[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale tarcie dłońmi o deski, by rozgrzać skórę, uznano za rzadkie i sprytne.I chociaż bicie głową o ścianę zdarzało się często, to skok z posągu i lądowanie na głowie rzadko.I nikt z tych, co próbowali tego przed nią, nie miał dość siły woli, by tak długo utrzymać ręce za plecami.Świątynia szumiała od plotek, a wkrótce wieści dotarły do wszystkich świątyń Drogi.Dla Hań Fei-tzu było wielkim zaszczytem, że jego córka tak mocno oddana jest bogom.A historia o tym, jak niemal wpadł w obłęd, gdy Qing-jao próbowała samobójstwa, rozniosła się równie szeroko i poruszyła wiele serc.- Może i jest największym z bogosłyszących - mówili.- Ale też kocha swą córkę bardziej niż życie.I zaczęli go darzyć miłością równie wielką, jak przedtem szacunkiem.Wtedy właśnie zaczęli szeptać o możliwej boskości Hań Fei-tzu.- Jest wspaniały i silny.Bogowie zechcą go słuchać - powtarzali ludzie, którzy go cenili.- A przy tym jest tak uczuciowy, że zawsze będzie kochał mieszkańców Drogi i starał się czynić im dobro.Czy nie taki powinien być bóg planety?Oczywiście, decyzja musiała zapaść później.Póki człowiek nie umrze, nie może zostać nawet bogiem wioski, a co dopiero całej planety.Czy można ocenić, jakim będzie bogiem, póki nie pozna się całego jego życia, od początku do końca?Takie pogłoski wiele razy docierały do uszu Qing-jao.Gdy dorastała, świadomość, iż jej ojciec może zostać wybrany bogiem Drogi, stała się jednym z drogowskazów życia.Wtedy jednak i na zawsze zapamiętała, że to jego ręce niosły jej skręcone, poobijane ciało do łoża uzdrowienia, że to z jego oczu ciepłe łzy spływały na jej zimną skórę, jego głos szeptał cudowne, pełne miłości słowa dawnej mowy:- Moja ukochana, moja Jaśniejąca Blaskiem, nie zabieraj z mego życia swojego światła.Cokolwiek się stanie, nie czyń sobie krzywdy, gdyż wtedy z pewnością umrę.ROZDZIAŁ 4JANETak wielu twoich braci zostaje chrześcijanami.Wierzą w boga, którego sprowadzili ze sobą ludzie.Ty nie wierzysz w Boga ?Ten problem nigdy się nie pojawił.Zawsze pamiętałyśmy nasze początki.Wy ewoluowałyście.My zostaliśmy stworzeni.Przez wirusa.Przez wirusa, którego stworzył Bóg, by nas stworzyć.Więc ty również jesteś wierzący.Rozumiem wiarę.Nie.Ty pożądasz wiary.Pożądam jej w dostatecznym stopniu, by postępować tak, jakbym wierzył.Może tym właśnie jest wiara.Albo świadomym szaleństwem.Jak się okazało, nie tylko Valentine z Jaktem przeprowadzili się na statek Mira.Plikt przyszła także i zamieszkała w nędznej, małej komórce, gdzie nie miała nawet dość miejsca, by się dobrze wyprostować.Była anomalią tej podróży: ani rodzina, ani załoga, ale przyjaciel.Plikt słuchała wykładów Endera, gdy przebywał na Trondheimie jako mówca umarłych.I odkryła, zupełnie samodzielnie, że Andrew Wiggin był pierwszym Mówcą Umarłych, i że był też Enderem Wigginem.Valentine nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tę inteligentną młodą kobietę ogarnęła tak silna obsesja Endera Wiggina.Czasami myślała: może tak właśnie zaczynają się religie.Założyciel nie szuka uczniów; przychodzą sami i zmuszają go do nauk.W każdym razie Plikt pozostała z Valentine i jej rodziną przez te wszystkie lata, odkąd Ender opuścił Trondheim.Uczyła dzieci i pomagała w badaniach, wciąż czekając na dzień, gdy cała rodzina wyruszy, by się z nim połączyć.Dzień, w nadejście którego wierzyła tylko Plikt.Dlatego w drugiej połowie rejsu na Lusitanię czworo ludzi podróżowało statkiem Mira: Valentine, sam Miro, Jakt i Plikt.A przynajmniej tak sądziła Valentine.W trzecim dniu od spotkania dowiedziała się o piątym podróżnym, który towarzyszył im od samego początku.Tego dnia, jak zwykle, cała czwórka zebrała się na mostku.Poza tym nie mieli gdzie pójść.To był transportowiec - prócz mostku i kabin sypialnych miał tylko maleńki korytarz i toaletę.Całą resztę przeznaczono na ładunek, nie dla ludzi - przynajmniej takich, którzy wymagają choćby elementarnych wygód.Valentine nie przeszkadzał brak odosobnienia.Trochę zwolniła produkcję wywrotowych tekstów.Ważniejsze stało się poznanie Mira, a poprzez niego Lusitanii: jej mieszkańców, pequeninos, a szczególnie rodziny Mira - gdyż Ender poślubił Novinhę, jego matkę.Valentine chętnie wysłuchiwała takich informacji.Nie byłaby od tak dawna historykiem i biografem, gdyby nie nauczyła się ekstrapolować z drobnych faktów.Prawdziwym skarbem okazał się sam Miro.Zgorzkniały, niechętny, sfrustrowany, pełen obrzydzenia dla swego kalekiego ciała, ale to przecież zrozumiałe.Ledwie kilka miesięcy temu poniósł stratę i wciąż próbował odnaleźć się na nowo.Valentine nie obawiała się o jego przyszłość; widziała jasno, że ma silną wolę, że nie jest człowiekiem, który łatwo się załamuje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]