[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Och, no co?! – wykrzyknęła.– Nie mogę na ciebie liczyć! Niemożesz się zdecydować! „A zapowiadał się przemiły wieczórwypełniony myślami o jasnowłosej właścicielce długich nógi drobnych piersi” – westchnął.Pretensje osobiste zwykle były wynikiem hormonów, jakiebuzowały w ciele jego żony.Wszystko, co czytał na tematdamskiego zachowania i zmiennych nastrojów w okolicymiesiączki, o bólach głowy i innych niedyspozycjach, wyraźniesprawdzało się w odniesieniu do jego własnej małżonki.– Dobrze.– Kiwnął głową.– Zdecydowałem się iść na tęwystawę.W dodatku pójdziemy tam piechotą, bo jej bogaty mążprzywiezie całą masę włoskiego wina.– Żartujesz chyba – żachnęła się.– Zamierzam włożyć szpilki.Nie będę szła.Zresztą jeszcze nie wiem, czy ja bym chciała.–Małgorzata powoli odzyskiwała nastrój.– Sam nie pójdę.– Zrobił minę, która była najbardziej„clooneyowska” ze wszystkich.– To znaczy nie pojadę.Dwie godziny później czekał na nią w przedpokoju, a onazmieniała strój po raz trzeci.W pierwszej wersji miała na sobieczerwoną sukienkę i szary żakiet, ale powiedziała, że strój jestzbyt krzykliwy.Potem już prawie wyszli, ale w ostatniej chwiliMałgorzata zdecydowała, że dżinsy i biała bluzka to jest strój zbytszkolny i nieformalny, jednak włoży coś bardziej eleganckiego.Wreszcie wyszła w granatowej sukience w białe jaskółki, bezrękawów, z szeroką spódnicą do ziemi.– Pięknie – pochwalił.– Idealnie.Kiwnęła z zadowoleniem głową, ale do samego domu kulturynie odezwała się prawie słowem.Przymykała tylko oczy w takisposób jak w chwilach, kiedy bała się, że dostanie migreny.Za tow chwili przejścia przez próg rozciągnęła usta w uśmiechui zachowywała się, jakby ta wystawa była najlepszą rzeczą, jakajej się od dawna przydarzyła.– Cześć, kochani – w głosie Anki nie wyczuwało sięzdenerwowania.– Wino białe czy czerwone? – zapytał jej mąż, pochylając sięw stronę Małgorzaty.– Ja białe, mąż czerwone – powiedziała odruchowo,a Krzysztof jedynie pokręcił głową.– Niestety prowadzę.– Uśmiechnął się przepraszająco.Rozejrzeli się wokoło.Pozostawało kilka minut do oficjalnejgodziny otwarcia, a spora sala domu kultury była prawiewypełniona.Małgorzata rozpoznawała twarze, które już widziałana innych wystawach koleżanki.Część z tych ludzi udało się jejpoznać, części nie miała okazji.Mąż Anki przyniósł Małgosiwino.Sączyła powoli świetny trunek z eleganckiego kieliszkai nawet nie myślała o tym, że pozbawiła Krzysztofa przyjemnościnapicia się lampki wina.Rozglądali się wokoło.– Nie ma Zuzanny – stwierdził Krzysztof.– Nie byłazaproszona?– Na pewno była – powiedziała nieuważnie.Adama Zalewskiego nie było.I bardzo dobrze, odetchnęłaz ulgą.Nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie, nie chciałapoznawać go ze swoim mężem, a gdyby i on z kimś przyszedł, tonie miała ochoty na towarzyskie pogawędki z jego żoną,narzeczoną czy kim tam ona by była.– Który to twój nowy dyrektor? – Krzysztof powiedział jej toprosto do ucha, w dodatku pocałował delikatnie koniuszek.Odskoczyła jak oparzona.Czy on zwariował, żeby publiczniesię do niej dobierać? Odstawiła kieliszek z winem, czującnadciągającą falę bólu przy lewej skroni.– Nie ma go – powiedziała.– I nie czul się do mnie publicznie.Odsunął się od niej i zaczął słuchać przemawiającego mężaAnki, który witał wszystkich na imprezie żony i życzył dobrejzabawy, zapowiadając „niespodziankę”.Potem Anka dodałajeszcze parę słów, po czym otworzyły się drzwi do bocznej salii wszyscy zaczęli przechodzić, żeby podziwiać obrazy.– Nie będziemy się pchać.– Małgorzata złapała męża za łokieć.Wcale nie zamierzał przeciskać się przez tłumek.„Co ją dzisiajugryzło?” – westchnął po raz kolejny tego dnia, ale posłuszniezwolnił i dreptał małymi kroczkami za jakimiś młodymi ludźmi,zastanawiając się, czy para przed nim nie pomyliła czasem imprez.On miał klapki na nogach i podarty T-shirt, a jej wystawały majtkizza ciasnych dżinsów.W dodatku oboje pachnieli nieco za bardzopiżmem.Z miny żony wnioskował, że ten zapach może wywołaćmigrenę.Kiedy tylko mogli wymknąć się z wąskiego przejściai stanąć daleko od kłopotliwej pary, Małgosia wreszcie sięuśmiechnęła.– Mam okres, dlatego taka jestem.niespokojna – wyjaśniłaniechętnie.– To się uspokój, kochanie.– Wziął ją delikatnie za rękę.Niechciał ryzykować jej irytacji, gdyby chciał ją pocałować.–I oglądajmy.Przechodzili kolejno, oglądając obrazy Anny.Ta wystawa byłainna niż dotychczasowe.Anna była portrecistką i dość wziętąmalarką, więc takie wystawy urządzała stosunkowo często.Naobecnej także były portrety, ale nie mężczyzn, kobiet i dzieci jakdo tej pory, tylko samych kobiet.A właściwie tylko jednej kobiety.Naczterdziestupłótnachprzedstawionabyłaokołotrzydziestoletnia kobieta z kruczoczarnymi włosami i dużymioczami, w różnych pozach i strojach.– Dlaczego wymalowała tyle portretów jednej osoby? – zapytałcicho Krzysztof.– Nie mam pojęcia.– powiedziała Małgorzata, przechodzącod portretu do portretu.Trzeba przyznać, że na każdym portrecie kobieta była zupełnieinaczej przedstawiona.I nie chodziło tylko o inne fryzury czystroje.Na jednym płótnie sprawiała wrażenie zrozpaczonej.Stała,załamując ręce i wpatrując się w przestrzeń.Na innym byłaprzedstawiona zupełnie sama, naga, po pas w wodzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl