[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem ciągle tym samym facetem, którego kochasz i który ciebie kocha.– Beau, ja ciebie kocham – powiedziała Cassy z niespodziewaną gwałtownością.– I myślę, że ty mnie też kochasz.Dla tej miłości wróć ze mną do domu.W centrum medycznym jest lekarka, która chce z tobą porozmawiać, dowiedzieć się, co cię zmieniło.Podejrzewa, że zaczęło się od tej grypy, którą miałeś.Proszę, zwalcz to, cokolwiek to jest! – Pomimo wysiłków Cassy, aby opanować uczucia, łzy popłynęły jej po policzkach.Nie chciała płakać, ale nie miała sił, żeby się powstrzymać.– Kocham cię – zdołała tylko powtórzyć.Beau wytarł palcem łzy w kącikach oczu Cassy.Odnosił się do niej z prawdziwą miłością.Przyciągnął ją do siebie i objął ramionami, przyciskając swoją twarz do jej.W pierwszej chwili chciała się cofnąć, ale czując ten mocny uścisk, poddała się.Też go objęła i zamknąwszy oczy, mocno przytuliła.Nie chciała, by odchodził, nigdy.– Kocham cię – wyszeptał.Jego usta pieściły ucho Cassy.– I pragnę, abyś dołączyła do nas.Stała się jedną z nas, ponieważ nie zdołasz nas powstrzymać.Nikomu się to nie uda!Cassy zesztywniała.Słowa Beau były jak nóż wbijany w serce.Otworzyła oczy.Z twarzą ciągle przyciśniętą do jego policzka dostrzegła rozmazany zarys ucha Beau.Ale nagle krew w żyłach zmroziła jej mała, sina plamka na skórze za uchem.Odruchowo podniosła rękę i dotknęła tego miejsca.Było szorstkie, prawie łuskowate i zimne.Beau mutował! W odruchu wstrętu spróbowała wyrwać się z jego objęć, ale trzymał ją mocno.Był mocniejszy, niż jej się zdawało.– Wkrótce do nas dołączysz, Cassy – szepnął.Nie zważał na jej wysiłki.– Dlaczego by nie teraz? Proszę!Zmieniła taktykę i zrezygnowała z prób wyswobodzenia się.Zamiast tego zanurkowała pod jego ramieniem, upadła na ziemię i natychmiast się poderwała.Jej miłość i obawy zmieniły się w przerażenie.Cofnęła się o kilka kroków.Jedynie widok łez w oczach Beau powstrzymał ją od natychmiastowej ucieczki.– Błagam! – mówił.– Dołącz do nas, najdroższa.Mimo tej nieoczekiwanej demonstracji uczuć, Cassy popędziła pod najbliższą pergolą w stronę szczytu domu.Kobieta, którą Cassy spotkała na ganku, przesunęła się do przodu.Dotąd stała dyskretnie z boku.Popatrzyła w oczy Beau i wskazała na Cassy.Beau zrozumiał gest.Pytała, czy ma posłać kogoś za nią.Wahał się.Walczył sam z sobą.W końcu pokręcił przecząco głową, odwrócił się i poszedł w kierunku czekających na niego osób.Kiedy większa część produktów z listy zakupów znalazła się w koszyku, Jonathan nagrodził się puszką coca-coli i przejechał przejściem między półkami z chipsami.Wybrał kilka ulubionych rodzajów i już wjeżdżał w sektor mięsny, kiedy jego wózek dosłownie zderzył się wózkiem Candee.– Mój Boże, Candee! – wykrzyknął zaskoczony.– Gdzie się podziewałaś? Dzwoniłem ze dwadzieścia razy.– Jonathan! – Candee była uradowana spotkaniem.– Tak się cieszę, że cię widzę, tęskniłam za tobą.– Tak? – zapytał Jonathan.Nie mógł nie zauważyć, że dziewczyna świetnie wygląda.Miała na sobie minisukienkę dokładnie opinającą górną część ciała.Każde wygięcie jej szczupłego, gibkiego ciała można było podziwiać.– Och, tak! Wiele o tobie myślałam.– Dlaczego nie byłaś w szkole? Szukałem cię.– Też cię szukałam.Jonathan siłą woli zdołał podnieść wzrok i spojrzeć na dziecinną twarz Candee.Uśmiechała się.Było w tym coś nienormalnego, chociaż kompletnie nie potrafił stwierdzić, co to takiego.– Chciałam ci powiedzieć, że myliłam się co do moich rodziców – oświadczyła Candee.– Całkowicie się myliłam.Zanim Jonathan zdołał zareagować na to zdumiewające oświadczenie, rodzice Candee wyszli zza regałów na końcu przejścia i podeszli do nich.Ojciec położył ręce na ramionach córki i rozpromienił się.– Widzisz, jaka to miła i ładna dzierlatka? – odezwał się z dumą Stan.– A dodatkową zaletą są dobre, zdrowe geny w jej jajnikach.Candee podniosła wzrok na ojca i obdarzyła go czułym spojrzeniem.Jonathan odwrócił wzrok.Czuł, że zaraz zwymiotuje.Ci ludzie powinni się znaleźć w zoo.– Czekaliśmy na ciebie – powiedziała Joy, matka Candee.– Może wpadłbyś do nas dziś wieczór.Będzie co prawda sporo dorosłych, ale przecież to nie znaczy, że wy, młodzi, nie będziecie mogli spędzić trochę czasu tylko ze sobą.– Tak, naprawdę, to brzmi znakomicie – odparł Jonathan.Zaczął wpadać w panikę, gdy spostrzegł, że Joy przesuwa się w jego stronę, przyciskając go do półek.Candee i Stan blokowali drogę odwrotu.– Możemy na ciebie liczyć? – spytała Joy.Jonathan rzucił spojrzenie na twarz Candee.Ciągle uśmiechała się tym samym uśmiechem i Jonathan zrozumiał, co było w nim dziwnego.Był fałszywy.To był ten rodzaj uśmiechu, który ludzie przywołują na twarz, gdy się do tego zmuszają.Nie odzwierciedlał wewnętrznych uczuć.– Mam dziś sporo pracy w domu – usprawiedliwiał się Jonathan.Zaczął się wycofywać z wózkiem.Joy zerknęła do koszyka chłopaka.– Rzeczywiście jesteś zajętym młodym człowiekiem.Ty także urządzasz dzisiaj spotkanie towarzyskie? Może wszyscy razem się spotkamy.– Nie, nie – zareagował nerwowo Jonathan.– Nikt nie przychodzi.Nic takiego, absolutnie.Po prostu mam zamiar oglądać telewizję i wziąłem trochę zakąsek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]