[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie - powiedział.- Nie podoba mi się.A potem zapadła długa cisza.Doc wypił dwa kieliszki wina, po prostu tak sobie, i pojechał do domu.Mieszkał w Emigration Cany­on, na końcu wąskiej krętej drogi.Bałem się, że wypił zbyt wiele, żeby siadać za kierownicę, ale on, stojąc w drzwiach, powiedział:- Jesteś tak cholernie trzeźwy, że po godzinie spędzonej w two­im towarzystwie człowiek musiałby wypić pół galona wina, aby osią­gnąć zamierzony stan.W któryś weekend zabrał mnie ze sobą do pracy.Doc zarabiał na życie w Newadzie.W piątkowy wieczór wyjechaliśmy z Salt Lake do Wendover, pierwszego miasta poza granicą stanu.Sądziłem, że jest pracownikiem kasyna, przy którym się zatrzymaliśmy.Jednak nie podbił karty, tylko rzucił swoje nazwisko jakiemuś facetowi, a na­stępnie usiadł ze mną w kącie sali i czekał.- Nie musisz pracować? - zapytałem.- Pracuję.- Miałem podobne podejście, ale mnie wylali.- Czekam na swoją kolej przy stole.Mówiłem ci, że żyję z pokera.W końcu dotarło do mnie, że był wolnym strzelcem, profesjona­listą - graczem - rekinem kart.Tej nocy zebrało się, aż czterech facetów o przydomku Doc.Doc Murphy był trzecim zaproszonym do stołu.Grał spokojnie i przez dwie godziny stale, choć niewiele, przegrywał.Potem nagle w czte­rech rozdaniach odrobił straty, a nadto wygrał prawie półtora tysiąca dolarów.Zgodnie z wymogami przyzwoitości przebrnął przez parę kolejnych przegranych rozdań, podziękował za grę i ruszyliśmy z powrotem do Salt Lake.- Zwykle muszę przyjeżdżać jeszcze w sobotę - oznajmił, szcze­rząc zęby w szerokim uśmiechu.- Tej nocy miałem szczęście.Jed­nemu idiocie wydawało się, że umie grać w pokera.Wspomniałem stare powiedzenie: Nigdy nie jadaj w knajpie “U mamy", nigdy nie grywaj w pokera z człowiekiem zwanym Doc i nigdy nie sypiaj z kobietą, która ma więcej problemów niż ty.Świę­ta prawda.Doc obserwował stoły, znał wszystkie rozdania na pa­mięć; nie było takiej twarzy pokerzysty, której nie potrafiłby przej­rzeć.Pod koniec trymestru dotarło do mnie wreszcie, że przez cały dotychczasowy kurs ani razu nie widziałem jego prac.Nie napisał ani jednego opowiadania, cholera.A na tablicy ogłoszeń pyszniła się jego ocena - najwyższa.Pogadałem z Armandem.- Och, Doc pisze - zapewnił.- Lepiej od ciebie, choć ty też do­stałeś najwyższą notę, Bóg wie, dlaczego.Nie masz do tego drygu.- Dlaczego nic nam nie przeczytał? Armand wzruszył ramionami.- A niby po co? Miałby rzucać perły przed wieprze?Nadal nie dawało mi to spokoju.Niejeden raz obserwowałem, jak Doc wypruwa bebechy z kolejnych pisarzy i nie sądziłem, by wymigiwanie się od położenia własnej pracy na katowskim pniu było uczciwe.W następnym trymestrze pojawił się razem ze mną na semina­rium magisterskim i wówczas go zapytałem.Roześmiał się i powie­dział, żebym sobie odpuścił.Ja roześmiałem się również i oznajmi­łem, że nie ma mowy.Chciałem przeczytać jego materiał.W następnym tygodniu dał mi trzystronicowy rękopis.Niedokończony fragment hi­storii o człowieku, który był szczerze przekonany, że żona go rzuci­ła, choć codziennie zastawał ją w domu.Była to jedna z najlepszych prac, jakie w życiu czytałem.Niezależnie od przykładanej miary.Dość jasna i dość ekscytująca, żeby wciągnąć każdego durnia, który lubi Harolda Robbinsa, prezentowała zarazem styl wystarczająco orygi­nalny i poruszała temat na tyle głęboki, wnosząc tylko z tych trzech stron, by wielu “wielkich" pisarzy poczuło się jak neptki.Przeczyta­łem fragment pięć razy, żeby zyskać pewność, iż dobrze go zrozu­miałem.Za pierwszym razem uznałem, że to metaforyczne ujęcie mojej sytuacji.Za trzecim wiedziałem, że chodzi o Boga.Za pią­tym razem utwierdziłem się w przekonaniu, iż opowiadanie doty­czy wszystkiego, co w ogóle ma znaczenie, i chciałem przeczytać więcej.- Gdzie reszta? - zapytałem.Wzruszył ramionami.- To wszystko.- Wydaje się niedokończone.- Bo nie jest.- Więc je dokończ! Doc, mógłbyś to sprzedać wszędzie, nawet “New Yorkerowi" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl