[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie powinnaś na nic czekać i niczemu się przyglądać.Masz pozostać na uboczu.- Sądzisz, że to takie proste?- Elżbieto - powiedział stary Freitag tonem przestrogi.- Obiecałaś mi przedtem, że nie pójdziesz do Herberta Ascha.- Dotrzymam tej obietnicy, ojcze.Elżbieta opuściła dom Freitagów.Poszła niespokojnym krokiem w stronę koszar; im bardziej się do nich.zbliżała, tym szła prędzej.Spoglądała często na zegarek.Dochodziła ósma, a wiec najwyższy czas, bo za późno przyjść nie mogła.Przed bramą wyciągnęła z kieszeni stałą przepustkę, ale wartownik znał ją i zawołał: - Niech pani wejdzie.Takich jak pani nigdy tu nie mamy dosyć!Elżbieta poszła bez wahania w kierunku bloku trzeciej baterii.Przekroczyła szeroko otwarte drzwi wejściowe.Stojący dokoła żołnierze spoglądali na nią z uznaniem i uśmiechali się do niej.Znalazła się szybko na pierwszym piętrze, stanęła przed drzwiami, na których widniał bilet wizytowy"Wedelmann, podporucznik".Nacisnęła guzik dzwonka.Drzwi wkrótce otworzyły się.Nowy ordynans Wedelmanna, kanonier Wagner, którego szef przydzielił podporucznikowi przez złośliwość, stał na progu.- No? - zapytał z niechęcią - czegóż pani chce?- Czy mogę mówić z panem porucznikiem Wedelmannem?- Czego pani od niego chce?- Chcę z nim pomówić prywatnie,- Prywatnie? - Wagner udał zdumienie.Potem powiedział: - Podporucznik jest zawsze na służbie.- Pięknie! W takim razie chcę z nim mówić służbowo.Wagner oparł się o framugę drzwi.- Pani? Służbowo? A co pani ma z nim służbowego do omówienia?Elżbieta była zrozpaczona.Ten człowiek wprawiał ja w okropne zakłopotanie.Przecież nie może stać tu dłużej na schodach.Powoli liczba otaczających ją żołnierzy rosła; wypowiadali głośno swe fachowe opinie.Poza tym mógł w każdej chwili wypłynąć Herbert Asch albo Vierbein czy Kowalski.A żaden z nich nie powinien jej tu widzieć.Musi zawrócić!Zanim zdążyła to uczynić, usłyszała głos podporucznika Wedelmanna.- Wagner, co się tam stało7 Czy zostaliście zaangażowani do mielenia językiem jak stara baba, czy też do czyszczenia butów?- Ktoś tu jest do pana podporucznika - powiedział Wagner.Wedelmann podszedł bliżej z wyraźną niechęcią.Na widok Elżbiety Freitag ogarnęło go zakłopotanie.Spojrzał na swoje bryczesy tkwiące w zielonych wełnianych skarpetkach.- Proszę wybaczyć mój strój - powiedział.- Czym mogę pani służyć, panno Freitag?- Czy mogę z panem pomówić?- Ze mną? W moim mieszkaniu? O tej porze?- Proszę o to.- Niech pani wejdzie - powiedział szybko.Poszedł przed nią, otworzył drzwi prowadzące do pokoju.- Proszę tu usiąść.Zaraz przyjdę, muszę się tylko ubrać.Elżbieta rozglądała się badawczo dokoła.Umeblowanie nie było zbyt wytworne: biurko, półka na książki, trzy krzesła, niewielki stół, lampa stojąca.Na ścianach dyplomy, dwie akwarele, liczne fotografie.Zielony dywan w białe cętki i mały dywanik.Na oknach zielone, mocno wyblakłe, a może lekko przyprószone pyłem zasłonki.Na biurku otwarta książka "Wiara w Niemcy" Zöberleina, stos gazet, trzy niebieskie instrukcje, niedopałki papierosów, butelka wódki i szklanka.Wedelmann wszedł do pokoju w kompletnym mundurze.Przyglądał się jej z zadowoleniem.- Co panią do mnie o tak wczesnej porze sprowadza?- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.- Nigdy pani nie przeszkadza - zapewnił Wedelmann.Był rad, że może na nią patrzeć.Była ładna, nawet w jaskrawym świetle rannego słońca; o wiele ładniejsza niż w lokalu Bismarckshöhe albo w kantynie podoficerskiej.- Czy nie zabieram panu zbyt wiele czasu?- Proszę dysponować mną i moim czasem - powiedział Wedelmann zupełnie szczerze.Mógł sobie na ten gest pozwolić.Działoczyny rozpoczynały się o ósmej piętnaście.Było umówione, że rozpoczną się, gdyby go nawet na czas nie było.A przed dziewiątą nie należało oczekiwać kontroli.- Chciałam prosić, żeby mi pan pomógł - powiedziała Elżbieta.- Jak mogę to zrobić? - zapytał Wedelmann.Elżbieta podobała mu się; zawsze mu się podobała.Z pewnością nie była tak skomplikowana jak Ingrid Asch i o wiele przyjemniejsza i solidniejsza niż Lora Schulz, nie mówiąc już o pannach ze środowiska mieszczańskiego i o dziewczętach z domów publicznych.Ta Elżbieta Freitag jest zdrowa.Potrafi zachować się odpowiednio w każdej sytuacji.- Chcę być z panem zupełnie szczera - powiedziała Elżbieta.- Myślę, że mogę sobie na to pozwolić.- Po krótkim wahaniu dodała: - Pan przecież wie, że z Herbertem Aschem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]