[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moroch skinął głową, widząc pierwszych Edur zbliżających się główną aleją.– Trzymać tę ścianę tarcz – warknął, stając pięć kroków przed nią.– To mała kompania.Wyślemy ich dusze do latryny Zbłąkanego.W odpowiedzi na te śmiałe słowa żołnierze zakrzyknęli głosami ochrypłymi od żądzy krwi.Miecze uderzyły o obręcze tarcz.Moroch uśmiechnął się.Zauważyli nas.– Spójrzcie na nich, towarzysze.Popatrzcie, jak się wahają.Żołnierze zaczęli wydawać bojowe okrzyki.Tiste Edur ruszyli naprzód.Prowadził ich wojownik spowity w złoto.Moroch już raz go widział.– Niech mnie Zbłąkany błogosławi – wyszeptał, odwracając się.– To cesarz! Ten złoty! – Odwrócił się ponownie, postąpił cztery kroki naprzód i zatrzymał się przy wejściu na most, unosząc miecz.– Rhuladzie z Edur! – zakrzyknął.– Walcz ze mną, ty cholerny dziwolągu! Walcz ze mną i zgiń!* * *Bugg wyciągnął rękę.– Widzicie tego faceta? To Turudal Brizad.To właśnie jemu wyrządzacie tę przysługę.Jeśli nie będzie wdzięczny, powiedzcie mu coś do słuchu.Muszę już lecieć, ale niedługo wrócę.Nagle usłyszeli wycie, dobiegające z północy i zachodu.– O cholera – mruknął Bugg.– Lepiej już ruszajcie.I chyba raczej pójdę z wami – dodał, zmierzając w stronę Zbłąkanego.– Corlo – warknął Żelazna Krata, gdy podążyli za lokajem.– Och, to go lekko zamroczyło, Zaprzysiężony.Nie słyszy nic poza tym wyciem.Żelazna Krata skinął głową.– Gotuj broń.Nie możemy tracić czasu.Ile ich jest, Corlo?– Sześć.To ich ulubiona liczba.– Ruszajmy.Bugg szedł przed nimi.Dzieliło go jeszcze piętnaście kroków od Turudala, który zwrócił się w stronę lokaja w tej samej chwili, kiedy Zaprzysiężony i jego drużyna wyprzedzili go biegiem.Gdy byli już blisko Zbłąkanego, bóg uniósł brwi i wskazał na wejście do zburzonej świątyni.Karmazynowi Gwardziści zmienili kierunek, przyśpieszając do pełnego sprintu, gdy przebiegli obok Turudala Brizada.Bugg usłyszał, jak Żelazna Krata woła do Zbłąkanego:– Miło-cię-poznać-do-zobaczenia-później.Potem Zaprzysiężony i jego żołnierze minęli boga.Popędzili prosto do mrocznego wejścia i zniknęli w środku.Rozległy się zwierzęce ryki, krzyki ludzi, ogłuszający łoskot czarów.* * *– On jest mój! – warknął Rhulad.Uniósł miecz i ruszył w stronę samotnego letheryjskiego żołnierza stojącego na drugim końcu mostu.– Cesarzu! – zawołał Hannan Mosag.– Zostaw go moim k’risnanom.Rhulad odwrócił się.– Nie! – wrzasnął.– Będziemy walczyć! Jesteśmy wojownikami! Ci Letheryjczycy zasłużyli na honorową śmierć! Nie chcemy już więcej słuchać twych słów! – Cesarz ponownie spojrzał przed siebie.– Ten, ten odważny żołnierz.Chcę z nim walczyć.– Chce, żeby ten Letheryjczyk go zabił – mruknął stojący obok Trulla Fear.– Poznaję go.On towarzyszył delegacji.Trull skinął głową.To był finadd, letheryjski kapitan i osobisty strażnik księcia Quillasa.Nie pamiętał jego imienia.Nie ulegało wątpliwości, że Rhulad go nie poznał.Cesarz ruszył w stronę przeciwnika, unosząc cętkowany miecz.* * *Moroch Nevath uśmiechnął się.Rhulad Sengar, który zginął tylko po to, by powrócić.Jeśli pogłoski były prawdziwe, później, w Trate, poległ po raz drugi.Ale tym razem zabiję go na dobre.Pokrajam na plasterki.Czekał, obserwując zbliżającego się cesarza.Rhulad oszczędzał prawą stronę, wysuwał prawą stopę nieco do przodu.Ten szczegół powiedział Morochowi, że jego przeciwnik uczył się walczyć jednoręcznym mieczem, a nie dwuręcznym okropieństwem, które trzymał teraz chwiejnie przed sobą niczym zbyt wielką maczugę.Nagła szarża nie była właściwie zaskoczeniem, była nim jedynie szybkość, z jaką oręż pomknął ku głowie Morocha.Finadd ledwie zdołał uniknąć przecięcia głowy na pół, uchylając się w prawo.Rozległ się ogłuszający brzęk.Miecz uderzył w hełm Morocha, wstrząsając jego ciałem.Klinga ugrzęzła i hełm zleciał z głowy.Finadd odskoczył do tyłu, pochylając się tak nisko, jak tylko mógł, a potem wyprostował się znowu.Górna trzecia część klingi jego miecza spływała krwią.Powstrzymał napastnika cięciem w nogę.Rhulad zatoczył się do tyłu.Z jego prawego uda tryskała krew.Wysunięta do przodu noga zawsze była narażona na atak.Zobaczymy, jak teraz zatańczysz, cesarzu.Moroch otrząsnął się z oszołomienia wywołanego ciosem w głowę.Mięśnie i ścięgna jego szyi oraz pleców krzyczały bezgłośnie z bólu.Wiedział, że jest ranny.Na razie jednak obie jego ręce wciąż były sprawne.Rhulad wrzasnął przeraźliwie i ponownie rzucił się do ataku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]