[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.James I wraz z Jamesem II i mężem zaufania Hinrichsenem rozlokowali się w pokojach komendy garnizonu.Amerykanie uznali, że miasto należy do nich.Późnym wieczorem zjawił się w pokojach CIC dowódca zwy­cięskich wojsk oświadczając: - Zgodnie z rozkazem jeszcze dziś w nocy wyruszę dalej na wschód.- Nie zatrzymujemy pana - powiedział James I z trudem ukrywając swe zadowolenie, że nareszcie będzie miał pełną swo­bodę ruchów.- Zostawię tu jedynie nieliczną ochronę, przede wszystkim dla pilnowania obozu jeńców, na który przeznaczyliśmy koszary artylerii.- W porządku - rzekł energicznie James I.- Z niecierpli­wością czekamy na to, żeby pan zwyciężał w dalszym ciągu.Niechże więc pan nie odrywa się od nieprzyjaciela.- Czy w ramach waszych zadań specjalnych zajmie się pan również obozem jeńców? - zapytał zwycięzca.- Ależ oczywiście! - zapewnił James I.- Należy to do na­szych obowiązków, a więc będzie załatwione jak się patrzy.- Bardzo pięknie - odparł bohater czołgów w wysokiej ran­dze, - To mnie uspokaja.Każę tam wpakować wszystkich, którzy się już nawinęli i jeszcze nawiną.A uważajcie mi na prze­stępców wojennych!- Jakżeby inaczej! - odpowiedział James I.- Będziemy ich ostro pilnować.- Tuż przed naszym wkroczeniem powieszono w koszarach ja­kiegoś oficera.Może był to bojownik ruchu oporu.Jeżeli znaj­dzie pan chwilę czasu, mister James, proszę wziąć tę sprawę pod lupę.- Dla spraw tego rodzaju mam zawsze czas.Diablo dużo czasu.- Doskonale - powiedział zwycięzca.- Opuszczam więc pana i posuwam się naprzód.Jak już mówiłem, pozostawiam tu­taj niewielką ilość wojska.Trochę taborów oraz kompanię pie­choty dla pilnowania jeńców w obozie.Ale nic szczególnego zajść nie może.Sytuacja przedstawia się w ten sposób, że jeden nasz żołnierz może rozebrać do naga cały wielko-niemiecki pułk.Gdy­by jednak.- Będziemy pilnowali.A gdyby zaszło coś nieprzewidzianego, zawiadomimy pana pocztówką.Zdawało się, że tej nocy miasto nie chce zasnąć.Opróżniono ogromne ilości butelek.Niech żyje zwycięstwo! Za ostateczne zwycięstwo, oswobodzenie, wolność! Niech żyje Truman, niech żyje generał Luschke, niech żyje führer, wiwat Eisenhower! Wiwat żołnierze amerykańscy, niemieccy, wiwat sprzymierzeni z dnia wczorajszego, alianci dnia dzisiejszego, towarzysze broni dnia jutrzejszego!Niektórzy pili nawet na cześć pokoju, ale większość czyniąc to była kompletnie pijana i dlatego krzyczała o pokoju z najgłęb­szym przekonaniem.- Generał - mówił podporucznik Asch, a właściwie cywil Herbert Asch, siedzący teraz w swoim pokoju nad kawiarnią - wyglądał przez cały czas jak sfinks.Powiedział tylko jedno sło­wo: "Powiesić"! I ledwie je wypowiedział, już ten wieprz wisiał.- To okrutne - zauważyła siedząca obok niego Barbara.- Nie, to tylko sprawiedliwe.- Okrutna sprawiedliwość - odezwał się stary Asch zamy­ślony.- Oto, do czegośmy doszli.- Generał - powiedział Wedelmann trzymając się kurczowo ręki Magdy, jak gdyby potrzebował oparcia - nienawidził Hitle­ra, ale musiał dla niego walczyć.Ja tego Hitlera kochałem.Teraz nie będę mógł mieć zaufania do nikogo, jeżeli zażąda się ode mnie, żebym postawił na kartę swe życie.Świat ten jest pełen kłamstw i kłamców.Ci nieliczni, którzy nie kłamią, nie mogą oddychać.Generacja nasza została haniebnie zdradzona.- Wszystko to - wtrąciła Magda - minęło teraz raz na zawsze.- Nie odnoszę wrażenia, że wojna całkowicie się skończyła - oświadczył Herbert Asch.- Brakuje mi jeszcze ostatecznego finału.Udało nam się powiesić tylko jednego wieprza, drugi wy­mknął się.- Nie rozumiem tego wszystkiego - powiedziała Barbara bezradnie.- Unieszczęśliwiasz się - zwrócił się stary Asch z goryczą do syna.- Jakże mogliście w ostatnich minutach wojny zabić za­ślepionego człowieka.- Nie powiesiliśmy żadnego zaślepieńca, lecz bestialskiego mordercę.Nie gra żadnej roli, czy stało się to trzy lata, trzy miesiące, czy też trzy minuty przed "zamknięciem bramy".Ale jestem bardzo niezadowolony.Brakuje mianowicie najważniej­szego.Ten łotr i morderca był przecież tylko narzędziem, a chodzi o głównego sprawcę!- Co ta wojna zrobiła z ciebie, mój synu! - zawołał stary Asch.- Wojna zrobiła ze mnie świnię - odparł ponuro Herbert Asch.- Żałosną, pozbawioną mózgu, dojrzałą do zaszlachtowania świnię.- A co ja mam powiedzieć? - Wedelmann spojrzał smętnie na swego kolegę.- Jestem jak sparaliżowany.Rozum mój po prostu nie funkcjonuje.Nie rozumiem, co się dokoła mnie dzieje.Wiem tylko jedno: nie chcę brać w tym udziału.- Czas leczy wszystkie rany - powiedziała Magda łagodnie.- Tych ran nie uleczy - odparł Wedelmann.- Zginiemy od nich, jeżeli nie znajdzie się ktoś, kto nam pomoże.- Nikt nam nie pomoże - powiedział Asch twardo.- Musi­my uporać się z tym sami, zarówno z nami samymi, jak i z na­szym otoczeniem.Każdy początek musi mieć swój koniec.Koniec wyraźny i jednoznaczny.I tego właśnie mi brak.James I był zdecydowany pokazać teraz podległemu miastu, jak ma wyglądać prawdziwe wyswobodzenie.Natychmiast po przybyciu zaczął urzędować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl