej chciało sięśmiać.Szczerość i prawda wręcz biły od wicehrabiego, wystawiając mu całkiemniezłe świadectwo.Zwiadom przy tym własnej sytuacji materialnej, która mogławszystkiemu zaradzić, hrabia bawił się coraz lepiej.64 Wicehrabia otworzył usta, żeby wydać następny rozpaczliwy okrzyk i za-mknął je nagle.Potem znów je otworzył. Wyśmiewa się pan ze mnie  rzekł z goryczą. I słusznie. Wcale się nie wyśmiewam. Niemożliwe.Skąd pannie Klementynie do świń? Także do krów, koni i drobiu.Powinien pan pouczyć się trochę historiii geografii.Rozmaite wydarzenia nasz kraj przeżywał i przyszła taka chwila, kie-dy moja córka w głębi lasu pilnowała świń, chroniąc je przed wrogiem.Stanowiłyjedyne pożywienie wojsk powstańczych w tym rejonie.Było także i tak, że całamęska służba poszła z bronią do walki, a żeńska z trudem dawała sobie radę.Mo-ja córka doiła krowy i czyściła konie.Nabyte wcześniej wykształcenie wcale jejw tym nie przeszkadzało.Wicehrabia patrzył na hrabiego wzrokiem cokolwiek baranim, zastanawiającsię mgliście, czy to możliwe, żeby któryś z nich upił się trzema kieliszkami wina. Na Boga.Ale chyba.Nie polubiła tych zajęć.? Także nie nabrała do nich przesadnej niechęci.To rozumna dziewczyna,pojmuje pewne konieczności.Co nie znaczy, że jej marzeniem jest zostać dójką,tak mi się przynajmniej wydaje.Trudno czasem mężczyznie w średnim wiekuzrozumieć bardzo młodą damę.Wicehrabia mechanicznie napił się wina i odrobinę ochłonął. Pańska córka to skarb pod każdym względem  oznajmił stanowczoi smutnie. Gdyby istniał dla mnie bodaj cień możliwości.No, powiedzmy,że cień istnieje, ale nader wątpliwy.Wstąpiłbym w szranki z mieczem w dłoni.Sam pan widzi, pozwalam sobie na szczerość nie do przyjęcia w myśl panującychpowszechnie obyczajów, na przywilej i ulgę rozmowy z przyjacielem.Bo uwa-żam pana za przyjaciela, pozostało mi to wrażenie z czasów, kiedy miałem osiemlat, a mój ojciec wyrażał się o panu z wielką sympatią i uznaniem.Podobał misię pan wtedy ogromnie.Prawie zapominam, że jest pan ojcem kobiety, o którejmówię i która stanowi nieszczęście mojego życia. Co właściwie sprawiło, że przed trzema laty zmienił pan tryb życia? przerwał hrabia z zainteresowaniem. Dysponował pan przecież jeszcze jakimiśresztkami.?Wicehrabia milczał przez chwilę, walcząc z pokusą, żeby wyznać hrabiemucałą prawdę. Dysponowałem.I nie tylko.Szczęśliwy traf zdarzył, że wygrałem w baka-rata znaczną sumę.Tak znaczną, że pozwoliła mi dożyć obecnej chwili.A rów-nocześnie.No cóż.Pomówmy jak mężczyzna z mężczyzną, nie przypuszczapan chyba, że żyłem jak mnich.Pewna dziewczyna.Prosta dziewczyna, na-wet nie piękna, ale pełna uroku, inteligentna.bez trudu mogła udawać prawdzi-wą damę.W przypływie lekkomyślności byłem gotów ożenić się z nią i uważa-łem to nawet za doskonały dowcip, osiągnąłem chyba wówczas szczyt możliwej65 głupoty.Straciła życie w moich oczach, padłszy ofiarą katastrofy w chwili, kie-dy realizował się jej cel życia.Zginęła z blaskiem na twarzy.Gdyby wicehrabia wiedział, że ów blask na twarzy Marietty miał ścisły zwią-zek z miksturą, jaka czekała na niego w kryształowej karafce, zapewne wspomi-nałby słodką dzieweczkę z mniejszym wzruszeniem.Nie wiedział jednak i dziękitemu mógł wypromieniować z siebie samą szlachetność..Nie kochałem jej  zwierzał się dalej uczciwie. Ale bardzo lubiłemi to wydarzenie mną wstrząsnęło.Nigdy o tym nikomu nie mówiłem i nikt o tymnie wie.Wszyscy myślą, że ustatkowałem się wyłącznie dla bogatego ożenku.Ja zaś, po pierwszym wstrząsie, zdołałem zastanowić się, co robię i jak wyglądamoja przyszłość. Sądzę, że zasługuje pan raczej na wyrazy uznania, a nie na potępienie powiedział hrabia z namysłem. Obiły mi się tu już o uszy różne opinie napana temat.Sam również w młodości występowałem w charakterze półgłówkai gdyby nie śmierć ojca i konieczność powrotu do kraju, może posunąłbym sięznacznie dalej.Chociaż, z drugiej strony, lepiej było wtedy stracić możliwie dużo,mniej by teraz mieli do odbierania. Na ile orientuję się w sytuacji, skonfiskowano panu wszystko? Mnie tak.Na szczęście mojej matce trochę zostało. No więc sam pan widzi  rzekł wicehrabia, wracając do gnębiącego gotematu. Moim rodzicom też coś zostało.Można to uznać za punkt wyjścia, niez takich szczątków pracowici ludzie dorabiali się fortun.Zakopać się na wsi, oso-biście zadbać o te świnie, krowy i kawałek winnicy, poświęcić życie ciężkiej pracyi zapewne moje wnuki znów stałyby się bogate.Może to zrobię, zamiast strzelaćsobie w łeb, ale byłbym zbrodniarzem, gdybym zaprzągł do pługa anioła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl