[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, co mnie wówczas zawsze uderza­ło, to ogromne kamienne pustkowia otaczające ze­wsząd zespół kremlowski — wielkie, nie kończące się place, szerokie mosty, betonowe nabrzeża, ciągnące się kilometrami bezludne, pokryte asfaltem i płytami rozległe obszary.Na tych rozpościerających się wokół placach rozrzu­cone to tu, to tam stada samochodów zrywają się co chwila do biegu, pędzą na skróty i w pośpiechu zni­kają w gardzielach ulic, zaczynających się gdzieś dale­ko stąd.Rzadko rozstawieni milicjanci przezornie ustę­pują z drogi.Ale poza nimi nie można tu spotkać ży­wego ducha, mimo że jesteśmy w środku dziesięciomilionowego miasta.Tę pustynność odczuwa się zwłaszcza w niedzielę lub w czasie złej pogody.Wi­cher hula po pustkowiach, pędząc ze sobą deszcz lub śnieg.Czasem zapuszczałem się na te odludzia.Dołem toczyła swoje szare wody rzeka Moskwa.Z boku mia­łem ołowiany masyw domu dla elity — jedynego domu mieszkalnego w tej okolicy.Byłem zawieszony w pustce rozdzielającej władzę niedostępną (Kreml) od żywej tkanki miasta.Nie było tu ruchu i gwaru ulic — raczej cisza i bezkres stepu.Moskiewski Kreml to wielki, ogrodzony ceglanym i kamiennym murem, stojący na wzgórzu zespół śre­dniowiecznych i nowożytnych budowli.Potężny mur kremlowski wieńczy dwadzieścia wież różnej wielko­ści, z których największe to — Spasska, Nikolska, Narożna, Troicka i Borowicka.Wewnątrz muru znaj­dują się różne budynki rządowe oraz cerkwie i sobo­ry zamienione później na muzea.Ale przede wszyst­kim Kreml to miejsce urzędowania, a często i rezyden­cja Najważniejszej Osoby w Imperium.Poczynając od roku 1918, kiedy to Lenin przeniósł stolicę z Petersbur­ga do Moskwy (decydowały względy bezpieczeństwa: Petersburg zbyt blisko morza, zbyt blisko Europy), Rosja była i jest rządzona z wyżyn Kremla.Najbliżej do murów Kremla jest od strony placu Czerwonego.Tu również, jeśli dzień jest słoneczny i ciepły, spotyka się najwięcej ludzi.Z jednej strony pla­cu stoi długa, długa kolejka do mauzoleum Lenina.Z drugiej — jest Wieża Spasska.Bramą tej wieży coraz to wylatują na wielkiej szybkości czarne rządowe ziły.Wszystkie są jednakowe (z tym że najważniejsze nie mają numerów rejestracyjnych), ale kto w nich jedzie — nie wiadomo, bo okna są zasłonięte firankami.Ma­szyny te wyjeżdżają tak często, że można sądzić, iż na Kremlu znajduje się fabryka samochodów i że raz po raz opuszcza taśmę nowy egzemplarz.Wejść na Kreml, ot tak, po prostu wejść, bez powo­du i celu — nie sposób.Dostać się tu można tylko w trzech wypadkach: a) do muzeum, w zbiorowej wy­cieczce z miejsca pracy — jest to forma wyróżnienia i nagrody, b) na jeden z różnego rodzaju ważnych zjaz­dów, jakie się tu od czasu do czasu odbywają — wchodzą wówczas delegaci i akredytowani dziennikarze, c) na wezwanie któregoś z urzędujących tu dygni­tarzy.W każdym z tych wypadków po przejściu przez bramę obowiązuje poruszanie się najkrótszą trasą do oznaczonego miejsca — tam i z powrotem.Spróbowałem od strony zachodniej, od bramy Troickiej, bo wiem, że to wejście dla ludzi, którzy przy­chodzą tu pieszo, dla szaraczków.Zatrzymało mnie dwóch oficerów milicji: przepustka! Pokazałem akre­dytację prasową.To za mało! Przepustka na Kreml! Gdzie idziecie? Na zjazd małych narodów Syberii.W istocie był taki zjazd.Odesłali mnie, żebym przy­niósł przepustkę.Była godzina czwarta po południu.Z Kremla tą samą bramą wychodzili z pracy drobni urzędnicy, sekretarki, woźni.Wszyscy nieśli torby wy­pchane zakupami z kremlowskich sklepów, siatki peł­ne skarbów prawdziwych — wędlin, serów, poma­rańcz.Obładowani kołysali się w stronę odległych przystanków autobusowych i stacji metra.Następnego dnia o tej samej porze zjawiłem się w bramie Troickiej z przepustką.Obejrzeli, porównali fotografię z oryginałem i upewnili się, że wiem, gdzie odbywa się zjazd, w którym budynku.W rzeczywisto­ści nie wiedziałem, bo też nie miałem zamiaru przy­słuchiwać się debatom Sybiraków, chciałem zobaczyć Kreml.Ale nie było to proste, o czym się zaraz przekona­łem.Otóż; minąwszy półmrok głębokiej i masywnej bramy, zobaczyłem przed sobą, już będąc wewnątrz, wielkie kamienne przestrzenie.Przede mną rozpoście­rała się równina dawnego placu Senackiego.Po pra­wej stronie miałem nowoczesną marmurową bryłę Pałacu Zjazdów, a po lewej — podłużny, na żółto pomalowany budynek Arsenału.Wszędzie było pusto i wszędzie czysto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl